sobota, 15 września 2012

21. Teraz bądź silna.

Selena


            Patrzyłam w ciszy na ścianę nie mogąc uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. Nie , nie płakałam. Po prostu byłam…pusta w środku. Nie wiedziałam jak nazwać to co czuję.
   -Poroniła.- To jedno słowo odbijało się echem w mojej głowie. Gdy tylko powiadomiono o tym pana Jonsona natychmiast zbladł. W tamtej chwili obrzucił Marcusa zawistnym spojrzeniem.
   -Jeżeli nie wyjdzie z tego cało to będzie to twoja wina.- Warknął cicho w jego stronę i poszedł porozmawiać na osobności z lekarzem.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
Podniosłam głowę a moim oczom ukazała się smutna twarz Lucasa. Zrobiło mi się jakby cieplej.
   -Marcus do niej wszedł. Jak wyjdzie będziemy mogli do niej zajrzeć.- Powiedział klękając przede mną.
Zamknęłam oczy.
Przypomniało mi się jak doszło do tego ,że dziś tu byłam. Siedziałam sobie spokojnie w swoim pokoju i czytałam książkę. Po jakimś czasie zawołał mnie tata żebym natychmiast zeszła na dół. Gdy zauważyłam ,że w salonie razem z tatą jest Luc uśmiechnęłam się na jego widok. Jednak gdy spojrzał mi w twarz uśmiech natychmiast zniknął. Jego oczy byłby przepełnione bólem. Gdy zapytałam o co chodzi ten tylko powiedział ,że Cloe jest w szpitalu. Wsiedliśmy do samochodu i w zupełnej ciszy dojechaliśmy pod budynek.
   -Dlaczego mi nic nie powiedziała ? Dlaczego mnie również okłamywała ?- Zapytałam patrząc mu w oczy.- Przecież się przyjaźnimy.- To ostatnie dodałam szeptem.
   -Nie chciała cię narażać na kolejny stres. No wiesz to całe porwanie…- Przerwałam mu.
   -Porwanie ? A co to ma do rzeczy. Już wszystko jest dobrze. Nie musicie mnie traktować jak jakieś jajko które może się w każdej chwili zbić !- Podniosłam głos.- Chciałabym przy niej być…- Mruknęłam już ciszej.
   -Nie bądź zła na Cloe ona chciała twojego dobra. Miała zamiar ci powiedzieć ale nie w ten sposób.- Westchnęłam. Lucas miał racje. Mój ukochany dotknął mojego policzka i delikatnie musnął swoimi ustami moje.
   -Pamiętaj ,że cię kocham. Ona tak samo.- Dodał.
   -Wiem. Ja was też.- Odparłam a na mojej twarzy pojawił się zalążek uśmiechu.
Po chwili z sali naprzeciw wyszedł Marco.
   -Chce żebyśmy weszli wszyscy.- Powiedział cicho chłopak. Był załamany. Było mi go naprawdę szkoda.
Kilka krzesełek dalej siedział Jimi i Ash. Oni również wstali. Łamiąc zasady wszyscy weszliśmy do pomieszczenia w  którym znajdowała się Cloe i otoczyliśmy jej łóżko.
Była okropnie blada. Jej oczy straciły dawny blask. Jeżeli Marco był załamany to Cloe zdruzgotana.
Patrzyłam w ciszy na jej twarz. Po chwili po policzkach zaczęły płynąć jej łzy. Usiadłam na łóżku obok niej i ją przytuliłam. Moment później wszyscy byliśmy pogrążeni w jednym uścisku. W tej pozycji zastał nas pan Jonson.
Wszyscy na niego spojrzeliśmy.
   -Cloe może wrócić do domu jutro. Musi zostać na noc na obserwacje.- Blondynka spojrzała na swojego ojca. Mówił tak jak byłej tu nie było.
   -Wracajcie do domu.- Powiedziała Cloe patrząc na nas wszystkich.- Nie musicie się męczyć.
   -Ja zostaję.- Powiedział głośno Marco łapiąc swoją ukochaną za dłoń. Ta blado się uśmiechnęła.
   -Ja też.- Dodałam.
   -Nie. Ty wracaj do domu.- Powiedziała moja przyjaciółka. Poczułam się jakby mi wbiła nóż w brzuch.- Musisz odpocząć. Wszyscy musicie.
Gdy do niej podeszłam chcąc ją przytulić na pożegnanie szepnęła.
   -Przepraszam ,że nie powiedziałam wcześniej…
   -Nie masz za co przepraszać. Ty tylko się o mnie troszczyłaś. Teraz bądź silna.- Pocałowałam ją w czubek głowy. Wszyscy się z nią pożegnali i wyszliśmy na korytarz.
   -Luc ty odwieź Selene a ja odwiozę Jimiego i Ashley. Dziś zostanę na noc z Cloe.- Powiedział pan Jonsona a wszyscy mu przytaknęli.


                                                                  ***


            Tej nocy nie mogłam zasnąć. Ciągle myślałam o tym co teraz musi czuć Cloe i jakie to dla niej okropnie trudne przeżycie. Westchnęłam. Gdy wydawało mi się ,że od teraz już wszystko będzie dobrze ,życie zaczynało mi się śmiać prosto w twarz z mojej naiwności. Westchnęłam.
Nagle usłyszałam dźwięk wiadomości.
Lucas.
   -Ty też nie możesz spać ?- Przeczytałam na głos. Odpisałam mu ,że tak. Ten po chwili odpisał ,że on nie może tak bezczynnie siedzieć w domu i mam się ubierać. Nie zadając zbędnych pytań odpisałam :ok. Założyłam pierwsze lepsze spodnie i bluzkę a na to cieplejszą bluzę. Pomimo tego ,że był to już pierwszy tydzień wakacji noce nadal były zimne.
Po dziesięciu minutach usłyszałam jego głos pod moim balkonem. Wyszłam na niego i przechodząc przez barierki zsunęłam się na ziemię. Lucas złapał mnie za rękę.
   -Ufasz mi ?- Zapytał. Pokiwałam twierdząco głową.- No to chodźmy.


 ______
 OD JEMI: Bardzo krótki ale wpłynął na to brak czasu. Mam nadzieję ,że się podoba ;) Zmierzamy ku końcu opowiadania :) Podekscytowani ? :D
DEDYK FOR: Dla naszych czytelników za to ,że jesteście ! :* To dla nas bardzo ważne.
NASTĘPNY: Hyllie (Uwarowit)  :)


czwartek, 30 sierpnia 2012

20. W końcu... zawsze się tak przy nim czułam.

Cloe
   Wróciliśmy z Ash z kilkoma kubkami kawy. Po jednym dla każdego, ale dwa zostały. Rozejrzałam się wkoło. Selena i Lucas zniknęli. Mam nadzieję, że się pogodzą i że Sel da sobie wszystko wytłumaczyć. Właśnie wwieźli mojego chłopaka na inną salę, na której można było go odwiedzić. Byłam z nim sama. Nadal był pod wpływem narkozy. Patrzyłam na jego posiniaczoną twarz, a po moich policzkach spływały pojedyncze krople łez. Trzymałam go za dłoń i zastanawiałam się jak to będzie za kilka tygodni, kiedy Marco się obudzi. Zabieg się udał, jedyna dobra wiadomość co do ostatnich wydarzeń. Rozmyślałam i rozmyślałam, a z tych moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk zachrypniętego głosu.
- Cloe?
- Jestem tu Marco...
- Cloe, co się stało? Pamiętam tylko jak nasz samochód zaczął dachować i... i właśnie nic później - wykrzyczał.
- Wszystko dobrze, Marco. Wszystko dobrze, uspokój się. Wszyscy żyją, Selena poszła tylko porozmawiać z Lucasem, Jimi został postrzelony przez Joe, ale na szczęście to tylko draśnięcie. Najgorzej na tym wyszedłeś ty.
- Więc teraz już wszystko będzie dobrze?
- Mam taką nadzieję - powiedziałam i się uśmiechnęłam - Odpoczywaj, ja zaraz wrócę.
   Wstałam, dałam Marcowi buziaka w policzek i wyszłam z sali. Zbliżała się godzina ósma wieczorem. Podeszłam do ojca i powiedziałam, że idę coś zjeść, bo już nie wytrzymuję. Minęłam bez słowa Jimiego i śpiącą mu na kolanach Ashley. Schodząc schodami do mini baru szpitalnego zobaczyłam Sel i Luca. Szli za rękę, weseli jak nigdy. Co chwila chichotali. Poszłam do nich.
- Teraz idziecie ze mną coś zjeść, albo będę was torturować - dziwnie na mnie spojrzeli i zaczęli się śmiać.
- Tak jest, o pani - odpowiedział mi Lucas, a ja szturchnęłam go łokciem.
   Zjedliśmy w trójkę kilka porcji frytek. Byłam na prawdę głodna, ale cóż... jestem w ciąży. No właśnie... Są już tylko dwie rzeczy, które muszę zrobić: wyznać Selenie i Ashley, że to ja jestem Emmą i zrezygnować z kariery. Nie chcę już być Emmą, chcę mieć normalne życie i nie musieć już nikogo więcej udawać. Teraz liczy się dla mnie dziecko, Marco, Selena, Lucas, Jimi, Ashley.
***
   Poszliśmy na górę. Luc i Jim poszli do Wers'a, a ja zostałam z dziewczynami. Chciałyśmy porozmawiać, ale niestety podsłuchiwali nas ojcowie. Wybrałyśmy się więc na spacer dookoła szpitala. Wraz z na nowo zakochaną Ash dowiedziałyśmy się o tym, że Lucas wyjaśnił wszystko Selenie. Mam już nadzieję, że teraz wszystko ułoży się szczęśliwie. Czekam już tylko na to, aby Marco wyszedł ze szpitala i na narodziny. Jednak najpierw trzeba o nich powiedzieć rodzicom. Co do mamy będę musiała najpierw zobaczyć, czy nie jest znowu pijana.
- Dziewczyny... tak w ogóle to co u Miley? i czemu Philip się nie odzywa od tak dawna? - wyparowałam nagle.
- Co do Miley to wiem, że jest szczęśliwa i powróciła do 'dawnej siebie'. Podobno chodzi z jakimś przystojniakiem od dość długiego czasu - odpowiedziała mi blondynka.
- A Philip? - zapytałam ponownie.
- Jeśli chodzi o niego to same nie wiemy... - odparła Sel.
- Hmmm... musimy kiedyś to sprawdzić - rzekła dziwnym głosem Ashley.
- Wiecie co? - zapytałam, wyrwana z kontekstu - Dokładnie za tydzień mija rok od czasu naszego poznania... Przyjdźmy w piątek na plażę.
***
   Mijał dzień za dniem. W czwartek rano, Marca wypisano ze szpitala. Co jak co, ale po tak ważnej operacji zbierał się tak szybko jak nikt inny. Wciąż był obolały... wciąż posiniaczony, ale wyglądał dużo lepiej. Wiedziałam, że już nic nie może nam tego zepsuć, ale w końcu będę musiała porozmawiać z nim o jego matce... Ten moment właśnie nadszedł. Siedzieliśmy wieczorem we dwójkę popijając lemoniadę na ganku naszego domu, patrząc na zachód słońca schowanego gdzieś za innymi budynkami. Zamknęłam na chwilę oczy. Wszystko było takie piękne... ale musiałam go zapytać...
- Marco? - zaczęłam powoli, chłopak tylko spojrzał na mnie wyczekująco - Dlaczego... Dlaczego nie powiedziałeś mi o śmierci swojej matki?
- Ja... Ja nie wiem Cloe... Byłem zbyt zajęty myśleniem o naszej trójce, niedługo staniemy się... rodziną. Ty nagrywałaś na planie i jeszcze porwanie Seleny... Chyba po prostu nie chciałem dokładać ci zmartwień - odpowiedział prawie niesłyszalnie wpatrując się w tuję rosnącą przed domem.
- Marco, wiem, że ostatnio dużo się dzieje, ale nie mówiąc mi o tym zostałeś z tym sam i nie mogę uwierzyć, że przyszło ci tak łatwo utrzymywanie tego w tajemnicy - jęknęłam.
- Bo nie przyszło łatwo... czasami miałem ochotę rozwalić cały pokój i powiedzieć ci o tym - po jego policzku spłynęła łza - Powiedzieć...
   Przytuliłam się do chłopaka mocno. Chciałam aby ten moment trwał całą wieczność. W sumie trwał on dość długo po do samego ranka, do czasu obudzenia nas przez tatę.
- No ładnie, ja was szukam po całym domu, a wy śpicie na ganku! Jajecznica gotowa... - powiedział tata rozbawiony do łez.
- Yhmm... mniam, jajecznica - mruknęłam w stronę Marca.
- Wiesz... trzeba mu w końcu powiedzieć, twój brzuszek powoli się zaokrągla... - powiedział całując mnie w czoło.
   Weszliśmy do domu. Od razu pobiegłam do łazienki ogarnąć jakoś mój wygląd. Gdy zeszłam na dół, przy stole siedzieli już czterej najbliżsi mi mężczyźni. Usiadłam na wolnym miejscu i zajadałam się pyszną jajecznicą taty. Zamyśliłam się. Kiedy Lucas coś do mnie mówił, nawet nie słyszałam... Marco po chwili szturchnął mnie w bok, ocknęłam się i zobaczyłam zdziwione twarze wszystkich tu obecnych.
- Przepraszam... - szepnęłam i wstałam od stołu.
   Poszłam na górę i leżałam na swoim łóżku, gapiąc się w sufit... Minęło trochę czasu zanim dołączył do mnie mój chłopak. Bez słowa położył się koło mnie i mocno mnie do siebie przytulił. Zasnęłam w jego objęciach jak mała dziewczynka. W końcu... zawsze się tak przy nim czułam. Jak mała, bezbronna, ale szczęśliwa dziewczynka.
***
   Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Migrena. Cały świat wirował. Czułam się dziwnie, cała byłam obolała. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zobaczyłam pół zakrwawionego łóżka. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Obudziłam Marca i w tej samej chwili uświadomiłam sobie skąd wzięła się cała ta krew. Do moich nozdrzy napływał tylko jeden zapach, zapach śmierci. Przed oczami ukazały się czarne plamy i w końcu nicość, która jak myślałam, pochłonie mnie na zawsze... Przed zupełnym odlotem usłyszałam tylko przeraźliwy krzyk Marcello... i koniec.
--------------------------------------------------------------------------------------
OD Hyllie/Uwarowit: yhmmm... myślę, że w wypadku tego rozdziału lepiej zostawię tą część bez komentarza ;o + teraz podpisuję się Uwarowit, więc i tu zacznę :D
DEDYK For: Karolina < za wczorajszy dzień spędzony z Tobą :D :***
NASTĘPNY: Jemi...