czwartek, 30 sierpnia 2012

20. W końcu... zawsze się tak przy nim czułam.

Cloe
   Wróciliśmy z Ash z kilkoma kubkami kawy. Po jednym dla każdego, ale dwa zostały. Rozejrzałam się wkoło. Selena i Lucas zniknęli. Mam nadzieję, że się pogodzą i że Sel da sobie wszystko wytłumaczyć. Właśnie wwieźli mojego chłopaka na inną salę, na której można było go odwiedzić. Byłam z nim sama. Nadal był pod wpływem narkozy. Patrzyłam na jego posiniaczoną twarz, a po moich policzkach spływały pojedyncze krople łez. Trzymałam go za dłoń i zastanawiałam się jak to będzie za kilka tygodni, kiedy Marco się obudzi. Zabieg się udał, jedyna dobra wiadomość co do ostatnich wydarzeń. Rozmyślałam i rozmyślałam, a z tych moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk zachrypniętego głosu.
- Cloe?
- Jestem tu Marco...
- Cloe, co się stało? Pamiętam tylko jak nasz samochód zaczął dachować i... i właśnie nic później - wykrzyczał.
- Wszystko dobrze, Marco. Wszystko dobrze, uspokój się. Wszyscy żyją, Selena poszła tylko porozmawiać z Lucasem, Jimi został postrzelony przez Joe, ale na szczęście to tylko draśnięcie. Najgorzej na tym wyszedłeś ty.
- Więc teraz już wszystko będzie dobrze?
- Mam taką nadzieję - powiedziałam i się uśmiechnęłam - Odpoczywaj, ja zaraz wrócę.
   Wstałam, dałam Marcowi buziaka w policzek i wyszłam z sali. Zbliżała się godzina ósma wieczorem. Podeszłam do ojca i powiedziałam, że idę coś zjeść, bo już nie wytrzymuję. Minęłam bez słowa Jimiego i śpiącą mu na kolanach Ashley. Schodząc schodami do mini baru szpitalnego zobaczyłam Sel i Luca. Szli za rękę, weseli jak nigdy. Co chwila chichotali. Poszłam do nich.
- Teraz idziecie ze mną coś zjeść, albo będę was torturować - dziwnie na mnie spojrzeli i zaczęli się śmiać.
- Tak jest, o pani - odpowiedział mi Lucas, a ja szturchnęłam go łokciem.
   Zjedliśmy w trójkę kilka porcji frytek. Byłam na prawdę głodna, ale cóż... jestem w ciąży. No właśnie... Są już tylko dwie rzeczy, które muszę zrobić: wyznać Selenie i Ashley, że to ja jestem Emmą i zrezygnować z kariery. Nie chcę już być Emmą, chcę mieć normalne życie i nie musieć już nikogo więcej udawać. Teraz liczy się dla mnie dziecko, Marco, Selena, Lucas, Jimi, Ashley.
***
   Poszliśmy na górę. Luc i Jim poszli do Wers'a, a ja zostałam z dziewczynami. Chciałyśmy porozmawiać, ale niestety podsłuchiwali nas ojcowie. Wybrałyśmy się więc na spacer dookoła szpitala. Wraz z na nowo zakochaną Ash dowiedziałyśmy się o tym, że Lucas wyjaśnił wszystko Selenie. Mam już nadzieję, że teraz wszystko ułoży się szczęśliwie. Czekam już tylko na to, aby Marco wyszedł ze szpitala i na narodziny. Jednak najpierw trzeba o nich powiedzieć rodzicom. Co do mamy będę musiała najpierw zobaczyć, czy nie jest znowu pijana.
- Dziewczyny... tak w ogóle to co u Miley? i czemu Philip się nie odzywa od tak dawna? - wyparowałam nagle.
- Co do Miley to wiem, że jest szczęśliwa i powróciła do 'dawnej siebie'. Podobno chodzi z jakimś przystojniakiem od dość długiego czasu - odpowiedziała mi blondynka.
- A Philip? - zapytałam ponownie.
- Jeśli chodzi o niego to same nie wiemy... - odparła Sel.
- Hmmm... musimy kiedyś to sprawdzić - rzekła dziwnym głosem Ashley.
- Wiecie co? - zapytałam, wyrwana z kontekstu - Dokładnie za tydzień mija rok od czasu naszego poznania... Przyjdźmy w piątek na plażę.
***
   Mijał dzień za dniem. W czwartek rano, Marca wypisano ze szpitala. Co jak co, ale po tak ważnej operacji zbierał się tak szybko jak nikt inny. Wciąż był obolały... wciąż posiniaczony, ale wyglądał dużo lepiej. Wiedziałam, że już nic nie może nam tego zepsuć, ale w końcu będę musiała porozmawiać z nim o jego matce... Ten moment właśnie nadszedł. Siedzieliśmy wieczorem we dwójkę popijając lemoniadę na ganku naszego domu, patrząc na zachód słońca schowanego gdzieś za innymi budynkami. Zamknęłam na chwilę oczy. Wszystko było takie piękne... ale musiałam go zapytać...
- Marco? - zaczęłam powoli, chłopak tylko spojrzał na mnie wyczekująco - Dlaczego... Dlaczego nie powiedziałeś mi o śmierci swojej matki?
- Ja... Ja nie wiem Cloe... Byłem zbyt zajęty myśleniem o naszej trójce, niedługo staniemy się... rodziną. Ty nagrywałaś na planie i jeszcze porwanie Seleny... Chyba po prostu nie chciałem dokładać ci zmartwień - odpowiedział prawie niesłyszalnie wpatrując się w tuję rosnącą przed domem.
- Marco, wiem, że ostatnio dużo się dzieje, ale nie mówiąc mi o tym zostałeś z tym sam i nie mogę uwierzyć, że przyszło ci tak łatwo utrzymywanie tego w tajemnicy - jęknęłam.
- Bo nie przyszło łatwo... czasami miałem ochotę rozwalić cały pokój i powiedzieć ci o tym - po jego policzku spłynęła łza - Powiedzieć...
   Przytuliłam się do chłopaka mocno. Chciałam aby ten moment trwał całą wieczność. W sumie trwał on dość długo po do samego ranka, do czasu obudzenia nas przez tatę.
- No ładnie, ja was szukam po całym domu, a wy śpicie na ganku! Jajecznica gotowa... - powiedział tata rozbawiony do łez.
- Yhmm... mniam, jajecznica - mruknęłam w stronę Marca.
- Wiesz... trzeba mu w końcu powiedzieć, twój brzuszek powoli się zaokrągla... - powiedział całując mnie w czoło.
   Weszliśmy do domu. Od razu pobiegłam do łazienki ogarnąć jakoś mój wygląd. Gdy zeszłam na dół, przy stole siedzieli już czterej najbliżsi mi mężczyźni. Usiadłam na wolnym miejscu i zajadałam się pyszną jajecznicą taty. Zamyśliłam się. Kiedy Lucas coś do mnie mówił, nawet nie słyszałam... Marco po chwili szturchnął mnie w bok, ocknęłam się i zobaczyłam zdziwione twarze wszystkich tu obecnych.
- Przepraszam... - szepnęłam i wstałam od stołu.
   Poszłam na górę i leżałam na swoim łóżku, gapiąc się w sufit... Minęło trochę czasu zanim dołączył do mnie mój chłopak. Bez słowa położył się koło mnie i mocno mnie do siebie przytulił. Zasnęłam w jego objęciach jak mała dziewczynka. W końcu... zawsze się tak przy nim czułam. Jak mała, bezbronna, ale szczęśliwa dziewczynka.
***
   Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Migrena. Cały świat wirował. Czułam się dziwnie, cała byłam obolała. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zobaczyłam pół zakrwawionego łóżka. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Obudziłam Marca i w tej samej chwili uświadomiłam sobie skąd wzięła się cała ta krew. Do moich nozdrzy napływał tylko jeden zapach, zapach śmierci. Przed oczami ukazały się czarne plamy i w końcu nicość, która jak myślałam, pochłonie mnie na zawsze... Przed zupełnym odlotem usłyszałam tylko przeraźliwy krzyk Marcello... i koniec.
--------------------------------------------------------------------------------------
OD Hyllie/Uwarowit: yhmmm... myślę, że w wypadku tego rozdziału lepiej zostawię tą część bez komentarza ;o + teraz podpisuję się Uwarowit, więc i tu zacznę :D
DEDYK For: Karolina < za wczorajszy dzień spędzony z Tobą :D :***
NASTĘPNY: Jemi...