piątek, 14 października 2011

19. Kto raz skłamał będzie kłamał już do końca !


                                                  Selena


Gdy tylko mnie poinformowano o operacji Marcusa od razu poprosiłam tatę o to żeby zawiózł mnie do szpitala. Nie mogłam w takiej chwili zostawić Cloe samej. Wiedziałam ,że na pewno potrzebuje teraz wsparcia. Za godzinkę miała wpaść do mnie Ashley ale wiedziałam ,że jeżeli pojadę zobaczyć co z Marciem na pewno nie wrócę wcześniej niż późnym wieczorem. Wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer przyjaciółki. Po trzech sygnałach odebrała.
-Sel ? Coś się stało ?- Zapytała szybko.
-Mi też miło cię usłyszeć.- Powiedziałam sarkastycznie. Od czasu porwania gdy tylko do kogoś zadzwonię padają takie pytania.- Słuchaj, dziś nie dam rady się spotkać.
-Ok. rozumiem…A mogę wiedzieć czemu ?
-No jasne. Jakieś pięć minut temu zadzwonił do mnie pan Jonson i powiedział ,że stan Markusa jest bardzo ciężki i jeszcze dziś będzie miał przeprowadzaną ważną operacje. Chcę jechać i wesprzeć Cloe. Gniewasz się ?- O to ostatnie zapytałam dość niepewnie.
-Oczywiście ,że nie. Sel a mogłabym pojechać z tobą ?
-Bez problemu. Za jakieś piętnaście minut podjedziemy pod twój dom. Bądź gotowa.- powiedziałam szybko. Po usłyszeniu twierdzącej odpowiedzi rozłączyłam się i poszłam się przygotować. Stare dresy zamieniłam na jasne dżinsy a rozciągnięty T-shirt na białą bokserkę. Na siebie ubrałam jeszcze długi rozpinany sweterek w czarne i szare pasy. Rozpuściłam włosy i byłam gotowa. Gdy zeszłam na dół tata się uśmiechnął i od razu wyszliśmy.
            Jadąc zastanawiałam się ile mnie ominęło przez ten czas i jak wszystkie wydarzenia z czasu porwania odbiją się na mojej psychice. Odruchowo dotknęłam rozciętej wargi. Na moim ciele znajdowały się gdzieniegdzie jeszcze siniaki. Rozcięta warga czy siniaki znikną a niektóre urazy odbite na mojej psychice nie. Już zawszę będę się bała zamkniętych pomieszczeń czy spacerów nocą.
-O czym myślisz kochanie ?- Zapytał tata spoglądając na mnie z troską.
-O tym co mnie ominęło.- Powiedziałam z delikatnym uśmiechem na twarzy.
-Wybacz wiem ,że to nie najlepszy moment ale chciałbym porozmawiać z tobą o tym jak cię traktowano przez TEN czas.- Spojrzałam na niego niepewnie.
-Przecież policja już wszystkich przesłuchiwała.- Mruknęłam. Tak…zaraz po tym jak z vana Jonsonów wyjęto Maca i przewieziono go razem ze mną i Jimim do szpitala. U mnie było tylko kilka siniaków i niegroźnych ran. Jimiego postrzelił Joe ale ten i tak miał szczęście bo kula ledwie co go drasnęła i założono mu opatrunek. Marco został w szpitalu a reszta pojechała na przesłuchania. To były najdłuższe trzy godziny w moim życiu. Gdy w końcu dano nam spokój wróciliśmy do domów.
-Proszę tato…nie teraz.- Szepnęłam.
-Dobrze. Porozmawiamy później.- Powiedział spoglądając na mnie przepraszająco. Uśmiechnęłam się do niego po czym zatrzymaliśmy się pod domem Ashley. Dziewczyna po chwili wsiadła do auta i ruszyliśmy.
            Wbiegliśmy do budynku szpitala. Tata poszedł się dowiedzieć gdzie obecnie jest operowany Marco. Po chwili wrócił z informacją na którym piętrze odbywa się operacja i która to sala.
            Weszliśmy na długi biały korytarz. W oddali widać było cztery osoby. Skierowaliśmy się w tamtym kierunku. Szukałam wzrokiem przyjaciółki gdy tylko ją zauważyłam szybko do niej podeszłam i mocno ją do siebie przytuliłam. Ta zaczęła płakać. Głaskałam ją po włosach nawet nie wyobrażając sobie co może w takiej chwili czuć. Powoli opanowała płacz po czym mruknęła :
-Powinnaś z nim pogadać.- Westchnęła. Nie chciałam rozmawiać z Lucasem.
-Chcesz kawy ?- Zapytałam Cloe próbując zmienić temat.
- Nie zmieniaj tematu... oboje cierpicie i każdy to zauważy –Powiedziała- Kawę sama przyniosę. Idziesz Ash?
-Hmmm ?- Zapytała totalnie zdezorientowana blondynka.
- Po kawę... Idziesz? - Zapytała drugi raz.
-Tak , jasne…-Mruknęła patrząc przed siebie. Spojrzałam w tym samym kierunku i wszystko już było jasne. Blondynka patrzyła na Jimiego. Uśmiechnęłam się delikatnie na ten widok. Zakochała się ? Dziewczyna w końcu wstała ze swojego miejsca i odeszła z Cloe. Patrzyłam na ich znikające postacie. Westchnęłam i poprawiłam sweterek. Zerknęłam na Lucasa właśnie w tamtym momencie nasze oczy się spotkały a moje serce zaczęło niesamowicie krwawić. Chłopak spojrzał na mnie smutno po czym podszedł i zapytał :
-Porozmawiamy ?- Widziałam zaciekawione miny Pana Jonsona , mojego taty i Jimiego więc odparłam tylko.
-Nie tutaj. Chodź…przejdziemy się.
Nawet po wyjściu ze szpitala szliśmy w zupełnej ciszy. Patrzyłam na swoje nogi.
-Jak się czujesz ?- Zapytał.
-Lepiej…Na szczęście nic poważniejszego mi się nie stało. Tylko kilka siniaków i zadrapań.-Mam jeszcze złamane serce. Pomyślałam.- A ty jak się czujesz ?- Powiedziałam beznamiętnie.
-Jak myślisz ? Jak może się czuć osoba która w jednej chwili traci wszystko ? A potem gdy to w końcu odzyskuje okazuje się ,że już jest za późno…i ona nie należy do niego ?- Powiedział zdenerwowany. Patrzyłam na niego zaskoczona.
-Sam sobie na to zasłużyłeś Lucas…- Szepnęłam.- Rozumiem. Nie kochasz mnie więc po co udajesz ?! Żeby było mi lepiej ?! Nie potrzebuje twojej łaski ! Znowu zapomniałeś ,że jesteś zaręczony ?!- Krzyknęłam ze łzami w oczach.
-Nie jestem zaręczony…- Powiedział szybko.
-Nie kłam !- Warknęłam a po moich policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy.- Nie dość już wycierpiałam ?!
-Wiem ,że to wszystko moja wina…-Szepnął.- Wtedy nie dałaś mi nic wytłumaczyć , przynajmniej teraz mi pozwól.
-Nie ! Nie chcę słuchać twoich kłamstw !
-A skąd pomysł ,że będę kłamał ?!- Krzyknął.
-Kto raz skłamał będzie kłamał już do końca !- Warknęłam i uderzyłam go w klatkę piersiową.- Zostaw mnie !- Krzyknęłam odchodząc.
-Kocham cię ! Dla ciebie zerwałem zaręczyny z Chandrą ! Od zawsze liczyłaś się tylko ty !- Krzyczał. Odwróciłam się ze łzami w oczach.- Tego dnia…gdy walczyliśmy w sklepie o jogurt zakochałem się w tobie. Już dawno nic nie czułem do Chandry. Byłem z nią bo nie chciałem jej ranić. Później nie miałem pojęcia jak jej to powiedzieć. A potem był nasz pocałunek i to cholerne porwanie. Selena musisz mi uwierzyć !- Patrzyłam na niego w osłupieniu. Było okropnie zimno. Zamknęłam i otworzyłam oczy.- Proszę…- Szepnął. W świetle księżyca zalśniła jedna pojedyńcza łza spływająca po jego policzku. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się w ramiona.
Po raz pierwszy od tak długiego czasu czułam się bezpiecznie i we właściwym miejscu.
-Też cię kocham.- Powiedziałam całując go. Staraliśmy się sobą jak najbardziej nasycić próbując zaspokoić tęsknotę. W tamtym momencie już nic się nie liczyło. 


______
Od Jemi : Powoli kończymy bloga...Myśle ,że to dobrze bo wszystko już za długo się ciągnęło. No ale mam nadzieje ,że to co tu jeszcze przeczytacie wam się spodoba :)
Następny : Hyllie :*:*:*

piątek, 7 października 2011

18. To nie może być prawda!

Cloe   
Wychodziłam z Lucasem od Sel. Próbowała mu wyjaśnić, dlaczego powiedziała do Joe, to co powiedziała. Nie umiał tego pojąć, a może po prostu nie chciał? Nie wiem. Dziś zerwał z Chandrą. Podobno płakała i to bardzo. Lecz ja i Jim nie przepadaliśmy za nią.
- Zawieziesz mnie do szpitala, do Marca? - zapytałam go po chwili.
- Jasne - posłał mi "niby uśmiech".
   Dojechaliśmy na miejsce. Weszliśmy do sali, Marco był wciąż nieprzytomny. Usiadłam koło niego. Po chwili do sali wszedł doktor Stevens.
- Marco jest w naprawdę złym stanie - powiedział - Musimy zrobić mu operację, która jest bardzo ryzykowna.
- Tak? - zapytałam widząc, że chce powiedzieć coś jeszcze.
- Normalnie o zgodę pyta się rodziców, rodzinę, ale skoro on został sam musimy zapytać waszego ojca, Cloe.
- Jak to "został sam"? A jego matka?
- Obiecałem Marcowi, że nikomu nie powiem, ale to naprawdę konieczne... Jego matka zmarła półtora miesiąca temu - wybałuszyłam oczy.
- Jak to? Nic mi nie powiedział...
- Nie chciał cię martwić... - dr Stevens znał nas od dawna, ponieważ przyjeżdżaliśmy tu z naszą matką.
- Jak ryzykowna jest ta operacja? - zapytałam zmieniając temat.
- Pięćdziesiąt procent szans, lecz jeśli nie poddamy go operacji... szanse na przeżycie są niemal równe zeru.
- To nie może być prawda - z moich oczu zaczęły płynąć łzy.
   Lucas mnie przytulił. Powiedział, że wszystko będzie dobrze, a później zadzwonił do taty. Usiadłam w fotelu, stojącym na korytarzu. Głowę odchyliłam do tyłu i obserwowałam sufit. Po jakichś dwudziestu minutach słyszałam głośne kroki zmierzające w naszym kierunku.
- Cloe... Lucas... - usłyszałam głos ojca i szybko odwróciłam się w jego kierunku.
***
   Marco był już na sali operacyjnej... W trójkę siedzieliśmy na korytarzu. Potem dołączył do nas Jimie. Nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. Miałam ściśnięte gardło i nie chciałam jako pierwsza przerywać tej niezręcznej ciszy. Nawet nie musiałam... Po trzech godzinach z sali wyszedł dr Stevens.
- Operacja się udała, ale o tym czy przeżyje zdecyduje następnych osiem godzin - odpowiedział na mój pytający wzrok.
- Dziękujemy... - wymamrotał tata.
   Wiedziałam, że teraz nie wolno nikomu wejść do niego. Odwróciłam się i zaczęłam znów płakać. Nagle poczułam ciepłe ciało przytulającego się do mnie. Uniosłam lekko głowę... wiedziałam, że to żaden z moich braci, a już na pewno nie ojciec. Była to Selena. Ashley stała tuż obok... Moje łzy zaczęły płynąć mimowolnie coraz szybciej. Przytuliłam się do przyjaciółki, głaszczącej mnie po włosach.
   Zerknęłam przez łzy na najstarszego brata. Patrzył z bólem w oczach na Sel. Kiedy zauważył, że go obserwuję spod uścisku Seleny odwrócił wzrok. Uspokoiłam się trochę...
- Powinnaś z nim pogadać - dziewczyna westchnęła.
- Chcesz kawy? - zaproponowała.
- Nie zmieniaj tematu... oboje cierpicie i każdy to zauważy - odrzekłam - Kawę sama przyniosę. Idziesz Ash?
- Hmmm? - zapytała zdezorientowana Ashley.
- Po kawę... Idziesz? - zapytałam po raz drugi.
- Tak, jasne... - mruknęła.
   Jednak nie odrywała wzroku od Jimiego. Czyżby jednak on też zaczynał się jej podobać? Pasowaliby do siebie... Nie umiałam znaleźć sobie miejsca. Przesiedziałam w poczekalni siedem godzin. Byli ze mną wszyscy, których potrzebowałam.
   Nie umiem poradzić sobie jednak z trzęsawką, która coraz bardziej mnie dopada. Ashley w końcu wstała z miejsca i znalazła się koło mnie.
   Wróciłyśmy z kubkami kawy. W holu przed salą operacyjną widziałam tylko Jimiego i tatę. Zastanawiałam się gdzie są Sel i Luc. Albo uciekli przed sobą albo rozmawiają. Miałam nadzieję, że to drugie.
   Stałam przy oszklonej sali, w której leżał Marco. Przytknęłam czoło do szyby i pogłaskałam się po brzuchu.
- Nie poddamy się...
----------------------------------------------------------------------
OD Hyllie: tak, tak... długo ;o nie... to nie było długo... to było mega długo! nie wiedziałam co napisać ;/ Na dodatek jest krótko, a ja nie mam zbyt wiele czasu...
DEDYK For: Foksik! ;*** Bo rozbrajasz mnie swoimi tekstami xd
NASTĘPNY: (już tylko dwa-cztery rozdziały i koniec) Jemi! ;p




by Hyllie

sobota, 9 lipca 2011

17. A mogło być tak pięknie...

                                             Selena :

            Siedziałam z szeroko otwartymi oczyma pod ścianą. Wokół panowała tylko cisza. Nie spałam całą noc. Na początku płakałam ale potem uznałam ,że powinnam być silna ,że mam o wiele poważniejsze kłopoty na głowie. Tak , ja nadal kochałam Lucka , ale jednocześnie go nienawidziłam. Nienawidziłam go za to ,że go kochałam. Wiem…wiem ,że nie powinnam po czymś takim. Oszukał mnie. Bawił się mną…a nawet jeżeli się we mnie zakochał to czemu nie zerwał zaręczyn z tą całą Chandrą ? Mógł to bez problemu zrobić. To wszystko sprowadza się do jednej myśli. On nigdy mnie nie kochał. Usłyszałam kroki. Wciągnęłam panicznie tlen w płuca. Nasłuchiwałam. Przez te kilka dni nauczyłam się rozpoznawać odgłos kroków każdego z moich porywaczy.
Ted- Jego kroki były głośne i ciężkie.
Joe- On szedł zupełnie swobodnie i w mirę cicho.
Ojciec- Jego chód był szybki , szurał też cicho nogami.
Wypuściłam spokojnie powietrze. Po chwili moim oczom ukazał się wysoki brunet. Joe.
-Już ,nie śpisz. To dobrze. Wstawaj.- Mruknął podchodząc do mnie ze sznurem. Zdziwiona zapytałam.
-Co, co ty robisz ?- Spojrzał na mnie wściekle i krzyknął.
-To porwanie ! Nie zapominaj ! Nie jesteś w jakimś pieprzonym hotelu księżniczko !- Na mojej twarzy malował się szok. W jego zachowaniu w stosunku do mnie zaszła ogromna zmiana. Zmiana  na gorszę. Jeszcze nie wiedziałam co ją spowodowało ale się dowiem. Pociągnął mnie mocno za ręce i wykręcił je za plecy. Owinął kilka razy moje nadgarstki grubą liną i mocno zawiązał.
-Siadaj.- Patrzyłam mu prosto w oczy.
-Joe…co się stało ?- Zapytałam.
-Zapytaj swojego chłoptasia ! Siadaj !
-Nie ! Dopóki mi nie powiesz o co chodzi debilu !- Przycisnął mnie do ściany. Zbliżył swoja twarz niebezpiecznie blisko mojej i wysyczał groźnie.
-Podobasz mi się jasne ?- Był…niebezpieczny ale jednocześnie przy tym strasznie pociągający. Pocałowałam go. W pierwszej chwili zdziwiony szybko mnie od siebie odsunął. Zamrugał kilka razy oczyma i zerknął w moje. Po krótkim momencie czułam jego usta na swoich. Były ciepłe i zachłanne. Przyciągnął mnie do siebie. Całowaliśmy się tak dobre kilka minut aż w końcu pomyślałam o Lucku. Jego dotyk ,jego zapach…Gdy całowałam się z Joe było przyjemnie ale nie czułam tego wszystkiego. Oderwałam się od niego i spuściłam głowę. Złapał mój podbródek i podniósł ją tak abym mogła mu spojrzeć w oczy.
-Przepraszam…-Mruknęłam.
-Nie masz za co. Kocham cię…- Nagle moje serce zaczęło bić mocniej, z przerażenia.- Uciekniemy stąd razem. Nie znajda nas…- Jego oczy błyszczały z podekscytowania.
-Ale…?- Nie zdążyłam nic powiedzieć. Moje usta zamknął ponowny pocałunek. Może…-Dobrze. Uciekniemy stąd razem.- Byłam pewna swojej decyzji jak nigdy. Poinformuje jakoś tatę ,że ze mną dobrze, Luck ma narzeczoną , cała reszta sobie poradzi.
-Idę po potrzebne rzeczy. Chłopacy są jeszcze na górze, chodź będę udawał ,że cię wrzucam do pokoju. Jak wyjdą to przyjdę z wszystkim i już nigdy nas nie zobaczą…- Kiwnęłam głową.
            Siedziałam skulona w pokoju gdy nagle ktoś zapukał w okno.
-Luck…-Szepnęłam. Nagle zapragnęłam się znaleźć w jego ramionach. Podeszłam niepewnie do okna. Chłopakom jakoś udało się rozgiąć kraty tak ,żebym mogła przez nie wyjść. Ktoś coś do mnie mówił ja jednak ich nie słuchałam. Zastanawiałam się czy dobrze robię. W tym momencie uznałam pomysł z ucieczką za głupi i nieprawdopodobny. Ja nie umiałabym zostawić tego wszystkiego co mam ! Gdy znalazłam się w mini vanie Jonsonów zaczęłam płakać. Poczułam coś do Joe przez ten czas. Usłyszałam :
-Sel, przepraszam…-Nawet nie byłam pewna kto to powiedział. Zmęczona mruknęłam tylko.
-Już tylko jedź…-Cloe uśmiechnęła się do mnie blado nie zdążyłam odwzajemnić uśmiechu. Nagle usłyszałam pisk opon. Odwróciłam się w stronę z której dobiegał ten dźwięk. Jechał na nas duży van. Luck skręcił gwałtownie w lewo próbując uniknąć tego zderzenia. Po chwili jednak poczułam jak spycha nas z ogromną siłą. Samochód wjechał z głuchym trzaskiem w drzewo. Szybko rozejrzałam się po wnętrzu. Marco był nieprzytomny miał całe zakrwawione czoło, Cloe siedziała obok mnie w szoku, Luck prawdopodobnie uderzył głową w kierownice, a Jimiego nigdzie nie widziałam.
-Wszystko z wami dobrze?!- Krzyknął głośno Luck.
-Ze mną i Sel tak ale Marco jest nieprzytomny. Gdzie jest Jimi ?!- Zaczęli się rozglądać po wnętrzu samochodu. Ja jednak spoglądałam za okno w poszukiwaniu znanej mi twarzy.
-On tu idzie !- Warknęłam przerażona.
-Kto ?- Zapytała Cloe.
-Joe…-Mruknęłam.
-Nie bójcie się już do was idę…ten typ was nie dotknie- Powiedział głośno Luckas odpinając pasy. -Zacięły się !- Krzyknął. Nagle drzwi obok mnie się otworzyły i pojawiła się w nich głowa Joe.
-Myślałeś ,że tak po prostu ją zabierzesz ?!- Warknął. Wyciągnął mnie z samochodu za rękę i pociągnął w las.
-Zostaw ją !-Usłyszałam Cloe. Wybiegła z samochodu i zaczęła biec w naszą stronę. Joe rzucił mnie na ziemie i włożył rękę w kieszeń. Szybko ją wyciągnął , miał w niej pistolet. Moja przyjaciółka zamarła. Wycelował w jej stronę.
-Rusz się szmato a cię zabiję !
-Zostaw je dupku !-Krzyczał z samochodu najstarszy Jonson. Joe tylko prychnął i po raz drugi wycelował lufą w jej stronę.
-Joe…Joe proszę…-Odwrócił się w moją stronę miał łzy w oczach.
-Widzisz do czego mnie zmusiłaś ? To przez ciebie zginą twoi przyjaciele…A mogło być tak pięknie.
-Joe ja …ja nie chciałam. Ja nadal coś do ciebie czuje !- Opuścił pistolet i spojrzał na mnie z nadzieją.- Kocham cię , ucieknijmy stąd razem.
Zerknęłam w stronę Luckasa w końcu odpiął pasy ale patrzył na mnie nieruchomo ze łzami w oczach. Kłamałam , kłamałam Joe prosto w oczy. Nigdy go nie kochałam. Wiedziałam ,że ranię w ten sposób Lucka ale on mnie też zranił, oszukiwał mnie. Lubiłam Joe i może  gdybym spędziła z nim więcej czasu zakochałabym się w nim…ale nigdy nie czułabym do niego tego , co czuję do Lucka.
-Selena…co ty …co ty mówisz ?- Zapytała przerażona Cloe.
-To prawda Cloe…-Moje słowa zagłuszyło wycie syren. Zza mini vana Jonsonów wyszedł Jimi z telefonem w ręku. Joe natychmiast się odwrócił i wystrzelił. Telefon upadł z trzaskiem na suchą drogę a chłopak złapał się za rękę i zaczął wrzeszczeć.
-Na ziemię ! Na ziemię !-Wrzeszczeli uzbrojeni policjanci.
-Selena !- Głos taty rozchodził się echem. Nie wiadomo skąd pojawiły się wozy policyjne i okrążyły chłopaka.
-A mogło być tak pięknie…- Powtórzył i przyłożył sobie pistolet do skroni. Krzyczałam ,żeby tego nie robił. Po chwili usłyszałam strzał. Jego ciało opadło bezwładnie koło mnie. Zaczęłam wrzeszczeć jak opętana. Podbiegłam do chłopaka . Z daleka majaczyła mi postać zapłakanej Cloe. Usłyszałam sygnał. Karetka… Przytuliłam się do jeszcze ciepłego policzka Joe. Tyle przeżył i skończył w tak okrutny sposób. Zaczęli mnie od niego odciągać. A ja tylko płakałam , płakałam i płakałam…

                                                          ***


            Obudziłam się w swoim łóżku koło mnie siedziała Cloe.
-Tak bardzo się bałam ,że cię już nigdy więcej nie zobaczę…- Mówiła płacząc. Wyciągnęłam do niej ręce. Po chwili zamknęłam ją w uścisku.- Przepraszam…- Chlipała.
-To nie twoja wina , zrobiłaś to dla mojego dobra. To ja przepraszam.- Siedziałyśmy jeszcze tak chwilę pogrążone w uścisku ,aż w końcu zaczęłam sobie wszystko przypominać.
-Jak tam z ręką Jimiego ? Wszystko dobrze ?- Podciągnęłam się na do pozycji siedzącej. Zasyczałam z bólu.
-Na szczęście kula rozerwała tylko kawałek skóry ,kość jest nietknięta. -Odetchnęłam z ulgą.- Ma opatrunek. Jest bardzo zadowolony bo teraz ciągle jest przy nim Ash.- Uśmiechnęłam się.
-Sel … czy ten Joe…no wiesz. Dotykał cię ?- Zapytała moja przyjaciółka ze strachem.
-Nie. On jako jedyny mi tam pomagał. Opowiem ci wszystko jak wezmę kąpiel.- Przytaknęła głową i już miała wyjść z pokoju jednak nagle przystanęła.
-Ostatnie pytanie. Czy to co mówiłaś Joe to prawda ? Zakochałaś się w nim ?- Opuściłam głowę. Sama dokładnie nie wiedziałam co czuję.
-Nie , nigdy go nie kochałam…- Nagle poczułam jak ktoś mnie ściska. Ponownie przytuliłam się do Cloe.- Tęskniłam…
-Ja też…- Po chwili do pokoju zapukał tata.
-Luckas przyszedł.- Mruknął.
-My przyjdziemy później , wszystko mu wyjaśnię.- Dodała Cloe i zostałam zupełnie sama w pokoju. Poszłam do łazienki i puściłam wodę do wanny.  



 ___
OD JEMI : Nie wiem... wczoraj jakoś bardziej mi się podobał...No więc tak , zabiłam bohatera , Marco leży w szpitalu , Jimi jest postrzelony...Fajnie :D Mi się podoba :) Akcja powolutku (z mojej strony) wraca do normy :)
DEDYK FOR: Nie dedykuje nikomu... będą lepsze rozdziały :)
NN : Hyllie :)

wtorek, 5 lipca 2011

16. Już prawie...

Cloe
   Leżał w pokoju, na swoim łóżku. Poduszką przyciskał głowę do niego. Po tej krótkiej chwili, gdy usłyszał jej głos w słuchawce... jeszcze bardziej tęsknił i więcej płakał. Nigdy nie widziałam go w takim stanie... nigdy... Dzwonił już do Chandry mają się jutro spotkać. Luc chce jej wszystko powiedzieć, chce z nią zerwać... dla Sel. Znaleźliśmy kilka tropów, których nadal nie znalazła policja. Jednak ojciec dziewczyny powiedział, że mamy się w to nie mieszać i sam z policją to załatwi. Nie mogliśmy jednak siedzieć bezczynnie... Musieliśmy coś zrobić. MUSIELIŚMY! A co jeśli oni jej coś zrobi?! A co jeśli już zrobili?! SEL - TRZYMAJ SIĘ!
***
   Jechaliśmy pod adres, zapisany na kartce, którą znaleźliśmy. Dojechaliśmy po dwóch godzinach i zaparkowaliśmy w lesie, niedaleko żółtego domu. Byliśmy prawie pewni, że to właśnie tam trzymają Sel. Jak tajni szpiedzy podeszliśmy do małego okna. Lucas do niego zajrzał (bo nikt więcej nie dosięgał). Powiedział, że nic tam nie widzi, ale gdy tylko mieliśmy spojrzeć do następnego okna, Luc zatrzymał się i powiedział, że właśnie wrzucili do tego 'pokoju' Selenę.
- Jesteś pewien, że to ona? - zapytałam.
- No przecież rozpoznam Sel, co nie?! - prawie wykrzyczał...
- Cicho! Bo nas usłyszą... - powiedział Jimie.
- Teraz trzeba coś wykombinować, jak ją uwolnić... - powiedziałam szeptem.
- O to już zadbaliśmy - powiedział Jimie - tylko trzeba poczekać, aż zostawią ją samą...
- O ile zostawią ją samą - wtrącił Marco.
- Muszą - odezwał się Luc.
- A co jeśli nie? - zapytałam.
- Coś się wymyśli - powiedział Lucas z szyderczym uśmiechem - Ja zleje ich bardzo chętnie...
- A my się dołączymy, co nie Marco? - zapytał Jim.
- A jakby inaczej - usłyszeliśmy w odpowiedzi.
   Czasem mam wrażenie, że rozmawiam z dziećmi... Fakt, cała ich trójka była starsza ode mnie, ale Jimie i Marco tylko o rok, a Lucas też tylko o dwa lata... Prawie bez różnicy.
   Lucas lekko zapukał w szybę, gdy tylko Selena została sama. Dziewczyna  ze związanymi dłońmi, ledwo podeszła do okna. Wtedy Luc, jakimś dziwnym sposobem otworzył zakratowane okno...
- Sel, nic ci nie jest?
- Jestem tylko posiniaczona i słaba... - odpowiedziała słabym głosem.
- Co oni ci zrobili?!
- Nic... nic takiego... Tylko błagam wyciągnijcie mnie stąd! Nie wytrzymam już dłużej...
- Dobrze skarbie... - powiedział już ze łzami w oczach - Marco, zabrałeś to o co cię prosiłem?
- O tak! - krzyknął podekscytowany.
   Rozwalili z prawie niesłyszalnym hałasem kraty i Luc wyciągnął Sel... Dopiero teraz było widać w jak kiepskim stanie była... Luc zaniósł ją na rękach do naszego mini vana i ruszyliśmy szybko w kierunku naszego miasta. Położyliśmy ją na tylnym siedzeniu. Usiadłam koło niej. Trzymałam jej głowę na moich kolanach. Płakała...
- Sel, przepraszam... - powiedział Lucas, po krótkiej chwili.
- Już tylko jedź... - szepnęła.

-----------------------------------------------------------------------
OD Hyllie: o nyyyy.... taki krótki i beznadziejny, a tak długo go pisałam! Przepraszam............
DEDYK For: Mikołaj/Mikuś - za twoje dzisiejsze teksty żałobne! xde
NN: Jemi! Jemi! Jemi! < pisz dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuugo

niedziela, 8 maja 2011

15. Biała sukienka...


                                              Selena :

            Obudziłam się na miękkim materacu. Zamrugałam kilkakrotnie… Zabolało. Oczy miałam całe podpuchnięte od płaczu. Przytuliłam się do ciepłego koca który mnie ogrzewał w nocy. Tak bardzo chciałam cofnąć czas…
Puk…
Puk…
Puk…
Kroki były wyraźne i głośne. Moje serce zaczęło bić mocniej ze strachu a do oczu znowu napłynęły łzy. To był Ted. Stanął nade mną. Odruchowo zaczęłam udawać ,że śpię.
-Chcesz się zabawić ?- Mruknął i jednym ruchem zdjął ze mnie koc. Nerwowo sięgnęłam ręką do tylnej kieszeni moich spodni…Był coraz bliżej… Prawe mnie dotykał…Jeszcze chwila… Zacisnęłam rękę mocniej na kawałku szkła. Nie dam się skrzywdzić.
-Ted !- Wydarł się Joe zbiegając na dół.- Ojciec cię szuka. Zostaw dziewczynę i idź do niego na górę z tym tłustym tyłkiem !- Ten podszedł do niego wściekły. Patrzył mu długo prosto w oczy. W końcu gdy miało dojść do rękoczynu ktoś zawołał Teda. Zmierzył jeszcze chłopaka wzrokiem który mówił : Jeszcze z tobą nie skończyłem- i poszedł na górę.
-Dupek.- Mruknął podchodząc do mnie.- Dotknął cię ?- Zapytał uważnie mi się przyglądając.
-Nie…Dziękuję.- To drugie wypowiedziałam z dużym trudem. Jednak Joe na to zasługiwał. Może i bym się obroniła ale nie na długo…Dobrze ,że tu jest.
-Chodź.- Powiedział podając mi dłoń (Przed snem mnie rozkuł). Niepewnie ją chwyciłam. Podźwignęłam się głośno sycząc. Nadal bolały mnie żebra. Szłam obok niego powoli.
-Gdzie mnie prowadzisz ?- Zapytałam gdy wchodziliśmy na pierwszy schodek.
-Do łazienki. Odświeżysz się trochę dopóki nie ma chłopaków. Na pewno nie pozwolili by ci na to.- Gdy weszłam na samą górę zaraz przy wyjściu z piwnicy znajdowały się drzwi. Joe je przede mną otworzył i mruknął.- Pospiesz się…I bez żadnych numerów. I tak nie uda ci się uciec a tym zapracujesz sobie na gorsze traktowanie.- Przytaknęłam mu głową. Weszłam do pomieszczenia a ten zamknął za mną drzwi na klucz i krzyknął odchodząc.- Za dziesięć minut wracam i masz być gotowa !
Niebyło mowy o ucieczce. W małej łazience nie było okna. Przeklęłam zdenerwowana. Podeszłam do lustra. Odbicie niebyło przyjemne. Miałam spuchnięte oczy a na policzku małe rozcięcie. Moje ubrania były całe brudne i podarte.
-Joe! – Krzyknęłam. Po chwili usłyszałam pytający głos chłopaka pod drzwiami.
-Stało się coś ? Nie wiesz jak się rozebrać ? Mogę ci pomóc !
-Nie chodzi o to. Czy macie tu może jakieś damskie ubrania ?
-Chyba tak. Ostatnio na krótki okres mieszkała tu dziewczyna Teda. Może coś zostało…Zobaczę !-Krzyknął i go po chwili nie było. W szafce znalazłam szczoteczkę jednorazowego użytku. Umyłam zęby a potem twarz.
-Zostawiła tutaj sukienkę !- Krzyknął. Przekręcił klucz w dziurce i wszedł z piękną białą sukienką do kolan. Podał mi ją i wyszedł krzycząc.- Pięć minut !
Wzięłam szybki prysznic. Woda mnie orzeźwiła i sprawiła nie wyobrażającą przyjemność. Tak świetnie było czuć się czystą. Ubrałam na siebie sukienkę. Rozmiarowo była idealna. Rozczesałam jeszcze włosy i zaczęłam się zastanawiać gdzie mogłabym schować mój kawałek szkła. W sukience znalazłam ukrytą kieszonkę na pistolet. W końcu wcześniej nosiła ją dziewczyna gangstera. Włożyłam do niej moją jedyną broń i rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu kolejnej.
-Koniec czasu.- Nagle drzwi się otworzyły. Wyszłam.- Ładnie wyglądasz.-Mruknął. Zeszłam z powrotem na dół delikatnie sycząc. Pod prysznicem starałam się nie myśleć o bólu i z niego korzystać…w czasie chodzenia nie było to takie łatwe. Usiadłam na materacu. Nagle zaburczało mi głośno w brzuchu.
-Spokojnie. Zrobiłem kanapki. Nie ruszaj się stąd. Zaraz wracam.- Oparłam się plecami o chłodną ścianę piwnicy i zaczęłam wspominać. Scena w szkole gdy poznałam Cloe na lekcji ze zmorą:   
Przekroczyłam szybko próg i usiadłam na swoim miejscu, gdy nagle podeszła jakaś dziewczyna i zapytała czy może się dosiąść, bo nigdzie już nie ma miejsca. Oczywiście się zgodziłam:
-Dzięki – Odparła z uśmiechem. Miała wspaniałe blond włosy i brzoskwiniową cerę. Widziałam ją po raz pierwszy, więc zapytałam.
-Jesteś tu nowa?
-Tak wczoraj się przeprowadziłam do tego miasta. Jestem Cloe – Powiedziała i podała mi rękę.
-A ja Selena – Uścisnęłam jej dłoń.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Bitwa z Lucasem o jogurt:
Szybko dotarłam do odpowiedniego regału i gdy chciałam sięgnąć ostatni jogurt z pułki ktoś mnie uprzedził :
- Przepraszam ale bardzo zależy mi na tym jogurcie. Lubie tylko smak truskawkowy. - powiedziałam i złapałam za kubeczek w jego rękach.
- W normalnych okolicznościach oddałbym ci ten jogurt, ale ja też nie lubię  innych smaków - od powiedział i przyciągnął do siebie kubeczek. Był wysoki i miał wspaniały uśmiech. Tylko tyle widziałam.
-Oddaj mi go - powiedziałam i wyszarpnęłam mu jogurt z ręki. Szybko go przechwycił i zaczął iść w stronę kasy. Pobiegłam za nim i wskoczyłam mu na plecy.
-Oddawaj !!!- krzyknęłam mu w ucho. Ten zdezorientowany puścił kubeczek a ja uciekłam z nim do kasy.
Nasz pierwszy pocałunek…Moje serce ścisnęło się kurczowo. To bolało… Ja dla niego nic nie znaczyłam…Miał zamiar się mną pobawić i wyrzucić gdy mu się znudzę. Przecież miał jeszcze Chandrę. Do oczu napłynęły mi łzy które usunęłam jak najszybciej bo w usłyszałam kroki Joe.
            Spojrzał na mnie zdziwiony :
-Nie…On nie jest naprawdę moim ojcem. Uciekłem z domu mając 15lat i mnie do siebie przygarnął.- Na mojej twarzy malował się szok.- Nie przesadzaj. Nie rób takiej miny…On wcale nie jest zły…
-To dlatego mnie porwaliście ?-Zapytałam sarkastycznie. Zerknął na mnie obojętnie i odparł.
-Co ty wiesz o prawdziwym życiu…- Uwaga mnie bardzo zabolała.
Puk…Puk
Puk…Puk
Puk…Puk
Joe szybko wstał z materaca który jeszcze przed chwilą dzieliliśmy.
-Dzwonimy do ojczulka żeby zorganizować wymianę.- Powiedział Ojciec. Ted podał mu telefon komórkowy.
-Halo ?- Usłyszałam zdenerwowany głos taty. Do oczu cisnęły mi się łzy.
-Chcesz ją odzyskać ?
-Oczywiście…-Szybko odpowiedział.
-Zadzwonię jutro i podam ci miejsce. Pieniądze przynieś w walizce.- Gdy chciał się już rozłączyć tata rozpaczliwie krzyknął.
-Chcę mieć pewność ,że nic jej nie jest ! Dajcie mi usłyszeć jej głos.-Błagał. Nagle przy moim uchu znalazł się telefon. W trójkę patrzyli na mnie ostrzegawczo.
-Bez numerów.- Powiedział do mnie Ted. Wzięłam głęboki wdech.
-Tatku ?- Zapytałam.
-Seli…Kochanie nic ci nie jest ?-Mówił szybko i z troską.
-Wszystko jest dobrze. Zabierz mnie stąd.- Zaczęłam płakać.
-Spokojnie… Już niedługo będziesz w domu.- W słuchawce usłyszałam szelest. Przejął ją ktoś inny.- Selena ?- To był Lucas…
-Luc ?- Zapytałam. Zabrano mi telefon.
-Czekajcie na sygnał.- Mruknął jeszcze do słuchawki Ojciec i się rozłączył. Wszyscy poszli na górę. Zostałam tu sama…Zaniosłam się płaczem… 


______
OD JEMI: Jest 15 ! Jupi ! :) Śmieszny tytuł rozdziału nie ? :P Ciekawe czy się wam podoba ? :D
DEDYK FOR: Dla Juli która zawsze komentuję tego bloga :) Dziękujemy :*
NEXT: Hyllie :)

czwartek, 5 maja 2011

14. W kupie siła, w kupie moc! Jesteśmy jednością!*

Cloe
   Nie wiedziałam już co robić... na prawdę. Co może zrobić siedemnastoletnia dziewczyna w takiej sytuacji?! Sama już nie wiem... Jak powiedzieć o tym Marcowi, Lucowi, Jimiemu, Ash? A najbardziej boję się powiedzieć to ojcu... Dlaczego Selena nie dała sobie wytłumaczyć. Gdyby usłyszała szczegóły, zrozumiałaby... chyba. Teraz nie ma jej i nie wiadomo gdzie jest?...
   Siedzę w łazience, wszyscy są na dole. A przynajmniej tak mi się wydawało aż do tej chwili...
- Cloe, wszystko gra? - usłyszałam troskliwy głos Marca za drzwiami.
    Po woli otarłam łzy. Otworzyłam drzwi i mocno się do niego przytuliłam. Chciałabym, aby mógł czytać w moich myślach. Było by łatwiej, dużo łatwiej... Przycisnął mnie do siebie mocniej.
- Cloe... - odrzekł - mów... co się stało?
- Będzie... będziemy rodzi... rodzicami - powiedziałam łamiącym się głosem, cały czas się w niego wtulając.
   Czułam ja wtulał się w moje włosy. Nic ni odpowiedział. Podniósł mnie i zaniósł do swojego pokoju. Posadził mnie na swoich kolanach. Bałam się spojrzeć mu w oczy. Dlaczego to musi być takie trudne?! Czym sobie na to zasłużyłam?! Będę musiała powiadomić także mamę... Z tym będzie najciężej. Mama zdradzała tatę, dlatego się rozwiedli i dlatego z nią nie mieszkamy. Cała nasza czwórka nienawidzi ją za to. Tylko trochę dziwnie mi jest mieszkać z czterema facetami pod jednym dachem, a dziewczyny nie ma tu żadnej poza mną.
- Co teraz zrobimy? - zapytałam w ogóle na niego nie patrząc.
- Nie wiem, Cloe, na prawdę nie wiem... - usłyszałam w odpowiedzi - Mówiłaś już o tym komuś?
- Oszalałeś?! Komu pierwszemu miałabym powiedzieć jak nie ojcu dziecka? - teraz spojrzałam na niego.
   Jego twarz nie wyrażała niczego. Posadził mnie koło siebie. Przez kilka najbliższych chwil trwała cisza. Nagle Marco podniósł się szybko z sofy i zaczął krążyć po pokoju. Wtedy usłyszałam pukanie. Nerwowo podniosłam głowę do góry. Przyszła Ash, a zaraz za nią JM** i Lucas. Przyszli tylko z tego powodu, że film się skończył... Ale ku ich nieoczekiwaniu dostali więcej niż chcieli - Marco powiedział im o mojej ciąży. Lucas był na mnie wściekły. Widziałam to... ale o co mu chodzi? Sam nie jest lepszy zdradzał Chandrę z Seleną... Jimie? Jak to Jimi... przyjął to obojętnie... Ash natomiast, siedziała w bezruchu. Aż zastanawiałam się czy w ogóle żyje.
- Kiedy zamierzasz powiedzieć tacie? Nie wspominając o... mamie... - spytał Luc.
- Lucas, nie wiem! Sama dowiedziałam się jakieś półtora godziny temu! - wrzasnęłam na niego... nie chciałam.
- Dobra, dobra... Uspokój się! - odkrzyknął.
- Dajcie na luz, jakoś to będzie... - odezwał się JM.
- "Jakoś to będzie"? - zacytowałam - A może nie jakoś?! Boję się! Nie rozumiecie tego!
   Wybiegłam... Zawsze w takich sytuacjach uciekam... Pobiegłam do swojego pokoju. Już miałam zamknąć drzwi na klucz kiedy ktoś włożył pomiędzy nie a futrynę nogę. To była Ash. Wpuściłam ją... Wiem tyle, że bardzo długo potem rozmawialiśmy na ten temat... a potem zasnęłam.
***
   Co gorsza: Co powiem producentom?! Będę musiała wytłumaczyć, że jestem trochę jak Hannah Montana. W końcu to z tego serialu zrodził się ten pomysł. W pokoju cały czas była Ash, ale prócz niej cała trójka: Długowłosy, Luc i JM.
- Mała poradzimy sobie w piątkę, a gdy odnajdziemy Selenę to w szóstkę! - powiedział Lucas - W kupie siła, w kupie moc! Jesteśmy jednością! Pamiętaj o tym... - uśmiechnął się.
- Wiesz co?! Masz rację! A teraz zajmijmy się odszukiwaniem Seleny. Wiecie w końcu jaka niedokładna jest dzisiejsza policja. Sami odnajdziemy ją szybciej... chyba... - odpowiedziałam.

-------------------------------------------------------------------------
* bez skojarzeń z tytułem!
** JM - skrót od Jimie ;)
OD Hyllie: podoba mi się ;p Jemi: Chciałaś więcej emocji? uczuć? Myślę, że tu jest ich wystarczająco dużo ;P
DEDYK For: będę samolubna - tak bardzo mi się podoba, że zostawię go sobie... xD
NN: Jemi :)




I'm Hyllie ;D

poniedziałek, 2 maja 2011

13. Nie dotykaj mnie…

                                                    Selena:

            Zimno…czemu tu jest tak strasznie zimno? Ciemność , cisza… Okropny zapach…zgnilizna. Zorientowałam się ,że leże na brzuchu a mój policzek dotyka zimnego cementu. Chciałam się odwrócić zapłaciłam za to przeszywającym bólem w okolicy żeber. Jęknęłam jak najciszej tylko umiałam. Nie chciałam ,żeby znowu tu przyszedł…Rozejrzałam się niespokojnie. Gdzie ja jestem ? Pomieszczenie w którym się znajdowałam wyglądało jak mała piwnica. Miała wymiary ok. 4 x 4. Wysokości nie byłam w stanie określić. Nie mogłam podnieść głowy.
Puk
Puk
Puk
Szybko zamknęłam oczy. Ogarnięta paniką nie wiedziałam co zrobić. Udawałam, że nadal jestem nieprzytomna.
-Idioto ! Czemu ją tak pobiłeś ?- Usłyszałam ostry męski głos. Było ich dwóch. Miałam nadzieję ,że tylko tylu.
-Uciekała!- Bronił się drugi. Jego głos…znany tak dobrze a jednocześnie znienawidzony na całe życie.
-Wrócimy za jakieś dwadzieścia minut. Dziewczyna ma już wtedy być przytomna !- Ryknął mężczyzna.- Zwiąż ją z powrotem.- Odszedł. Poczułam przy sobie ostry zapach.
Pot , zimno i zgnilizna.
Tak właśnie pachniał. Nie to co Lucas…Ten roznosił wokół siebie zawsze aromat ciepłej czekolady i ciepła… Nagle mężczyzna podniósł mnie jednym sprawnym ruchem i usadowił pod ścianą. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie mogłam wydać żadnego dźwięku…Niewyobrażalny ból przeszył całe moje ciało. Dopiero teraz zrozumiałam ,że ten człowiek nie uderzył mnie raz. Miałam ochotę rzucić się na niego i wydrapać mu oczy. Powstrzymałam w sobie gniew. Wygiął mi ręce za plecy i mocno je związał.
-Tylko spróbuj uciekać a ból który teraz czujesz będzie niczym w porównaniu tego co ci zrobię.- Szepnął mi prosto do ucha.
Puk…
Puk…
Puk…
Gdy byłam pewna ,że już go nie ma otworzyłam oczy. Rozpłakałam się na dobre. Czym ja sobie na to zasłużyłam ? Muszę się uspokoić… Szeptałam do siebie w myślach. Muszę jakoś komuś dać znać gdzie jestem. Zaczęłam szukać telefonu. Wyjęli go…
Tylko spróbuj uciekać a ból który teraz czujesz będzie niczym w porównaniu tego co ci zrobię…
Zacisnęłam mocniej powieki aby nie sączyły się z nich słone łzy. Wiedział ,że jestem przytomna…Bawił się moim kosztem.
-Choć bym nie wiem jak miała cierpieć…Nie dam sobą pomiatać.- Szepnęłam. Musiałam znaleźć coś aby się obronić. Objęłam pomieszczenie wzrokiem. Ostry przedmiot… Uśmiechnęłam się do siebie. Szkło… W rogu naprzeciw mnie leżało kilka kawałków szkła. Starałam się jakoś je sięgnąć. Powoli przysuwałam się do lśniącego kawałka… Lśnił… Światło… Zaczęłam szybko rozglądać się wokół siebie w poszukiwaniu źródła światła. Na szarej ścianie po mojej lewej stronie znajdował się niewielki otwór… Prawdopodobnie na wąż ogrodniczy… Udało mi się przyciągnąć do siebie kawałek szkła. Wkładając go do kieszeni poraniłam mocno ręce.
Muszę wiedzieć gdzie jestem… Przyczołgałam się do małego otworu w ścianie. Przyłożyłam tam jedno oko. Jedyne co widziałam to duże pole i kilka drzew. Niedaleko znajdował się domek. Niestety nie mogłam odczytać jego numeru. Był za daleko… Wróciłam na swoje miejsce , przestraszona ,iż w każdej chwili ten człowiek może wrócić. Oparłam się głowa o ścianę i pomyślałam o moich bliskich i tych którzy już nizinie są. Biedny tata…Pewnie się zamartwia…Lucas i Cloe czują się winni…Dobrze im tak ! Nie trzeba było mnie okłamywać…Wcale nie dobrze. Cholera ! Czemu nie dałam sobie nic wytłumaczyć ? Cloe pewnie zrobiła to dla mojego dobra…A o Lucu nie chcę myśleć. A co z biedną Ash ? Ona ma bardzo słabą psychikę… Jimi się już nią zaopiekuję.
Puk…Puk
Puk…Puk
Puk…Puk
 Głośny dźwięk rozniósł się po malutkim pomieszczeniu. Z drewnianych schodów zeskoczył niski i łysawy mężczyzna. To on to zaplanował…Moje porwanie to jego sprawka. Zaraz za nim kroczył wysoki i umięśniony facet. Był zupełnie łysy…Spojrzał się na mnie groźnie. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nagle zdałam sobie sprawę ,że idzie za nimi nastolatek. Mógł mieć ok. 18, 19 lat. Był wysoki i barczysty. Miał ciemne włosy i czekoladowe oczy. >Zobacz< Zerknął na mnie. Kąciki jego ust delikatnie się podniosły.
-Selena Brocks -Mruknął mierząc mnie od góry do dołu.
-Tak właśnie…-Powiedział niższy.
-Ją mam pilnować tak…- Zabrzmiało jak pytanie ale nim wcale nie było.
-Uważaj na nią- Szepnął wyższy.- Wygląda tylko tak niewinnie.
-Skopała ci tyłek ?- Zaśmiał się chłopak. Mięśniak szedł już w stronę bruneta gdy nagle zatrzymał go niższy.
-Skończcie !- Ryknął na nich.- Idziemy zadzwonić do jej ojczulka…- Mruknął a po chwili zostałam w pokoju z nastolatkiem.
-Ciekawe jak bardzo jesteś dla swojego tatusia cenna…- Mówił siadając obok mnie.- Trzy miliony za tak kruchą dziewczynę…-Szepnął dotykając moich rozpuszczonych włosów. Potrząsnęłam ramieniem a jego dłoń spadła.
-Nie dotykaj mnie…- Warknęłam na niego. Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
-Bądź dla mnie milsza…To ode mnie zależy czy umrzesz z głodu , czy dopuszczę do ciebie Teda lub to czy będziesz spała tutaj na tym betonie. Więc bądź grzeczna.- Szeptał.
-Czemu mi to zrobiliście ? Czemu ja ?- Zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
-Bo mi się spodobałaś Sel…- Zamruczał i mnie pocałował. Odepchnęłam go od siebie.
-To wszystko przez ciebie skurwielu ?- Zapytałam z niedowierzaniem.
-Raczej przez mój gust. I zwracaj się do mnie Joe. Tak jest o wiele ładniej.- Kopnęłam go z całej siły w piszczel. Złapał się za nogę i jęknął.- Ktoś tu nie dostanie kolacji.- Szepnął i podniósł się z zimnej podłogi.- No chyba ,że inaczej mi zapłacisz.- Jego ręka była niebezpiecznie blisko jmoich ud.
-Pierdol się.- Wysyczałam. Joe pokręcił głową i odszedł.
-I za co ten twój ojciec chce zapłacić trzy miliony…- Schody zaskrzypiały. Po policzkach popłynęły mi łzy. Tak chciałabym aby nie doszło do tego porwania. Jaka ja jestem beznadziejna…  


_____
OD JEMI: Jak widzicie dochodzi nowy i bezwzględny bohater :P Joe... :) Mi się rozdział podoba , bo jest niebezpieczny i nieprzewidywalny :P
DEDYK FOR: Ten rozdział chyba zostawię dla siebie :P Jestem samolubna ! :D Haha
NN: Pytać Hyllie :) Mam nadzieję ,że jak najszybciej...

niedziela, 1 maja 2011

12. Kłopoty!

Cloe
   - Sel mi tego nie wybaczy - powiedziałam do Luca.
- Najpierw trzeba ją znaleźć! Boję się, żeby nic jej się nie stało - powiedział Lucas cały czas ze łzami w oczach.
   Wyszliśmy za nią. Ale nigdzie nie było jej widać. Nagle usłyszeliśmy jej krzyk.
- Tam! - krzyknął Jimi, wskazując ścianę lasu palcem. Biegliśmy ile sił w nogach. Nadjechał jakiś VAN bez rejestracji i pewien mężczyzna wsadził związaną Selenę do samochodu. Biegliśmy za samochodem, który ginął powoli na horyzoncie. Van zniknął na dobre...
- Nieeee!!! Nie, nie, nie! - krzyczał wciąż Lucas, płakał... tak jak cała nasza reszta. Klęczał na środku drogi.
   Podeszłam do niego. Przytuliłam go i rozszlochał się na dobre. Nie wierzyłam w to co się stało, nie mogłam. To wszystko przeze mnie! Gdybym nie zaczęła tej rozmowy z Luciem, Sel by tego nie usłyszała i nie wybiegłaby z domu... Co ja najlepszego narobiłam?! Jaka ja jestem głupia...
   Jimi zadzwonił po tatę. Gdy przyjechał opowiedzieliśmy mu o wszystkim i pojechaliśmy na policję. Zeznawałam pierwsza. Luc w tym czasie dzwonił do ojca Sel... Nie wiem co się działo dalej, cały czas byłam w szoku.
***
   Obudziłam się w naszym domu, w swoim pokoju. Na moim łóżku siedział Lucas ze spuszczoną głową. Twarz chował w dłoniach. Na kanapie obok sigedzieli Jimi i Marco, a Ash spała na sąsiednim fotelu.
- Co robimy w domu? - zapytałam Lucasa, który od razu podniósł głowę do góry.
- Zemdlałaś na komendzie - uśmiechnął się lekko, ale tylko na sekundę. Zaraz potem na jego twarzy znów zagościł ból i smutek.
- Coś wiadomo? - zapytałam.
- No właśnie nic... - odpowiedział mi Marco, po czym Lucas znów wybuchnął płaczem i poszedł do swojego pokoju.
- Luc! - pobiegłam za nim -  Lucas... - przytuliłam go, wiem jak bardzo mu na niej zależy...
- Nie rozumiesz - wstał podszedł do biurka i zwalił wszystko co się na nim znajdowało.
- Rozumiem, dobrze rozumiem... - odparłam - A i jeszcze coś: Jak tam rozmowa z tatą Seleny?
- Przyjedzie jak tylko najszybciej się da... - odpowiedział, a ja po prostu wyszłam.
   Poszłam do pokoju Marca. Siedzieliśmy tam razem. Zasnęłam na jego kolanach...
   I znów ten sam przerażający sen... "KŁAMSTWO"... o co do cholery chodzi z tym kłamstwem? Przecież Sel już wie o Chandrze! Chyba, że... chodzi tu o Emmę... W końcu będę musiała powiedzieć to Selenie, Ash i dupkowi Philowi... No właśnie... nie rozumiem jak ktoś taki beznadziejny jak Philip i ktoś tak wspaniały jak Sel czy Ashley mogą się tak długo kumplować? No tak, ale w końcu niezbadane są ścieżki miłości i przyjaźni... No właśnie! Przecież Phil miał przyjść do Seleny na noc! Pewnie stoi pod drzwiami jej domu i... i nie wiem co robi... Poszłam więc tam i tak jak zgadłam - on też tam był.
- Słuchaj Phil... - powiedziałam - Selenę porwano i to przeze mnie i Luca... Usłyszała rozmowę, której nie powinna. Wybiegła z domu i... jakiś mężczyzna ją porwał. Próbowaliśmy ich gonić, ale nic z tego - chłopak oszołomiony wciąż patrzył nam mnie, po chwili usiadł.
   Znów było m inie dobrze (już chyba z piąty raz dzisiaj), o co chodzi? I znów czarna plama przed oczami. Dopiero po chwili zobaczyłam nad sobą pochyloną, przerażoną twarz szatyna.
- Nic ci nie jest? Zemdlałaś i źle wyglądasz? - zapytał chłopak.
- To pewnie grypa, zawsze tak mam, gdy jestem chora - odparłam.
    Ale tym razem czułam, że to nie to. Czułam się inaczej... Może... nie to niemożliwe... Przecież nie jestem w ciąży, prawda? Prawda? PRAWDA?
   Wstałam z pomocą chłopaka i poszliśmy do mojego domu. Po drodze widziałam świat tak jakby wirował. Nigdy wcześniej nie czułam się tak dziwnie. W domu położyłam się do łóżka, nie mogłam zasnąć, bo była dopiero godzina szesnasta.
   Poszłam do apteki i poprosiłam o trzy testy ciążowe. Weszłam do domu tak cicho, że nikt nawet nie zauważył. Od razu udałam się do łazienki. Wszystkie testy pokazywały dwie kreski*... Co ja teraz zrobię?! Muszę powiedzieć Marcowi... Tylko jak?! Bo jak chyba każdy wie, ciąża w moim wieku... zawsze oznacza KŁOPOTY!

----------------------------------------------------------------------------------------
* dwie kreski - ciąża; jedna kreska - brak ciąży

OD Hyllie: dwunastka ;p mi się podoba, choć jest bez sensu... xD
DEDYK: Jemi ;***
NN: Jemi xD














I'm Hyllie

piątek, 29 kwietnia 2011

11. Życzę ci tego pieprzonego szczęścia…

                                           Selena:

            Byliśmy akurat na spacerze, ja Jimi i Luc. Wracaliśmy śmiejąc się wesoło. Jimi otwierał drzwi mówiąc:
-A ona wtedy zaczęła kaszleć.- Tu się bardzo długo śmiał- I go opluła tak ,że kawałki arbuza miał w ustach. Byście…hahaha…widzieli jego minę !- Krzyknął głośno a my weszliśmy do domu. Jimi od razu poszedł do łazienki bo po drodze skarżył się na swój mały pęcherz oraz na brak toalet na mieście. Lucas położył dłonie na moich biodrach i delikatnie mnie pocałował. Gdy się od siebie oderwaliśmy uśmiechnęłam się do niego zadziornie. Gdy chciałam odejść ten złapał mnie za rękę i mocno do siebie przyciągnął. Jego pocałunki były coraz szybsze ,coraz głębsze. Wplotłam mu ręce we włosy a ten mnie do siebie mocno przytulił. Nagle się od niego oderwałam. Spojrzał na mnie nieco zdziwiony. Pocałowałam go szybko uśmiechnęłam się i odeszłam mocno bujając biodrami. Jego mina pozostanie na zawsze w mojej pamięci. W kuchni zastałam Cloe. Miała na sobie koszule Marca. Obdarowałam ją zdziwionym spojrzeniem a ta się wyszczerzyła w moją stronę:
-Chyba ktoś się tu pogodził…- Mruknęłam nalewając sobie soku. Ta wytknęła na mnie język i szepnęła.
-I to jak.- Zaśmiałam się krótko. Złapałam ją za rękę i pociągnęłam do wysepki kuchennej. Usiadła na jednym z krzeseł. Podałam jej jeszcze jedną ze szklanek do których nalałam wcześniej soku. Patrzyłam na nią z wyczekiwaniem. Mruknęła tylko:
-Zrobiliśmy to…- Na moją twarz pojawił się szok zmieszany z niedowierzaniem oraz szczęściem. Ona ciągle się uśmiechała.- Wyszło jak wyszło. Nie żałuję tego co zrobiłam Sel.
-I to jest najważniejsze… Jeżeli postanowiłaś ,że już czas na taki krok to twoja sprawa. Cieszę się ,że między wami już jest wszystko w porządku.- Powiedziałam łapiąc ją za rękę. Ścisnęłam jej dłoń delikatnie.
-A mówiąc o zgodach…Co zaszło tam na górze między tobą a Lucasem ?- Zapytała.
-Pocałował mnie.- Na moją twarz wstąpił uśmiech. Jej mina jednak nieznacznie zbledła.- W sumie tylko to robiliśmy. Powiedział mi jeszcze ,że już nigdy więcej nie mam mu czegoś takiego robić.- Ucieszyła się z tej wiadomości jednak czułam ,że istnieje coś czego nie wiem a ją to zasmuca.
-Przestań !- Krzyknęłam na nią zła.
-Ale o co ci chodzi ?- Zapytała zdumiona.
-Ja o czymś nie wiem tak ? Ukrywasz coś związanego z Lucem. Czuję to…- Spuściła na sekundę wzrok.
-Zdaję ci się naprawdę. Martwię się ciągle o Phila i Ash.- Spojrzałam na nią podejrzliwie.- Chodzi o to ,że nam się tak wspaniale układa a oni cierpią.- Uwierzyłam jej.
-Przepraszam…Bywam porywcza. Po prostu…-Zaczęłam się tłumaczyć. Cloe mi szybko przerwała.
-Nic nie szkodzi.- Mruknęła i wstała. Uśmiechnęła się jeszcze do mnie i poszła prawdopodobnie do Marca.
Zaczęłam szukać Ashley. Siedziała w moim pokoju z słuchawkami na uszach i rozmazanym tuszem pod oczyma. Usiadłam obok niej i położyłam głowę na jej nogach. Leżałyśmy tak na łóżku w ciszy. Czekałam na ruch przyjaciółki. Zdjęła z uszu słuchawki i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Nagle w jej oczach zaczęły zbierać się łzy. Podniosłam się z jej nóg i przytuliłam ją do siebie. Starała się uspokoić a ja szeptałam :
-Wypłacz się…Będzie ci lepiej.- Poczułam coś mokrego na szyi. Dziewczyna rozszlochała się na dobre od czasu do czasu wypowiadając pojedyncze słowa.
-Ja…nadal coś czuję do Philipa…Ale Jimi też nie jest mi obojętny…- Spojrzała na mnie. Wokół panowała zupełna cisza. Jakbym była tutaj tylko z Ashley…tylko my…same. Twarz dziewczyny jednak nie wyrażała ciszy i spokoju. Patrzyła na mnie mokrymi oczyma. Co chwilę po jej policzkach spływały łzy.
-Miłość nie jest łatwa kochana. Pamiętaj ,że można kochać dwie osoby. Zawszę jedną kocha się mocniej. Musisz wybrać…Pamiętaj ,że nie zawsze musi być to odwzajemnione uczucie. Bierz to jak najbardziej pod uwagę. Wiem ,że wybierzesz dobrze i wszystko się ułoży.- Śmiała się płacząc jednocześnie.
-Idź na psychologię kochana. Nikt nie umie mnie tak wesprzeć i podnieść na duchu tak jak ty !- Przytuliła mnie delikatnie.
-Zacznę o tym myśleć.- Mruknęłam głęboko się nad tym zastanawiając. Ashley wstała i poszła do toalety.- Ty sobie wszystko na spokojnie przemyśl ! Ja idę na dół do chłopaków.- Krzyknęłam wychodząc z pokoju.
            Szłam powoli po schodach gdy naglę usłyszałam pukanie. Podeszłam powoli do drzwi. Nikogo nie było wokół więc nie miałam bladego pojęcia co zrobić. Lucas (i tata)zabronił mi otwierać drzwi. To dla dodatkowej ochrony. Nie wiadomo skąd pojawił się Jimi i otworzył je. Schowałam się za nim delikatnie go obejmując od tyłu.
-Dzień dobry.- Powiedział ktoś.
-Dzień dobry.- Odparł chłopak.
-Zastałem Selenę ?- Krew zaczęła mi szybciej krążyć a bicie serca przyspieszyło. Przycisnęłam się mocniej do Jimiego. Ten zaśmiał się cicho i szepnął w moją stronę.
-Tchórz…- Kopnęłam go w tyłek. Kontynuował rozmowę z mężczyzną.- Nie niestety jej nie ma. Wyjechała do Nowego Yorku w poszukiwaniu nowych wrażeń. Tak właściwie to pewnie teraz kogoś baaardzo mocno obejmuję a ten ktoś się dusi…- Zrozumiałam o co chodzi. Delikatnie zwolniłam uścisk.- Tak więc nie szybko wróci. Dowidzenia.- Zamknął drzwi. Śmiałam się z niego.
-Do Nowego Yorku ? W poszukiwaniu nowych wrażeń ?- Wkurzony moim śmiechem nie wiadomo kiedy złapał mnie za nogi i przyrzucił sobie na plecy. Obecnie wisiałam twarzą w dół. Mimo mojego położenia nadal nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Chłopak zaczął biec. Śmiałam się i śmiałam ! Aż w końcu zakręciło mi się w głowie (i Cloe zeszła na dół z aparatem) i poprosiłam Jimiego aby mnie odstawił. Niechętnie to uczynił a ja mu podziękowałam.
-I tak mam kilka dobrych zdjęć !- Krzyknęła blondi wbiegając na górę wysoko trzymając aparat w dłoni. Spojrzałam na Jimiego z delikatnym uśmiechem a ten się zasmucił.
-Chcesz o tym porozmawiać ?- Zapytałam go patrząc mu prosto w oczy.
-Nie jestem pewien czy powiesz mi coś innego niż reszta.- Na jego twarz wstąpił smutny uśmiech.
-Rozmawiałam z nią Jimi…Powiedziała mi ,że nie jesteś jej obojętny.- W jego oczach ujrzałam chwilową nadzieję.- Ona nadal coś czuje do Philipa…Ale nie musisz się tym przejmować. Zaprzyjaźnij się z nią. Jestem pewna ,że rozkochasz ją w sobie. Ty jesteś sto razy lepszy od Phila.
-Myślałaś o psychologii ?- Zapytał z iskierkami w oczach.
-Chyba zacznę !- Zaśmiałam się wesoło.
-Pójdę z nią porozmawiać.- Rzucił do mnie i pobiegł na górę.
            Udało mi się wyrwać z tego chaosu , potocznie nazywanym moim życiem. Oczywiście zabrałam ze sobą Lucasa aby ten czas był o wiele bardziej przyjemniejszy. Zaraz po wyjściu ujął moją dłoń i wplótł w nią swoje palce.
-Gdzie mnie porywasz ?- Zapytałam patrząc na niego. Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Ostatnio coraz częściej go widzę.
-Tam gdzie odbyła się nasza pierwsza randka- A jednak to była randka ! Szczęśliwa jak nigdy przytuliłam się do jego ramienia.
            Leżałam na brzuchu i szperałam w trawię.
-I co masz ?- Takie pytanie padało co chwilę. Odpowiedz zawsze brzmiała tak samo.
-Nie jeszcze nie.- Z powrotem zanurzyłam palce w miękkiej trawie. Powoli sprawdzałam każdą koniczynkę i liczyłam jej liście. Lucas powiedział ,że nie odejdziemy stąd dopóki nie znajdziemy tej szczęśliwej. Czterolistnej. Mój ukochany z cierpliwością anioła wyrwał po raz kolejny malutką roślinkę. Dokładnie jej się przyjrzał. Przeliczył raz , dwa a po chwili oznajmił :
-Znalazłem !- Podał mi ją i dodał- A teraz już na pewno będzie sprzyjać ci szczęście…- Pocałował mnie delikatnie. W jednym momencie zapragnęłam więcej. Chciałam być jeszcze bliżej niego , chciałam poczuć jego obecność, jego silne ramiona. Przysunęłam się do niego i włożyłam mu rękę pod koszulkę. Ten przycisnął mnie do siebie i zaczął całować tak jak jeszcze nigdy. Było w tym więcej uczucia…Leżałam na nim. Po chwili to on znajdował się nade mną. Jego wargi delikatnie dotknęły mojej szyi… Zamknęłam oczy z rozkoszy. Po chwili jego usta znajdowały się przy moim uchu :
-Nie tutaj…nie teraz…- Szeptał zadyszany. Miał rację. Nie chciałam spędzić mojego pierwszego razu na twardej ziemi…gdzieś w parku. Pomimo tego ,że to miejsce jest dla mnie tak ważne.
-Wracajmy…- Mruknęłam. Podniósł się a potem pomógł mi wstać.
            Po powrocie Lucas poszedł porozmawiać z Cloe. Ciekawe o co chodzi. No nie ważne. Biegałam po całym domu w poszukiwaniu Jimiego i Ashley. Zastałam ich dopiero w ogrodzie. Dziewczyna się opalała a chłopak właśnie wychodził z basenu. Gdy mnie zauważyli uśmiechnęli się do mnie promiennie. Zrobili to tak równo ,że można było by przypuszczać ,że to przed chwilą ćwiczyli. Czyli pogodzili się. Więcej mi nie było potrzebne. Chciałam o tym powiedzieć Cloe i Lucasowi. W salonie siedział Marco.
-Marco, gdzie jest Cloe ?- Zapytałam go z korytarza.
-W kuchni.- Odparł bez zastanowienia. Gdy już obrałam odpowiedni kurs nagle wyskoczył w powietrze i po chwili znalazł się przede mną.
-A po co tam idziesz ?- Zapytał podejrzliwie.
-Chcę im coś tylko powiedzieć.- Przepuścił mnie. O co mu chodzi do cholery ? Potrząsnęłam głową starając się o tym nie myśleć. Gdy byłam już koło kuchni usłyszałam coś co mnie zaniepokoiło.
-A co z Chandrą ?- Zapytała ze zdenerwowaniem Cloe.- Pamiętasz ,że jesteś z nią zaręczony?- Do moich oczu napłynęły słone łzy. Byłam tylko jego zabawką…Nikim…
-Ty nie rozumiesz…- Mruknął w jej stronę. Nie chciałam tego dalej słuchać. Wyszłam za ściany i stanęłam w progu. Spojrzeli na mnie przestraszeni.
-Nie mogę uwierzyć…- Szepnęłam a po moim policzku spłynęła pierwsza z wielu łez. Cloe zerknęła na mnie zawstydzona.
-Daj sobie wytłumaczyć…- Mówił Luc podchodząc do mnie.
-Nie…- Złapał mnie za rękę- Nie dotykaj mnie ! Nie będę twoją zabawką ! -Odepchnęłam go od siebie.- Wszystko już rozumiem…- Nic nie widziałam przez łzy.- A ty ? Ty która śmiesz się nazywać moją przyjaciółką !-Krzyknęłam w stronę Cloe.- Mówiłaś ,ze chodziło o Ash i Jimiego… Jaką je jestem idiotką ! Jak ja mogłam ci uwierzyć ?!
-Daj mu wszystko wytłumaczyć Sel…- Szeptała blondynka w moją stronę. W jej oczach widziałam łzy.
-Niemów tak na mnie !- Ogarnęła mnie furia.- Tak mogą zwracać się do mnie tylko i wyłącznie przyjaciele ! Nie spodziewałam się tego po tobie…- Po jej policzkach ciekły łzy… Nie było mi jej żal… Nie w tej sytuacji. Gdyby była kimś dla mnie bliskim powiedziała by mi o tym ,że Lucas jest zaręczony. Z powrotem przerzuciłam wzrok na Luca.- Wynoś się stąd ! Z mojego życia ! Nie chcę cię już znać !- Popchnęłam go. Rozpacz i bezsilność…To jedyne co teraz czułam.
-Życzę ci tego pieprzonego szczęścia…- Wysyczałam oddając mu małą czterolistną koniczynkę. Wybiegłam z domu. Jak oni mogli mi to zrobić ?! Ja im tak ufałam ! Cloe była dla mnie jak siostra a w Lucasie się zakochałam. Nienawidzę ich całym sercem…
            Szłam nadal płacząc przez już zupełnie ciemne miasto. Ulica była zupełnie pusta.
Puk…
Puk …
Puk…
Usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się. To był ten sam człowiek który szedł za mną tej samej nocy gdy opowiedziałam tacie o tym ,że ktoś mnie śledził . Przerażona nie wiedziałam co robić. Mój umysł ogarnięty paniką nie działał tak jak powinien. Przyspieszyłam swój chód.
Puk
Puk
Puk
Tym razem dźwięk był szybszy. Moje serce zbiło mocniej. Wiedziałam ,że już nic nie mogę zrobić…Rzuciłam się w bieg.
Puk…Puk
Puk…Puk
Puk…Puk
Kroki zamieniły się w jeden zlewający dźwięk. Odwróciłam delikatnie głowę. I zauważyłam ,że mężczyzna był coraz bliżej. Gdyby wyciągnął rękę na pewno by mnie mógł bez problemu złapać. Gwałtownie skręciłam. Po chwili byłam już za ścianą lasu. Płuca mnie powoli zaczęły palić a nogi odmawiały posłuszeństwa. Schowałam się za jakimiś krzakami. Widziałam go… Szukał mnie zdezorientowany. Nagle zniknął. Odczekałam chwilę i się podniosłam. Miałam już iść gdy nagle poczułam przeszywający ból w okolicy nóg. Upadłam na ziemię. Krzyknęłam z bólu. Stał nade mną  i uśmiechał się kpiąco.
-Myślałaś ,że się schowasz ?- Zapytał i podrzucił gruby kij , po czym go złapał. Zamachnął się… Kopnęłam go z całej siły w krocze i zaczęłam się czołgać do ulicy w nadziei ,że akurat będzie przejeżdżał jakiś samochód. Powoli wstawał. Dobiegł do mnie krzycząc:
-Ty suko !- Całej siły uderzył mnie w żebra… W efekcie z powrotem upadłam.
Puk
Puk
Puk
Jeszcze jeden kpiarski uśmiech. Kij w powietrzu… Zamknęłam oczy.
-Aaaaaaaaaaaa!- Gardłowy krzyk wydobywający się z mojego ciała…Cisza i spokój…Potem nie było już nic więcej…


____
OD JEMI : A Buahahaha ! Oto jedenastka ! Pisałam ją kilka dni... Mam nadzieje ,że się podoba :) Inaczej zabiję :P Selenka oberawała co nie ? :D No nic... To kwintesencja całej akcji :) Oczywiście istnieje jeszcze sekret Cloe :) Ale nikt nie powiedział ,że to koniec ! Jesteśmy gdzieś w środku całego opowiadania :)
DEDYK FOR : Oczywiście ,że dla Hyllie ! :* Bo bardzo mnie wspierasz i gdyby nie ty nie udało by mi się zrealizować tego marzenia o napisania z kimś bloga :) Moja kochana :*
NN : Hyllie !





I'm Jemi...

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

10.Wszystko stało się dziś

Cloe
   Selena gada z Lucasem. O jeny! Szkoda, że nie mogę tam być! Ciekawe o czym rozmawiają. Mam nadzieję, że Luc powiedział albo zaraz powie jej o Chandrze. Nie lubię jej, a nawet nienawidzę, ale jest to nie fair wobec niej. Siedzieli w pokoju dosyć długo, więc zabrałam Marca do parku, aby Jimi choć na trochę mógł zostać sam na sam z Ash.
   Brakowało mi tych spacerów i jego uśmiechu tuż przy mojej twarzy. Brakowało mi po prostu całego Marca. Brakowało mi NAS - RAZEM. Za długo o niego walczyłam, aby go stracić. On może mieć każdą. Emma też może mieć każdego, ale ja jestem Cloe, a nie Emma! Nie po to wybrałam podwójne życie, żeby nie móc się zakochać tak na prawdę.
   Ja wiem, że popełnił błąd, ale kto ich nie popełnia? Ludzi idealnych nie ma... Nawet ja nie jestem idealna. Ashley i Selena nie wiedzą, że Emma Trude to naprawdę ja! To jest trudne tak ukrywać to przed nimi i ciągle je okłamywać. Za kilka lat chyba zmienię pracę i zostanę astronomem. Może zostanę drugim Kopernikiem? A może nie... Ja chce żyć normalnie! Na razie zostały przerwane zdjęcia do naszego nowego filmu.
   Wróciliśmy z Marciem do domu. Jimi siedział w kuchni. Najwyraźniej był zły. Ash była w łazience na górze i też była zła. O co tu chodzi?! Podeszłam do Seleny, gdy ją tylko zauważyłam.
- Sel, co im się stało?
- Jimi pocałował Ash. Ona go odepchnęła i uciekła na górę - odpowiedziała.
- Oooh...
   Poszłam do Jimiego. Zapytałam dlaczego to zrobił, ale mój brat mi nie odpowiedział. Wkurzył się tylko i po chwili odpowiedział:
- Ja ją kocham, do cholery! Ale ona jest zakochana w tym dupku Philu, który nie zwraca na nią uwagi, bo woli Selenę... Natomiast Selena jest z Lucasem i o co tu chodzi z tą miłością?! - nerwowym ruchem wstał od wysepki i wyszedł na zewnątrz.
   Szkoda mi go... W końcu jest moim bratem. Ash zeszła na dół, podeszła do mnie i powiedziała:
- Ja na prawdę nie chciałam. Ja wiem... jestem idiotką, że wciąż kocham się w Philu. Jimi ma rację - on woli Selenę - po policzkach spłynęło kilka łez.
   Dziewczyna także wybiegła z domu. Nie wiem co działo się potem. Usiadłam w salonie. Włączyłam telewizję. Po chwili obok mnie usiadł Marco.
- Co się stało. Jesteś blada jak ściana.
- Zbyt dużo wrażeń jak na jeden dzień. Na dodatek muszę pogadać z Lucasem. Sam wiesz na jaki temat.
- Tak, rozumiem - przytuliłam się do niego.
   Słyszałam tylko za nami jak otwierają i zamykają się drzwi oraz głosy Lucasa i Seleny.
- No... zostaliśmy sami - odrzekł Marco.
- Czy ty coś sugerujesz? - zapytałam go, marszcząc czoło.
- Może - szepnął i zaczął mnie całować.
   Poszliśmy na górę. Rzucił mnie na łóżko, a chwilę później znajdował się już na mnie. Ściągnęłam jego koszulkę, a on zrobił to samo z moją bluzką. Oddałam mu się w pełni. Ze swoimi ustami zjeżdżał coraz niżej po moim ciele, aż do spodni, które zdjął szybkim ruchem. Przeszedł mnie przyjemny dreszczyk.
   Zrobiliśmy to!
*** 
   Obudziłam się w jego silnych ramionach. Nie spał... Odwróciłam się do niego przodem.
- Niedługo wrócą, wiesz? - zapytał szeptem odgarniając włosy z mojej twarzy.
- Niestety - mruknęłam.
   Pocałowałam go i wstałam. Ubrałam się w jego koszulę, a jemu rzuciłam tylko biały podkoszulek, który wcześniej miał na sobie. Wyszłam z pokoju. Byłam w kuchni, kiedy usłyszałam, że drzwi się otwierają. Spojrzałam w ich kierunku. Po chwili do domu weszła trójka - moi bracia i Selena...

----------------------------------------------------------------------------------------
OD Hyllie: noi mamy dziesiątkę (krótką, ale mamy) ;d Jemi - myślę ,że to już półmetek ;p
DEDYK For: dla Oli, Agi i Kapcia ;*** za dziś ;D
NN: Jemi xD







I'm Hyllie 

piątek, 22 kwietnia 2011

9. Niespokojny oddech...


                                             Selena :

            Schodząc na dół z Jimim nagle zapytałam :
-Umiesz robić naleśniki ?- Spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Nie.- Zaśmiał się krótko.- Ale Lucas tak !- Krzyknął specjalnie tak głośno ,żeby chłopak siedzący w łazience to usłyszał.
-Co znowu ja ?!- Wydarł się z pomieszczenia. Wybuchłam śmiechem widząc wychodzącego chłopaka z łazienki. Po chwili zorientowałam się ,że ma na sobie tylko ręcznik a Jimi nagle zniknął.
-Umiesz robić naleśniki ?- Zapytałam podchodząc do niego. Szłam jak zahipnotyzowana patrząc na wysportowaną klatkę piersiową chłopaka. Uśmiechnął się do mnie nieco zadziornie.
-Tak się składa ,że to ja gotuje śniadania w domu.- Szepnął a mój oddech przyśpieszył. Byłam już tak blisko niego gdy nagle z kuchni wybiegł Marco a zaraz za nim wkurzony Jimi krzycząc.
-Oddawaj !- Tamten zaśmiał się tubalnie i zniknął za drzwiami od salonu. Ocknęłam się. Moja ręka znajdowała się na torsie Luca a jego dotykała mojej twarzy.
-Cloe !!!!- Wydarłam się gwałtownie odchodząc od chłopaka. Dziewczyna znalazła się przy mnie po chwili z niemym pytaniem na twarzy.
-Idziemy do sklepu. Chłopakom trzeba zrobić śniadanie.- Przytaknęła głową i wyszłyśmy z domu.
            Powietrze ledwie co drgało dając chwile orzeźwienia. Słońce niemiłosiernie prażyło. Panująca duchota przytłaczała. Czuć było już lato.
-Jeszcze tylko jeden tydzień i wakacje !- Ucieszyła się Cloe.
-Właśnie…Musze z tobą o czymś porozmawiać Cloe…- Niestety nie skończyłam zdania bo przed nami wyrosła niewiadomo skąd Miley. Spojrzałyśmy na siebie zaskoczone a potem na nią.
-Musze was przeprosić…- Zerknęła na nas. Widząc ,że się nie sprzeciwiamy kontynuowała.- Nie tylko was ale wszystkich. To co zdarzyło się pomiędzy mną a Marco…to był ogromny błąd. Żałuje tego bardziej niż czegokolwiek. Cloe…wybacz ,że tak cię zraniliśmy. Mam nadzieję ,że dacie mi drugą szanse…- Nic nie mówiłam. Przytuliłam ją do siebie. Dopiero teraz zorientowałam się ,że bardzo za nią tęskniłam.
-Ja ci wybaczam.- Mruknęłam do niej. Spojrzałyśmy równocześnie na Cloe. Delikatnie się uśmiechnęła i powiedziała.
-Każdy popełnia błędy…Nikt nie jest idealny, ale każdy zasługuje na drugą szanse.- Miley od razu się uśmiechnęła promiennie.
-Nie wiecie jak mi od razu lepiej.
-Chcesz u mnie nocować do poniedziałku ? Jeszcze nie zaprosiłam tylko ciebie i Phila…- Mruknęłam.
-Chętnie bym wpadła ale nie mogę. Wyprowadzam się za jakąś godzinę.- Na mojej twarzy malował się szok.- Tata dostał lepszą ofertę pracy…Chciałam z wami porozmawiać jeszcze przed wyjazdem.- Powiedział brunetka.- Muszę lecieć.
-Będę tęsknić.- Powiedziałam ze łzami w oczach i przytuliłam przyjaciółkę.- Zadzwoń jak dojedziesz na miejsce.- Przytaknęła. Pomachała jeszcze odchodząc. Stałam w miejscu i patrzyłam na Cloe. Ona w nie małym szoku powiedziała tylko.
-Wow…Za dużo emocji na raz.- Uśmiechnęłam się do niej a ona dodała jeszcze.- Miło widzieć cię taką radosną.

                                                    ***

            Wracałyśmy właśnie ze sklepu.
-Cloe…-Szepnęłam.
-No ?- Zapytała wyrwana z rozmyślań.
-Chyba się zakochałam…- Uśmiechnęła się do mnie promiennie.- W Lucasie…- Mina jej zrzedła. Po chwili znowu jej twarz wygięła się w uśmiechu.
-Co teraz zrobisz ?- Zapytała patrząc w okno mojego domu. Czy ona czasem kogoś tam nie widziała ?
-Musze pomyśleć… Posiedzę na schodach przed domem. SAMA !- Bardzo wyraźnie zaznaczyłam to słowo. Byłam tak pilnowana przez przyjaciół ,że dziwiłam się ,iż nie chodzą jeszcze ze mną do toalety. Pokiwała twierdząco głowa. Wchodząc do domu mruknęła jeszcze tylko.
-Ktoś będzie cię obserwował.- Zniknęła za drzwiami. Usiadłam na najwyższy schodek i oparłam się o małą balustradę. Przyciągnęłam kolana do siebie i położyłam na nich głowę. Moje myśli krążyły ciągle wokół tej samej osoby. Kocham go ? Pragnę go mieć przy sobie… Chciałabym do niego przylgnąć i nigdy się nie odsuwać. Jego dzisiejsze zadziorne spojrzenie…umięśniony tors…automatycznie przyspieszył mi puls a moje serce zaczęło mocniej bić…Niespokojny oddech…
-Selena !- Podskoczyłam ze strachu. Koło bramy domu stał Philip i machał radośnie ręką w moją strone.
-Phil !- Dziwne…ale się za nim stęskniłam. Po chwili chłopak znajdował się już koło mnie i obejmował mocno. Usłyszałam trzask drzwi. Odruchowo spojrzałam za siebie. Na ganku stał Lucas.
-Sel… Cloe się potrzebuje w środku.- Spojrzałam na niego dziwnie.
-Mówiłam jej ,że chcę pobyć trochę sama… na pewno zrozumie.- Obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem. Naprawdę się przestraszyłam.
-Chodź do domu.- Wyraźnie zaznaczał każde słowo.
-Nie !- Krzyknęłam. Pociągnęłam Philipa za rękę i wyszliśmy z posesji. Przecież nie będzie mi rozkazywał. Słyszałam jeszcze jego krzyk za mną. Przyspieszyłam. Idiota…

Oczami Lucasa:

            Po raz setny wyjrzałem za okno. Bałem się o Sel. Gdy ujrzałem ją w objęciach Philipa coś pękło. Rzuciłem się do drzwi i mocno je otworzyłem.
-Sel… Cloe się potrzebuje w środku.- Kłamałem. Bolało mnie to ,że patrzy na niego z czułością. Spojrzała na mnie zdziwiona.
-Mówiłam jej ,że chcę pobyć trochę sama… na pewno zrozumie.- Zdenerwowany spojrzałem na nią spod byka.
-Chodź do domu.- Każde słowo wypowiadałem dokładnie i może trochę za głośno.
-Nie !- Krzyknęła i złapała go za rękę. Po chwili znajdowali się już za bramą.
-Sel !!!- Darłem się jak opętany. Zniknęła za zakrętem. Wściekły na siebie uderzyłem z całej siły pięściami w ścianę domu. Szarpnąłem za drzwi i wszedłem do budynku. Od razu podeszła do mnie Cloe. Zatrzymała mnie i mówiła spokojnie.
-Luc…Uspokój się. Jak wróci to porozmawiacie…
-Nie rozumiesz !- Krzyknąłem na nią a ta odskoczyła przestraszona.- Przepraszam…- Powiedziałem jeszcze i wybiegłem z domu.

Selena:

            Szłam wolno. Philip uśmiechnął się do mnie i odparł:
-Chętnie zanocuje u ciebie przez ten czas.- Nieśmiało odwzajemniłam uśmiech. Byliśmy już przed domem.- Wpadnę za jakąś godzinkę. Muszę zabrać coś z domu.- Pocałował mnie w policzek i poszedł w stronę furtki. Gdy weszłam do domu wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie.
-Przepraszam…- Szepnęłam w ich stronę. Szukałam wzrokiem Luca.
-Wyszedł.- Powiedział Cloe. Pobiegłam na górę zobaczyć czy wziął ze sobą wszystkie ciuchy. Na całe szczęście wszystko było. Usiadłam pod oknem i zaniosłam się płaczem.
            Oglądaliśmy wszyscy film gdy nagle drzwi się otworzyły i pojawił się w nich Luc. Serce przyspieszyło. Spojrzał na mnie i poszedł na górę.
-Idź z nim porozmawiać…- Szepnęła Cloe i wypchnęła mnie z mojego miejsca. Szłam powoli na górę zastanawiając się co ja mam mu takiego powiedzieć. O co zapytać. Mam wejść i powiedzieć : Hej ! Jeszcze jesteś zły ? Ja tak ale cię kocham i chcę się pogodzić.  No przecież nie jestem idiotką. Zaczęłam niespokojnie oddychać. Gdy znalazłam się przy drzwiach naszego wspólnego pokoju wypuściłam powietrze z płuc i powoli nacisnęłam na klamkę. Zastałam go w najmniej oczekiwanej pozycji. Stał tyłem do mnie bez koszulki i patrzył przez otwarte okno. W pokoju było zupełnie ciemno. Jedyne światło dawał księżyc. Tak…dziś była pełnia. Podeszłam do chłopaka i przytuliłam się do jego pleców. Sprawnie mnie odwrócił w swoją stronę i zatopił twarz w moich włosach. Pocałował moją szyję a ja zadrżałam. Po plecach przeszły mi przyjemne ciarki. Spojrzałam w jego oczy i przycisnęłam swoje usta do jego. Pogrążeni w pocałunku nie czuliśmy upływu czasu. Potrzebowałam go całym ciałem…chciałam być bliżej niego…W pewnej chwili oderwał się ode mnie i szepnął zdyszany :
-Nigdy więcej mi tego nie rób…Myślałem ,że oszaleje z zazdrości.
-Przepraszam…Obiecuję.- Otwierał usta aby coś powiedzieć nie dałam mu po raz kolejny zamknęłam mu je pocałunkiem…


________
OD JEMI : Podoba mi się :P Ale tylko końcówka. :D To był zupełny przypływ weny :P Mam nadzieje ,że się podoba :) 
DEDYK FOR : A dla tych którzy mnie wspierają :P
NEXT : Nie wiem... Kolejny pisze Hyllie :P Przepraszam ,że dodałam tak szybko kochana :*

8. Marco...

Cloe
   Po obiedzie w szkolnej stołówce (choć nie chciałam) musiałam pogadać z Marciem. Nie na 'nasz temat' ale na temat pobicia go przez moich braci. Złapałam go przy jego szafce, gdy wyjmował podręcznik od matematyki. Normalnie go unikam, nawet w domu i wydaje mi się, że tata zaczyna coś podejrzewać.
- Kto cię pobił? - zapytałam, choć wiedziałam, że nie odpowie.
- A jacyś chłopacy, nie znam ich...
- Na pewno ich nie znasz, a oni przypadkiem nie mają na imię Lucas i Jimi?
- Co?! Nie, wcale nie... - widać było, że kłamie.
- Nie umiesz kłamać, Marco... - odpowiedziałam - przyjdziesz dziś do Sel? Tak po szesnastej? Robimy jej akcję ochraniającą. A dziwnie by było, gdybyś został sam z moim tatą w domu.
- Jasne, przyjdę - chłopak uśmiechnął się delikatnie, a zaraz później skrzywił się z bólu oka (to przez pobicie).
- No to na razie... - rzuciłam, próbując odejść, ale chłopak złapał mnie za rękę.
- Zaczekaj! Cloe... ja... - próbował znowu się tłumaczyć.
- Marco, wiesz dobrze, że Cię kocham, ale zrobiłeś coś czego nie umiem wybaczyć - odparłam łamiącym głosem.
- Wiem, ale... no sama wiesz o co mi chodzi - wtedy mnie pocałował. Najpierw się nie opierałam, ale potem znów sobie przypomniałam jego zdradę i wtedy go odepchnęłam.
- Wybacz - tylko szepnęłam i uciekłam.
   Poszłam na kolejną lekcje - biologia - ze zmorą. Zrobiła nam test. Jakoś to przeżyłam, musiałam. Sprawdziła sprawdziany od razu i dostałam piątkę z minusem, więc nie poszło mi tak źle. Ostatnio w ogóle robi dość dużo kartkówek. Sel będzie miała co zaliczać.
***
   Po szkole wpadłam do domu tylko na chwilę. Wzięłam parę rzeczy i poszłam z Sel. Lucasa i Jimiego zatrzymała zmora. Wpadną więc później, a co do Marca, to sama nie wiem.
- Hej - powiedziała do mnie czarnowłosa, otwierając drzwi.
- Cześć - przywitałam ją uśmiechem.
   Weszłyśmy do środka. Powiedziałam Sel dlaczego moi bracia przyjdą później, a ona tylko się zaśmiała. Wiem, że Selenie podoba się Lucas, a Lucasowi Selena. Tylko Lucas zaręczył się z Chandrą! Osobiście wolę Selene od Chandry, ale jednak jest to nie fair w stosunku do niej.
- Jak tam pomiędzy tobą a Marciem? - zapytała dziewczyna po wejściu do jej ogromnego pokoju.
- Nijak. Nie wybaczę mu tego. Ale za to pewien przystojniak chciał się dziś ze mną umówić - wyszczerzyłam zęby.
- Gratuluje - odpowiedziała.
   Gawędziłyśmy tak trochę aż do przyjścia Jimiego i Luca. Marco się spóźniał, ale w końcu przyszedł. Pograliśmy w butelkę (oczywiście nie na całowanie). Selena wymyśliła, że mam iść do łazienki i powiedzieć do sedesu, że go kocham. W zamian ona musiała włożyć pod bluzkę pomarańcze i przebiec się z nimi (tak, aby nie wypadły) po korytarzu, a korytarz ma naprawdę dłuuuugi. Fajnie było. Spać poszliśmy około godziny czwartej nad ranem. Obudziłam się w nocy (a raczej około godziny piątej). Marco nie spał. Zaczął mnie przepraszać i mówić, że na prawdę mnie kocha... z całego serca. I wiecie co? Ja mu wierzę! Pogodziliśmy się na dobre, a nawet całowaliśmy! Brakowało mi tego...
   Gdy rano się obudziłam to zauważyłam, że jestem na drugim końcu pokoju niż wtedy, gdy zasypiałam... hmm... ciekawe...
- Lucas! Jimi! - krzyknęłam, gdy tylko wpadło mi do głowy , że to był na pewno ich pomysł.
   Oni tylko zaspani zaczęli się śmiać. Wtedy pomyślałam, że może Sel i Ash, ale gdy na nie spojrzałam to kiwnęły przecząco głową i pokazały Marca. Marco jak nigdy nic tylko siedział i miał ze mnie niezły ubaw.
- Marco?! - krzyknęłam zdziwiona.
- Wiedziałem, że nie skojarzysz! - i śmiał się dalej... Ught!
- Marco! Głuptasie... - był już obok mnie i pocałował mnie na oczach braci, Seleny i Ashley.
-------------------------------------------------------
Od Hyllie: noi jest ósemka! jak zwykle - rozdział krótki...
NN: Jemi
DEDYK For: wszyscy z dzisiejszego wypadu na jordanki, hah ;*



I'm Hyllie!

wtorek, 12 kwietnia 2011

7. To wszystko moja wina...

                                          Selena:
        
        Gdy wczoraj wieczorem opowiedziałam wszystko tacie był bardzo zaskoczony. Chciał od razu powiadomić policję ale ja nie chciałam niepotrzebnego rozgłosu. W końcu tata jest znanym reżyserem i nie wierze ,że pismaki by nie zainteresowały się to sprawą. Uparł się ,że muszę mieć ochroniarza bo on wyjeżdża na trzy dni.
        Postanowiłam w ogóle nie iść do szkoły. Gdy zostałam obudzona tata mruknął tylko :
-Masz trzydzieści minut kochanie. Mamy kawał drogi do przejechania.- Wstałam z łóżka i wykonałam poranną toaletę. Nie zastanawiając się nad ubiorem wyjęłam pierwsze lepsze ciuchy z szafy. Padło na stare czarne rurki , zwykłą białą bluzkę i sweterek w granatowo białe pasy. >Zobacz< Gdy zeszłam już na dół do kuchni. Tata chodził w kółko koło wyspy (kuchennej) i rozmawiał z kimś zaciekle przez telefon :
 -Co ty sobie wyobrażasz ?! - Ryknął do słuchawki. Trochę zdziwiona jego zachowaniem podeszłam do lodówki i wzięłam truskawkowy jogurt do picia. Gdy tata mnie zauważył mruknął tylko do telefonu:
-Zadzwonię później...Ale pamiętaj ,że jeszcze z tobą nie skończyłem. - Warknął. Spojrzał na mnie i zapytał- Gotowa ?- Gdy kiwnęłam głową twierdząco dodał tylko - No to w drogę.
          Jechaliśmy już od jakiś dwóch godzin. Było dość niezręcznie. Czułam ,że to przeze mnie tata ma kłopoty. Jak zwykle zawaliłam całą sprawę. 
-Tato ?- Szepnęłam do niego cicho.
-Hym ?- Mruknął patrząc na jezdnie.
-Co się dzieje ? Czemu tak krzyczałeś na kogoś przez telefon ? - Zapytałam wprost.
-Chodzi o Boba. Jak zwykle nie dotrzymał terminu i nie przesłał scen filmu do sponsora. Pamiętasz opowiadałem ci. Ten sponsor chcę śledzić dokładnie całą produkcję bo musi mieć pewno ,że to będzie hit. Sponsor ma tego dość... Wycofał się.
-Co ?! - Podniosłam głos. -Przecież tak długo już pracujesz nad tym filmem !
-Dlatego muszę wyjechać na te trzy dni. Pojadę tam z próbkami i pokarze mu je. Postaram się go przekonać ,że popełnia duży błąd.- Powiedział dość spokojnie. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. To wszystko moja wina... Teraz jeżeli nikogo nie znajdziemy to tata straci ostatnią szansę...
         Gdy wchodziłam do budynku pomyślałam o moich przyjaciołach i o tym ,że teraz pewnie siedzą razem na stołówce i śmieją się radośnie. Lucas... Potrzebowałam go... Każda moja komórka ciała chciała znaleźć się teraz w jego silnych ramionach... Chciałam się przed nim wypłakać. Pomyślałam o Cloe. Jej ciepły uśmiech , przywodził mi na myśl... słońce. Tak słońce. Taką wrodzoną dobroć i ciepło. Jimi ? On mi się kojarzył tylko i wyłącznie z Ash. Te zaczerwienione policzki na widok drugiej przyjaciółki... Philip... Z siłą. 
-Selena...- Tata delikatnie ściskał moje ramię. Byliśmy już w głównym pomieszczeniu. Gdy usiedliśmy i drzwi się otworzyły błagałam o to abym kogoś znalazła... Aby tata mógł spokojnie wyjechać.                             
          Zasmucona przekroczyłam próg domu. Tata stał z telefonem w ręku :
-Muszę wszystko odwołać...- Mruknął jakby do mnie.
-Nie rób tego...Daj mi czas do końca tego dnia... Wymyślę coś. Jeżeli mi się nie uda wtedy wszystko odwołasz...- Błagałam ze łzami w oczach. Jeszcze nigdy nie czuła ,że tak zawiodłam jak w tej chwili.
-Dobrze...- Szepnął i delikatnie mnie do siebie przytulił.- Nigdzie sama nie wychodź. - Powiedział jeszcze i poszedł do siebie na górę. I co ja mam teraz zrobić ? 
          
                                                 ***

         Leżałam an swoim łóżku i płakałam... Nie miałam pojęcia co robić. Moja psychika cierpiała na tym najmocniej. Gdy usłyszałam głośne pukanie do drzwi zwlekłam się z łóżka i poszłam je otworzyć. Zobaczyłam Jonsonów. Po chwili ktoś mnie do siebie przyciągnął i przytulił. Lucas...Ten zapach rozpoznam wszędzie. Mocno do niego przylgnęłam. Po chwili znalazłam się w objęciach Cloe:
-Sel czemu nie odbierałaś?! Umierałam ze strachu!- Podniosła na mnie głos.
- Wytłumaczę wam wszystko w środku- Mruknęłam otwierając mocniej drzwi.

                                                 ***

         Gdy Jonsonowie już wyszli a mój humor się poprawił , ponieważ powiedziałam tacie o ich zobowiązaniu a on się zgodził ,zadzwoniłam do Ashley. Opowiedziałam jej o wszystkim a ona chętnie się zgodziła. Czekałam jeszcze tylko na potwierdzenie ze strony pana Jonsona. Mimo ,iż Jimi zapewniał mnie ,że jego ojciec się zgodzi i tak bardzo bałam się jego werdyktu. Siedziałam z tatą w salonie i oglądałam jakiś beznadziejny program :
-Zdajesz sobie sprawę z tego ,że jeżeli twój plan się powiedzie będę dzwonił codziennie. - Mruknął z uśmiechem patrząc w ekran. Uśmiechnęłam się mocniej. Dzięki tym ludziom zbliżyłam się z tatą nieco bardziej.
-Właśnie to mnie przeraża - Zaśmiał się cicho. Jeszcze kilka dni temu gadaliśmy sobie swobodnie tak jak teraz...O błahych sprawach mimo chwilowej przerwy w zamartwianiu się sprawa nie zniknęła a ja nadal miałam spory problem. Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Doskoczyłam do stolika na którym leżał i odebrałam połączenie :
-Zgodził się !- Krzyknęła do słuchawki Cloe.
-Słyszysz zgodził się ! Zgodził ! - Krzyczałam do taty. Szczęśliwa ,iż mój ojciec będzie mógł spokojnie wyjechać na delegację pobiegłam na górę.
-Cloe ? Jesteś ? - Zapytałam do słuchawki.
-Tak. Jestem , jestem - Mruknęła.- Kiedy mamy wpaść ?
- Tata wyjeżdża jutro po południu bo wtedy ma samolot. Myślę ,że tak około godziny 16:00. Po lekcjach.
-Idziesz jutro do szkoły ? - Zapytała.
-Chyba się wybiorę... Wpadniecie po mnie ?- W słuchawce usłyszałam szelest pościeli. Moja przyjaciółka prawdopodobnie w tym momencie kładła się na łóżko.
-Ja idę godzinę wcześniej z Jimim- Gdy chciałam zapytać o co chodzi to ona tylko mruknęła -Zmora. Ale Lucas chyba wpadnie. - Mój uśmiech się powiększył kilkakrotnie.
-Ok. Napiszę jeszcze do niego. Będę kończyć pa ! - To ostatnie wręcz krzyknęłam. Rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź.
         Lucas od razu odpisał na moją wiadomość. Zgodził się. Czułam się o wiele lepiej niż rano. Gdy poszłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze ,przestraszyłam się swojego odbicia. Miałam podkrążone i spuchnięte oczy...kości jakby bardziej mi odstawały. I jeszcze to zmęczone spojrzenie...
   

                                             ***

         Rano wstałam z dobrym humorem. W końcu na cały weekend będę miała koło siebie najbliższych. Dziś wyglądałam lepiej. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze i zabrałam się do szczotkowania zębów.
 Założyłam na siebie zielono pomarańczową sukienkę i wysokie buty. Chciałam wyglądać jak gdyby nigdy nic. >Zobacz< .
         Gdy schodziłam na dół tata obrzucił mnie dziwnym spojrzeniem. Za krótka jest ta sukienka czy coś ?  Już otwierał usta i nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Tata oczywiści dokładnie mnie obserwował. Gdy uchyliłam drzwi zobaczyłam Luca:
-Jak ładnie dzisiaj wyglądasz...- Rzucił na przywitanie.
-Mi też jest miło cię widzieć.- Zaśmiał się cicho.- Tato ! Luc przyszedł. Ja już idę ! Pa !- Krzyknęłam. Przerzuciłam jeszcze torbę przez ramię i zamknęłam drzwi.Zeszłam po schodach przed domem i powoli ruszyliśmy do szkoły.
         Szłam przez korytarz śmiejąc się razem z Lucasem. Po wejściu na stołówkę zapadła na pewien czas cisza.Przy naszym stole siedziała już Ash z Cloe i Jimim. Dołączyliśmy do nich. Od czau gdy przestaliśmy odzywać się do Miley i Marco oni przestali z nami siadać może to i dobrze ?
-Tata chce z nami jeszcze porozmawiać po przyjściu ze szkoły. Później będę się bardzo spieszył.- Powiedziałam grzebiąc widelcem w kukurydzy.
-Nie ma problemu. - Powiedział Luc. Tak...Chciałabym ,żeby tak było...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
OD JEMI : Zazwyczaj moje rozdziały mi się podobają lub jestem z nich zadowolona... Otóż z teo wręcz przeciwnie... Jest taki zwykły. No ale nic. Później będzie coraz lepiej :) Ta teraz komentujcie :P Pamiętajcie ,że to komentarze wspierają i pobudzają pisarzy do pisania :P
DEDYK FOR : Dla Hyllie ! Bo nasza wczorajsza rozmowa była niezapomniana :D haha :P
NEXT : Kolejny należy do Hyllie. Nie czytam jej w myślach więc nie powiem kiedy :P Dajesz !