piątek, 29 kwietnia 2011

11. Życzę ci tego pieprzonego szczęścia…

                                           Selena:

            Byliśmy akurat na spacerze, ja Jimi i Luc. Wracaliśmy śmiejąc się wesoło. Jimi otwierał drzwi mówiąc:
-A ona wtedy zaczęła kaszleć.- Tu się bardzo długo śmiał- I go opluła tak ,że kawałki arbuza miał w ustach. Byście…hahaha…widzieli jego minę !- Krzyknął głośno a my weszliśmy do domu. Jimi od razu poszedł do łazienki bo po drodze skarżył się na swój mały pęcherz oraz na brak toalet na mieście. Lucas położył dłonie na moich biodrach i delikatnie mnie pocałował. Gdy się od siebie oderwaliśmy uśmiechnęłam się do niego zadziornie. Gdy chciałam odejść ten złapał mnie za rękę i mocno do siebie przyciągnął. Jego pocałunki były coraz szybsze ,coraz głębsze. Wplotłam mu ręce we włosy a ten mnie do siebie mocno przytulił. Nagle się od niego oderwałam. Spojrzał na mnie nieco zdziwiony. Pocałowałam go szybko uśmiechnęłam się i odeszłam mocno bujając biodrami. Jego mina pozostanie na zawsze w mojej pamięci. W kuchni zastałam Cloe. Miała na sobie koszule Marca. Obdarowałam ją zdziwionym spojrzeniem a ta się wyszczerzyła w moją stronę:
-Chyba ktoś się tu pogodził…- Mruknęłam nalewając sobie soku. Ta wytknęła na mnie język i szepnęła.
-I to jak.- Zaśmiałam się krótko. Złapałam ją za rękę i pociągnęłam do wysepki kuchennej. Usiadła na jednym z krzeseł. Podałam jej jeszcze jedną ze szklanek do których nalałam wcześniej soku. Patrzyłam na nią z wyczekiwaniem. Mruknęła tylko:
-Zrobiliśmy to…- Na moją twarz pojawił się szok zmieszany z niedowierzaniem oraz szczęściem. Ona ciągle się uśmiechała.- Wyszło jak wyszło. Nie żałuję tego co zrobiłam Sel.
-I to jest najważniejsze… Jeżeli postanowiłaś ,że już czas na taki krok to twoja sprawa. Cieszę się ,że między wami już jest wszystko w porządku.- Powiedziałam łapiąc ją za rękę. Ścisnęłam jej dłoń delikatnie.
-A mówiąc o zgodach…Co zaszło tam na górze między tobą a Lucasem ?- Zapytała.
-Pocałował mnie.- Na moją twarz wstąpił uśmiech. Jej mina jednak nieznacznie zbledła.- W sumie tylko to robiliśmy. Powiedział mi jeszcze ,że już nigdy więcej nie mam mu czegoś takiego robić.- Ucieszyła się z tej wiadomości jednak czułam ,że istnieje coś czego nie wiem a ją to zasmuca.
-Przestań !- Krzyknęłam na nią zła.
-Ale o co ci chodzi ?- Zapytała zdumiona.
-Ja o czymś nie wiem tak ? Ukrywasz coś związanego z Lucem. Czuję to…- Spuściła na sekundę wzrok.
-Zdaję ci się naprawdę. Martwię się ciągle o Phila i Ash.- Spojrzałam na nią podejrzliwie.- Chodzi o to ,że nam się tak wspaniale układa a oni cierpią.- Uwierzyłam jej.
-Przepraszam…Bywam porywcza. Po prostu…-Zaczęłam się tłumaczyć. Cloe mi szybko przerwała.
-Nic nie szkodzi.- Mruknęła i wstała. Uśmiechnęła się jeszcze do mnie i poszła prawdopodobnie do Marca.
Zaczęłam szukać Ashley. Siedziała w moim pokoju z słuchawkami na uszach i rozmazanym tuszem pod oczyma. Usiadłam obok niej i położyłam głowę na jej nogach. Leżałyśmy tak na łóżku w ciszy. Czekałam na ruch przyjaciółki. Zdjęła z uszu słuchawki i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Nagle w jej oczach zaczęły zbierać się łzy. Podniosłam się z jej nóg i przytuliłam ją do siebie. Starała się uspokoić a ja szeptałam :
-Wypłacz się…Będzie ci lepiej.- Poczułam coś mokrego na szyi. Dziewczyna rozszlochała się na dobre od czasu do czasu wypowiadając pojedyncze słowa.
-Ja…nadal coś czuję do Philipa…Ale Jimi też nie jest mi obojętny…- Spojrzała na mnie. Wokół panowała zupełna cisza. Jakbym była tutaj tylko z Ashley…tylko my…same. Twarz dziewczyny jednak nie wyrażała ciszy i spokoju. Patrzyła na mnie mokrymi oczyma. Co chwilę po jej policzkach spływały łzy.
-Miłość nie jest łatwa kochana. Pamiętaj ,że można kochać dwie osoby. Zawszę jedną kocha się mocniej. Musisz wybrać…Pamiętaj ,że nie zawsze musi być to odwzajemnione uczucie. Bierz to jak najbardziej pod uwagę. Wiem ,że wybierzesz dobrze i wszystko się ułoży.- Śmiała się płacząc jednocześnie.
-Idź na psychologię kochana. Nikt nie umie mnie tak wesprzeć i podnieść na duchu tak jak ty !- Przytuliła mnie delikatnie.
-Zacznę o tym myśleć.- Mruknęłam głęboko się nad tym zastanawiając. Ashley wstała i poszła do toalety.- Ty sobie wszystko na spokojnie przemyśl ! Ja idę na dół do chłopaków.- Krzyknęłam wychodząc z pokoju.
            Szłam powoli po schodach gdy naglę usłyszałam pukanie. Podeszłam powoli do drzwi. Nikogo nie było wokół więc nie miałam bladego pojęcia co zrobić. Lucas (i tata)zabronił mi otwierać drzwi. To dla dodatkowej ochrony. Nie wiadomo skąd pojawił się Jimi i otworzył je. Schowałam się za nim delikatnie go obejmując od tyłu.
-Dzień dobry.- Powiedział ktoś.
-Dzień dobry.- Odparł chłopak.
-Zastałem Selenę ?- Krew zaczęła mi szybciej krążyć a bicie serca przyspieszyło. Przycisnęłam się mocniej do Jimiego. Ten zaśmiał się cicho i szepnął w moją stronę.
-Tchórz…- Kopnęłam go w tyłek. Kontynuował rozmowę z mężczyzną.- Nie niestety jej nie ma. Wyjechała do Nowego Yorku w poszukiwaniu nowych wrażeń. Tak właściwie to pewnie teraz kogoś baaardzo mocno obejmuję a ten ktoś się dusi…- Zrozumiałam o co chodzi. Delikatnie zwolniłam uścisk.- Tak więc nie szybko wróci. Dowidzenia.- Zamknął drzwi. Śmiałam się z niego.
-Do Nowego Yorku ? W poszukiwaniu nowych wrażeń ?- Wkurzony moim śmiechem nie wiadomo kiedy złapał mnie za nogi i przyrzucił sobie na plecy. Obecnie wisiałam twarzą w dół. Mimo mojego położenia nadal nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Chłopak zaczął biec. Śmiałam się i śmiałam ! Aż w końcu zakręciło mi się w głowie (i Cloe zeszła na dół z aparatem) i poprosiłam Jimiego aby mnie odstawił. Niechętnie to uczynił a ja mu podziękowałam.
-I tak mam kilka dobrych zdjęć !- Krzyknęła blondi wbiegając na górę wysoko trzymając aparat w dłoni. Spojrzałam na Jimiego z delikatnym uśmiechem a ten się zasmucił.
-Chcesz o tym porozmawiać ?- Zapytałam go patrząc mu prosto w oczy.
-Nie jestem pewien czy powiesz mi coś innego niż reszta.- Na jego twarz wstąpił smutny uśmiech.
-Rozmawiałam z nią Jimi…Powiedziała mi ,że nie jesteś jej obojętny.- W jego oczach ujrzałam chwilową nadzieję.- Ona nadal coś czuje do Philipa…Ale nie musisz się tym przejmować. Zaprzyjaźnij się z nią. Jestem pewna ,że rozkochasz ją w sobie. Ty jesteś sto razy lepszy od Phila.
-Myślałaś o psychologii ?- Zapytał z iskierkami w oczach.
-Chyba zacznę !- Zaśmiałam się wesoło.
-Pójdę z nią porozmawiać.- Rzucił do mnie i pobiegł na górę.
            Udało mi się wyrwać z tego chaosu , potocznie nazywanym moim życiem. Oczywiście zabrałam ze sobą Lucasa aby ten czas był o wiele bardziej przyjemniejszy. Zaraz po wyjściu ujął moją dłoń i wplótł w nią swoje palce.
-Gdzie mnie porywasz ?- Zapytałam patrząc na niego. Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Ostatnio coraz częściej go widzę.
-Tam gdzie odbyła się nasza pierwsza randka- A jednak to była randka ! Szczęśliwa jak nigdy przytuliłam się do jego ramienia.
            Leżałam na brzuchu i szperałam w trawię.
-I co masz ?- Takie pytanie padało co chwilę. Odpowiedz zawsze brzmiała tak samo.
-Nie jeszcze nie.- Z powrotem zanurzyłam palce w miękkiej trawie. Powoli sprawdzałam każdą koniczynkę i liczyłam jej liście. Lucas powiedział ,że nie odejdziemy stąd dopóki nie znajdziemy tej szczęśliwej. Czterolistnej. Mój ukochany z cierpliwością anioła wyrwał po raz kolejny malutką roślinkę. Dokładnie jej się przyjrzał. Przeliczył raz , dwa a po chwili oznajmił :
-Znalazłem !- Podał mi ją i dodał- A teraz już na pewno będzie sprzyjać ci szczęście…- Pocałował mnie delikatnie. W jednym momencie zapragnęłam więcej. Chciałam być jeszcze bliżej niego , chciałam poczuć jego obecność, jego silne ramiona. Przysunęłam się do niego i włożyłam mu rękę pod koszulkę. Ten przycisnął mnie do siebie i zaczął całować tak jak jeszcze nigdy. Było w tym więcej uczucia…Leżałam na nim. Po chwili to on znajdował się nade mną. Jego wargi delikatnie dotknęły mojej szyi… Zamknęłam oczy z rozkoszy. Po chwili jego usta znajdowały się przy moim uchu :
-Nie tutaj…nie teraz…- Szeptał zadyszany. Miał rację. Nie chciałam spędzić mojego pierwszego razu na twardej ziemi…gdzieś w parku. Pomimo tego ,że to miejsce jest dla mnie tak ważne.
-Wracajmy…- Mruknęłam. Podniósł się a potem pomógł mi wstać.
            Po powrocie Lucas poszedł porozmawiać z Cloe. Ciekawe o co chodzi. No nie ważne. Biegałam po całym domu w poszukiwaniu Jimiego i Ashley. Zastałam ich dopiero w ogrodzie. Dziewczyna się opalała a chłopak właśnie wychodził z basenu. Gdy mnie zauważyli uśmiechnęli się do mnie promiennie. Zrobili to tak równo ,że można było by przypuszczać ,że to przed chwilą ćwiczyli. Czyli pogodzili się. Więcej mi nie było potrzebne. Chciałam o tym powiedzieć Cloe i Lucasowi. W salonie siedział Marco.
-Marco, gdzie jest Cloe ?- Zapytałam go z korytarza.
-W kuchni.- Odparł bez zastanowienia. Gdy już obrałam odpowiedni kurs nagle wyskoczył w powietrze i po chwili znalazł się przede mną.
-A po co tam idziesz ?- Zapytał podejrzliwie.
-Chcę im coś tylko powiedzieć.- Przepuścił mnie. O co mu chodzi do cholery ? Potrząsnęłam głową starając się o tym nie myśleć. Gdy byłam już koło kuchni usłyszałam coś co mnie zaniepokoiło.
-A co z Chandrą ?- Zapytała ze zdenerwowaniem Cloe.- Pamiętasz ,że jesteś z nią zaręczony?- Do moich oczu napłynęły słone łzy. Byłam tylko jego zabawką…Nikim…
-Ty nie rozumiesz…- Mruknął w jej stronę. Nie chciałam tego dalej słuchać. Wyszłam za ściany i stanęłam w progu. Spojrzeli na mnie przestraszeni.
-Nie mogę uwierzyć…- Szepnęłam a po moim policzku spłynęła pierwsza z wielu łez. Cloe zerknęła na mnie zawstydzona.
-Daj sobie wytłumaczyć…- Mówił Luc podchodząc do mnie.
-Nie…- Złapał mnie za rękę- Nie dotykaj mnie ! Nie będę twoją zabawką ! -Odepchnęłam go od siebie.- Wszystko już rozumiem…- Nic nie widziałam przez łzy.- A ty ? Ty która śmiesz się nazywać moją przyjaciółką !-Krzyknęłam w stronę Cloe.- Mówiłaś ,ze chodziło o Ash i Jimiego… Jaką je jestem idiotką ! Jak ja mogłam ci uwierzyć ?!
-Daj mu wszystko wytłumaczyć Sel…- Szeptała blondynka w moją stronę. W jej oczach widziałam łzy.
-Niemów tak na mnie !- Ogarnęła mnie furia.- Tak mogą zwracać się do mnie tylko i wyłącznie przyjaciele ! Nie spodziewałam się tego po tobie…- Po jej policzkach ciekły łzy… Nie było mi jej żal… Nie w tej sytuacji. Gdyby była kimś dla mnie bliskim powiedziała by mi o tym ,że Lucas jest zaręczony. Z powrotem przerzuciłam wzrok na Luca.- Wynoś się stąd ! Z mojego życia ! Nie chcę cię już znać !- Popchnęłam go. Rozpacz i bezsilność…To jedyne co teraz czułam.
-Życzę ci tego pieprzonego szczęścia…- Wysyczałam oddając mu małą czterolistną koniczynkę. Wybiegłam z domu. Jak oni mogli mi to zrobić ?! Ja im tak ufałam ! Cloe była dla mnie jak siostra a w Lucasie się zakochałam. Nienawidzę ich całym sercem…
            Szłam nadal płacząc przez już zupełnie ciemne miasto. Ulica była zupełnie pusta.
Puk…
Puk …
Puk…
Usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się. To był ten sam człowiek który szedł za mną tej samej nocy gdy opowiedziałam tacie o tym ,że ktoś mnie śledził . Przerażona nie wiedziałam co robić. Mój umysł ogarnięty paniką nie działał tak jak powinien. Przyspieszyłam swój chód.
Puk
Puk
Puk
Tym razem dźwięk był szybszy. Moje serce zbiło mocniej. Wiedziałam ,że już nic nie mogę zrobić…Rzuciłam się w bieg.
Puk…Puk
Puk…Puk
Puk…Puk
Kroki zamieniły się w jeden zlewający dźwięk. Odwróciłam delikatnie głowę. I zauważyłam ,że mężczyzna był coraz bliżej. Gdyby wyciągnął rękę na pewno by mnie mógł bez problemu złapać. Gwałtownie skręciłam. Po chwili byłam już za ścianą lasu. Płuca mnie powoli zaczęły palić a nogi odmawiały posłuszeństwa. Schowałam się za jakimiś krzakami. Widziałam go… Szukał mnie zdezorientowany. Nagle zniknął. Odczekałam chwilę i się podniosłam. Miałam już iść gdy nagle poczułam przeszywający ból w okolicy nóg. Upadłam na ziemię. Krzyknęłam z bólu. Stał nade mną  i uśmiechał się kpiąco.
-Myślałaś ,że się schowasz ?- Zapytał i podrzucił gruby kij , po czym go złapał. Zamachnął się… Kopnęłam go z całej siły w krocze i zaczęłam się czołgać do ulicy w nadziei ,że akurat będzie przejeżdżał jakiś samochód. Powoli wstawał. Dobiegł do mnie krzycząc:
-Ty suko !- Całej siły uderzył mnie w żebra… W efekcie z powrotem upadłam.
Puk
Puk
Puk
Jeszcze jeden kpiarski uśmiech. Kij w powietrzu… Zamknęłam oczy.
-Aaaaaaaaaaaa!- Gardłowy krzyk wydobywający się z mojego ciała…Cisza i spokój…Potem nie było już nic więcej…


____
OD JEMI : A Buahahaha ! Oto jedenastka ! Pisałam ją kilka dni... Mam nadzieje ,że się podoba :) Inaczej zabiję :P Selenka oberawała co nie ? :D No nic... To kwintesencja całej akcji :) Oczywiście istnieje jeszcze sekret Cloe :) Ale nikt nie powiedział ,że to koniec ! Jesteśmy gdzieś w środku całego opowiadania :)
DEDYK FOR : Oczywiście ,że dla Hyllie ! :* Bo bardzo mnie wspierasz i gdyby nie ty nie udało by mi się zrealizować tego marzenia o napisania z kimś bloga :) Moja kochana :*
NN : Hyllie !





I'm Jemi...

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

10.Wszystko stało się dziś

Cloe
   Selena gada z Lucasem. O jeny! Szkoda, że nie mogę tam być! Ciekawe o czym rozmawiają. Mam nadzieję, że Luc powiedział albo zaraz powie jej o Chandrze. Nie lubię jej, a nawet nienawidzę, ale jest to nie fair wobec niej. Siedzieli w pokoju dosyć długo, więc zabrałam Marca do parku, aby Jimi choć na trochę mógł zostać sam na sam z Ash.
   Brakowało mi tych spacerów i jego uśmiechu tuż przy mojej twarzy. Brakowało mi po prostu całego Marca. Brakowało mi NAS - RAZEM. Za długo o niego walczyłam, aby go stracić. On może mieć każdą. Emma też może mieć każdego, ale ja jestem Cloe, a nie Emma! Nie po to wybrałam podwójne życie, żeby nie móc się zakochać tak na prawdę.
   Ja wiem, że popełnił błąd, ale kto ich nie popełnia? Ludzi idealnych nie ma... Nawet ja nie jestem idealna. Ashley i Selena nie wiedzą, że Emma Trude to naprawdę ja! To jest trudne tak ukrywać to przed nimi i ciągle je okłamywać. Za kilka lat chyba zmienię pracę i zostanę astronomem. Może zostanę drugim Kopernikiem? A może nie... Ja chce żyć normalnie! Na razie zostały przerwane zdjęcia do naszego nowego filmu.
   Wróciliśmy z Marciem do domu. Jimi siedział w kuchni. Najwyraźniej był zły. Ash była w łazience na górze i też była zła. O co tu chodzi?! Podeszłam do Seleny, gdy ją tylko zauważyłam.
- Sel, co im się stało?
- Jimi pocałował Ash. Ona go odepchnęła i uciekła na górę - odpowiedziała.
- Oooh...
   Poszłam do Jimiego. Zapytałam dlaczego to zrobił, ale mój brat mi nie odpowiedział. Wkurzył się tylko i po chwili odpowiedział:
- Ja ją kocham, do cholery! Ale ona jest zakochana w tym dupku Philu, który nie zwraca na nią uwagi, bo woli Selenę... Natomiast Selena jest z Lucasem i o co tu chodzi z tą miłością?! - nerwowym ruchem wstał od wysepki i wyszedł na zewnątrz.
   Szkoda mi go... W końcu jest moim bratem. Ash zeszła na dół, podeszła do mnie i powiedziała:
- Ja na prawdę nie chciałam. Ja wiem... jestem idiotką, że wciąż kocham się w Philu. Jimi ma rację - on woli Selenę - po policzkach spłynęło kilka łez.
   Dziewczyna także wybiegła z domu. Nie wiem co działo się potem. Usiadłam w salonie. Włączyłam telewizję. Po chwili obok mnie usiadł Marco.
- Co się stało. Jesteś blada jak ściana.
- Zbyt dużo wrażeń jak na jeden dzień. Na dodatek muszę pogadać z Lucasem. Sam wiesz na jaki temat.
- Tak, rozumiem - przytuliłam się do niego.
   Słyszałam tylko za nami jak otwierają i zamykają się drzwi oraz głosy Lucasa i Seleny.
- No... zostaliśmy sami - odrzekł Marco.
- Czy ty coś sugerujesz? - zapytałam go, marszcząc czoło.
- Może - szepnął i zaczął mnie całować.
   Poszliśmy na górę. Rzucił mnie na łóżko, a chwilę później znajdował się już na mnie. Ściągnęłam jego koszulkę, a on zrobił to samo z moją bluzką. Oddałam mu się w pełni. Ze swoimi ustami zjeżdżał coraz niżej po moim ciele, aż do spodni, które zdjął szybkim ruchem. Przeszedł mnie przyjemny dreszczyk.
   Zrobiliśmy to!
*** 
   Obudziłam się w jego silnych ramionach. Nie spał... Odwróciłam się do niego przodem.
- Niedługo wrócą, wiesz? - zapytał szeptem odgarniając włosy z mojej twarzy.
- Niestety - mruknęłam.
   Pocałowałam go i wstałam. Ubrałam się w jego koszulę, a jemu rzuciłam tylko biały podkoszulek, który wcześniej miał na sobie. Wyszłam z pokoju. Byłam w kuchni, kiedy usłyszałam, że drzwi się otwierają. Spojrzałam w ich kierunku. Po chwili do domu weszła trójka - moi bracia i Selena...

----------------------------------------------------------------------------------------
OD Hyllie: noi mamy dziesiątkę (krótką, ale mamy) ;d Jemi - myślę ,że to już półmetek ;p
DEDYK For: dla Oli, Agi i Kapcia ;*** za dziś ;D
NN: Jemi xD







I'm Hyllie 

piątek, 22 kwietnia 2011

9. Niespokojny oddech...


                                             Selena :

            Schodząc na dół z Jimim nagle zapytałam :
-Umiesz robić naleśniki ?- Spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Nie.- Zaśmiał się krótko.- Ale Lucas tak !- Krzyknął specjalnie tak głośno ,żeby chłopak siedzący w łazience to usłyszał.
-Co znowu ja ?!- Wydarł się z pomieszczenia. Wybuchłam śmiechem widząc wychodzącego chłopaka z łazienki. Po chwili zorientowałam się ,że ma na sobie tylko ręcznik a Jimi nagle zniknął.
-Umiesz robić naleśniki ?- Zapytałam podchodząc do niego. Szłam jak zahipnotyzowana patrząc na wysportowaną klatkę piersiową chłopaka. Uśmiechnął się do mnie nieco zadziornie.
-Tak się składa ,że to ja gotuje śniadania w domu.- Szepnął a mój oddech przyśpieszył. Byłam już tak blisko niego gdy nagle z kuchni wybiegł Marco a zaraz za nim wkurzony Jimi krzycząc.
-Oddawaj !- Tamten zaśmiał się tubalnie i zniknął za drzwiami od salonu. Ocknęłam się. Moja ręka znajdowała się na torsie Luca a jego dotykała mojej twarzy.
-Cloe !!!!- Wydarłam się gwałtownie odchodząc od chłopaka. Dziewczyna znalazła się przy mnie po chwili z niemym pytaniem na twarzy.
-Idziemy do sklepu. Chłopakom trzeba zrobić śniadanie.- Przytaknęła głową i wyszłyśmy z domu.
            Powietrze ledwie co drgało dając chwile orzeźwienia. Słońce niemiłosiernie prażyło. Panująca duchota przytłaczała. Czuć było już lato.
-Jeszcze tylko jeden tydzień i wakacje !- Ucieszyła się Cloe.
-Właśnie…Musze z tobą o czymś porozmawiać Cloe…- Niestety nie skończyłam zdania bo przed nami wyrosła niewiadomo skąd Miley. Spojrzałyśmy na siebie zaskoczone a potem na nią.
-Musze was przeprosić…- Zerknęła na nas. Widząc ,że się nie sprzeciwiamy kontynuowała.- Nie tylko was ale wszystkich. To co zdarzyło się pomiędzy mną a Marco…to był ogromny błąd. Żałuje tego bardziej niż czegokolwiek. Cloe…wybacz ,że tak cię zraniliśmy. Mam nadzieję ,że dacie mi drugą szanse…- Nic nie mówiłam. Przytuliłam ją do siebie. Dopiero teraz zorientowałam się ,że bardzo za nią tęskniłam.
-Ja ci wybaczam.- Mruknęłam do niej. Spojrzałyśmy równocześnie na Cloe. Delikatnie się uśmiechnęła i powiedziała.
-Każdy popełnia błędy…Nikt nie jest idealny, ale każdy zasługuje na drugą szanse.- Miley od razu się uśmiechnęła promiennie.
-Nie wiecie jak mi od razu lepiej.
-Chcesz u mnie nocować do poniedziałku ? Jeszcze nie zaprosiłam tylko ciebie i Phila…- Mruknęłam.
-Chętnie bym wpadła ale nie mogę. Wyprowadzam się za jakąś godzinę.- Na mojej twarzy malował się szok.- Tata dostał lepszą ofertę pracy…Chciałam z wami porozmawiać jeszcze przed wyjazdem.- Powiedział brunetka.- Muszę lecieć.
-Będę tęsknić.- Powiedziałam ze łzami w oczach i przytuliłam przyjaciółkę.- Zadzwoń jak dojedziesz na miejsce.- Przytaknęła. Pomachała jeszcze odchodząc. Stałam w miejscu i patrzyłam na Cloe. Ona w nie małym szoku powiedziała tylko.
-Wow…Za dużo emocji na raz.- Uśmiechnęłam się do niej a ona dodała jeszcze.- Miło widzieć cię taką radosną.

                                                    ***

            Wracałyśmy właśnie ze sklepu.
-Cloe…-Szepnęłam.
-No ?- Zapytała wyrwana z rozmyślań.
-Chyba się zakochałam…- Uśmiechnęła się do mnie promiennie.- W Lucasie…- Mina jej zrzedła. Po chwili znowu jej twarz wygięła się w uśmiechu.
-Co teraz zrobisz ?- Zapytała patrząc w okno mojego domu. Czy ona czasem kogoś tam nie widziała ?
-Musze pomyśleć… Posiedzę na schodach przed domem. SAMA !- Bardzo wyraźnie zaznaczyłam to słowo. Byłam tak pilnowana przez przyjaciół ,że dziwiłam się ,iż nie chodzą jeszcze ze mną do toalety. Pokiwała twierdząco głowa. Wchodząc do domu mruknęła jeszcze tylko.
-Ktoś będzie cię obserwował.- Zniknęła za drzwiami. Usiadłam na najwyższy schodek i oparłam się o małą balustradę. Przyciągnęłam kolana do siebie i położyłam na nich głowę. Moje myśli krążyły ciągle wokół tej samej osoby. Kocham go ? Pragnę go mieć przy sobie… Chciałabym do niego przylgnąć i nigdy się nie odsuwać. Jego dzisiejsze zadziorne spojrzenie…umięśniony tors…automatycznie przyspieszył mi puls a moje serce zaczęło mocniej bić…Niespokojny oddech…
-Selena !- Podskoczyłam ze strachu. Koło bramy domu stał Philip i machał radośnie ręką w moją strone.
-Phil !- Dziwne…ale się za nim stęskniłam. Po chwili chłopak znajdował się już koło mnie i obejmował mocno. Usłyszałam trzask drzwi. Odruchowo spojrzałam za siebie. Na ganku stał Lucas.
-Sel… Cloe się potrzebuje w środku.- Spojrzałam na niego dziwnie.
-Mówiłam jej ,że chcę pobyć trochę sama… na pewno zrozumie.- Obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem. Naprawdę się przestraszyłam.
-Chodź do domu.- Wyraźnie zaznaczał każde słowo.
-Nie !- Krzyknęłam. Pociągnęłam Philipa za rękę i wyszliśmy z posesji. Przecież nie będzie mi rozkazywał. Słyszałam jeszcze jego krzyk za mną. Przyspieszyłam. Idiota…

Oczami Lucasa:

            Po raz setny wyjrzałem za okno. Bałem się o Sel. Gdy ujrzałem ją w objęciach Philipa coś pękło. Rzuciłem się do drzwi i mocno je otworzyłem.
-Sel… Cloe się potrzebuje w środku.- Kłamałem. Bolało mnie to ,że patrzy na niego z czułością. Spojrzała na mnie zdziwiona.
-Mówiłam jej ,że chcę pobyć trochę sama… na pewno zrozumie.- Zdenerwowany spojrzałem na nią spod byka.
-Chodź do domu.- Każde słowo wypowiadałem dokładnie i może trochę za głośno.
-Nie !- Krzyknęła i złapała go za rękę. Po chwili znajdowali się już za bramą.
-Sel !!!- Darłem się jak opętany. Zniknęła za zakrętem. Wściekły na siebie uderzyłem z całej siły pięściami w ścianę domu. Szarpnąłem za drzwi i wszedłem do budynku. Od razu podeszła do mnie Cloe. Zatrzymała mnie i mówiła spokojnie.
-Luc…Uspokój się. Jak wróci to porozmawiacie…
-Nie rozumiesz !- Krzyknąłem na nią a ta odskoczyła przestraszona.- Przepraszam…- Powiedziałem jeszcze i wybiegłem z domu.

Selena:

            Szłam wolno. Philip uśmiechnął się do mnie i odparł:
-Chętnie zanocuje u ciebie przez ten czas.- Nieśmiało odwzajemniłam uśmiech. Byliśmy już przed domem.- Wpadnę za jakąś godzinkę. Muszę zabrać coś z domu.- Pocałował mnie w policzek i poszedł w stronę furtki. Gdy weszłam do domu wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie.
-Przepraszam…- Szepnęłam w ich stronę. Szukałam wzrokiem Luca.
-Wyszedł.- Powiedział Cloe. Pobiegłam na górę zobaczyć czy wziął ze sobą wszystkie ciuchy. Na całe szczęście wszystko było. Usiadłam pod oknem i zaniosłam się płaczem.
            Oglądaliśmy wszyscy film gdy nagle drzwi się otworzyły i pojawił się w nich Luc. Serce przyspieszyło. Spojrzał na mnie i poszedł na górę.
-Idź z nim porozmawiać…- Szepnęła Cloe i wypchnęła mnie z mojego miejsca. Szłam powoli na górę zastanawiając się co ja mam mu takiego powiedzieć. O co zapytać. Mam wejść i powiedzieć : Hej ! Jeszcze jesteś zły ? Ja tak ale cię kocham i chcę się pogodzić.  No przecież nie jestem idiotką. Zaczęłam niespokojnie oddychać. Gdy znalazłam się przy drzwiach naszego wspólnego pokoju wypuściłam powietrze z płuc i powoli nacisnęłam na klamkę. Zastałam go w najmniej oczekiwanej pozycji. Stał tyłem do mnie bez koszulki i patrzył przez otwarte okno. W pokoju było zupełnie ciemno. Jedyne światło dawał księżyc. Tak…dziś była pełnia. Podeszłam do chłopaka i przytuliłam się do jego pleców. Sprawnie mnie odwrócił w swoją stronę i zatopił twarz w moich włosach. Pocałował moją szyję a ja zadrżałam. Po plecach przeszły mi przyjemne ciarki. Spojrzałam w jego oczy i przycisnęłam swoje usta do jego. Pogrążeni w pocałunku nie czuliśmy upływu czasu. Potrzebowałam go całym ciałem…chciałam być bliżej niego…W pewnej chwili oderwał się ode mnie i szepnął zdyszany :
-Nigdy więcej mi tego nie rób…Myślałem ,że oszaleje z zazdrości.
-Przepraszam…Obiecuję.- Otwierał usta aby coś powiedzieć nie dałam mu po raz kolejny zamknęłam mu je pocałunkiem…


________
OD JEMI : Podoba mi się :P Ale tylko końcówka. :D To był zupełny przypływ weny :P Mam nadzieje ,że się podoba :) 
DEDYK FOR : A dla tych którzy mnie wspierają :P
NEXT : Nie wiem... Kolejny pisze Hyllie :P Przepraszam ,że dodałam tak szybko kochana :*

8. Marco...

Cloe
   Po obiedzie w szkolnej stołówce (choć nie chciałam) musiałam pogadać z Marciem. Nie na 'nasz temat' ale na temat pobicia go przez moich braci. Złapałam go przy jego szafce, gdy wyjmował podręcznik od matematyki. Normalnie go unikam, nawet w domu i wydaje mi się, że tata zaczyna coś podejrzewać.
- Kto cię pobił? - zapytałam, choć wiedziałam, że nie odpowie.
- A jacyś chłopacy, nie znam ich...
- Na pewno ich nie znasz, a oni przypadkiem nie mają na imię Lucas i Jimi?
- Co?! Nie, wcale nie... - widać było, że kłamie.
- Nie umiesz kłamać, Marco... - odpowiedziałam - przyjdziesz dziś do Sel? Tak po szesnastej? Robimy jej akcję ochraniającą. A dziwnie by było, gdybyś został sam z moim tatą w domu.
- Jasne, przyjdę - chłopak uśmiechnął się delikatnie, a zaraz później skrzywił się z bólu oka (to przez pobicie).
- No to na razie... - rzuciłam, próbując odejść, ale chłopak złapał mnie za rękę.
- Zaczekaj! Cloe... ja... - próbował znowu się tłumaczyć.
- Marco, wiesz dobrze, że Cię kocham, ale zrobiłeś coś czego nie umiem wybaczyć - odparłam łamiącym głosem.
- Wiem, ale... no sama wiesz o co mi chodzi - wtedy mnie pocałował. Najpierw się nie opierałam, ale potem znów sobie przypomniałam jego zdradę i wtedy go odepchnęłam.
- Wybacz - tylko szepnęłam i uciekłam.
   Poszłam na kolejną lekcje - biologia - ze zmorą. Zrobiła nam test. Jakoś to przeżyłam, musiałam. Sprawdziła sprawdziany od razu i dostałam piątkę z minusem, więc nie poszło mi tak źle. Ostatnio w ogóle robi dość dużo kartkówek. Sel będzie miała co zaliczać.
***
   Po szkole wpadłam do domu tylko na chwilę. Wzięłam parę rzeczy i poszłam z Sel. Lucasa i Jimiego zatrzymała zmora. Wpadną więc później, a co do Marca, to sama nie wiem.
- Hej - powiedziała do mnie czarnowłosa, otwierając drzwi.
- Cześć - przywitałam ją uśmiechem.
   Weszłyśmy do środka. Powiedziałam Sel dlaczego moi bracia przyjdą później, a ona tylko się zaśmiała. Wiem, że Selenie podoba się Lucas, a Lucasowi Selena. Tylko Lucas zaręczył się z Chandrą! Osobiście wolę Selene od Chandry, ale jednak jest to nie fair w stosunku do niej.
- Jak tam pomiędzy tobą a Marciem? - zapytała dziewczyna po wejściu do jej ogromnego pokoju.
- Nijak. Nie wybaczę mu tego. Ale za to pewien przystojniak chciał się dziś ze mną umówić - wyszczerzyłam zęby.
- Gratuluje - odpowiedziała.
   Gawędziłyśmy tak trochę aż do przyjścia Jimiego i Luca. Marco się spóźniał, ale w końcu przyszedł. Pograliśmy w butelkę (oczywiście nie na całowanie). Selena wymyśliła, że mam iść do łazienki i powiedzieć do sedesu, że go kocham. W zamian ona musiała włożyć pod bluzkę pomarańcze i przebiec się z nimi (tak, aby nie wypadły) po korytarzu, a korytarz ma naprawdę dłuuuugi. Fajnie było. Spać poszliśmy około godziny czwartej nad ranem. Obudziłam się w nocy (a raczej około godziny piątej). Marco nie spał. Zaczął mnie przepraszać i mówić, że na prawdę mnie kocha... z całego serca. I wiecie co? Ja mu wierzę! Pogodziliśmy się na dobre, a nawet całowaliśmy! Brakowało mi tego...
   Gdy rano się obudziłam to zauważyłam, że jestem na drugim końcu pokoju niż wtedy, gdy zasypiałam... hmm... ciekawe...
- Lucas! Jimi! - krzyknęłam, gdy tylko wpadło mi do głowy , że to był na pewno ich pomysł.
   Oni tylko zaspani zaczęli się śmiać. Wtedy pomyślałam, że może Sel i Ash, ale gdy na nie spojrzałam to kiwnęły przecząco głową i pokazały Marca. Marco jak nigdy nic tylko siedział i miał ze mnie niezły ubaw.
- Marco?! - krzyknęłam zdziwiona.
- Wiedziałem, że nie skojarzysz! - i śmiał się dalej... Ught!
- Marco! Głuptasie... - był już obok mnie i pocałował mnie na oczach braci, Seleny i Ashley.
-------------------------------------------------------
Od Hyllie: noi jest ósemka! jak zwykle - rozdział krótki...
NN: Jemi
DEDYK For: wszyscy z dzisiejszego wypadu na jordanki, hah ;*



I'm Hyllie!

wtorek, 12 kwietnia 2011

7. To wszystko moja wina...

                                          Selena:
        
        Gdy wczoraj wieczorem opowiedziałam wszystko tacie był bardzo zaskoczony. Chciał od razu powiadomić policję ale ja nie chciałam niepotrzebnego rozgłosu. W końcu tata jest znanym reżyserem i nie wierze ,że pismaki by nie zainteresowały się to sprawą. Uparł się ,że muszę mieć ochroniarza bo on wyjeżdża na trzy dni.
        Postanowiłam w ogóle nie iść do szkoły. Gdy zostałam obudzona tata mruknął tylko :
-Masz trzydzieści minut kochanie. Mamy kawał drogi do przejechania.- Wstałam z łóżka i wykonałam poranną toaletę. Nie zastanawiając się nad ubiorem wyjęłam pierwsze lepsze ciuchy z szafy. Padło na stare czarne rurki , zwykłą białą bluzkę i sweterek w granatowo białe pasy. >Zobacz< Gdy zeszłam już na dół do kuchni. Tata chodził w kółko koło wyspy (kuchennej) i rozmawiał z kimś zaciekle przez telefon :
 -Co ty sobie wyobrażasz ?! - Ryknął do słuchawki. Trochę zdziwiona jego zachowaniem podeszłam do lodówki i wzięłam truskawkowy jogurt do picia. Gdy tata mnie zauważył mruknął tylko do telefonu:
-Zadzwonię później...Ale pamiętaj ,że jeszcze z tobą nie skończyłem. - Warknął. Spojrzał na mnie i zapytał- Gotowa ?- Gdy kiwnęłam głową twierdząco dodał tylko - No to w drogę.
          Jechaliśmy już od jakiś dwóch godzin. Było dość niezręcznie. Czułam ,że to przeze mnie tata ma kłopoty. Jak zwykle zawaliłam całą sprawę. 
-Tato ?- Szepnęłam do niego cicho.
-Hym ?- Mruknął patrząc na jezdnie.
-Co się dzieje ? Czemu tak krzyczałeś na kogoś przez telefon ? - Zapytałam wprost.
-Chodzi o Boba. Jak zwykle nie dotrzymał terminu i nie przesłał scen filmu do sponsora. Pamiętasz opowiadałem ci. Ten sponsor chcę śledzić dokładnie całą produkcję bo musi mieć pewno ,że to będzie hit. Sponsor ma tego dość... Wycofał się.
-Co ?! - Podniosłam głos. -Przecież tak długo już pracujesz nad tym filmem !
-Dlatego muszę wyjechać na te trzy dni. Pojadę tam z próbkami i pokarze mu je. Postaram się go przekonać ,że popełnia duży błąd.- Powiedział dość spokojnie. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. To wszystko moja wina... Teraz jeżeli nikogo nie znajdziemy to tata straci ostatnią szansę...
         Gdy wchodziłam do budynku pomyślałam o moich przyjaciołach i o tym ,że teraz pewnie siedzą razem na stołówce i śmieją się radośnie. Lucas... Potrzebowałam go... Każda moja komórka ciała chciała znaleźć się teraz w jego silnych ramionach... Chciałam się przed nim wypłakać. Pomyślałam o Cloe. Jej ciepły uśmiech , przywodził mi na myśl... słońce. Tak słońce. Taką wrodzoną dobroć i ciepło. Jimi ? On mi się kojarzył tylko i wyłącznie z Ash. Te zaczerwienione policzki na widok drugiej przyjaciółki... Philip... Z siłą. 
-Selena...- Tata delikatnie ściskał moje ramię. Byliśmy już w głównym pomieszczeniu. Gdy usiedliśmy i drzwi się otworzyły błagałam o to abym kogoś znalazła... Aby tata mógł spokojnie wyjechać.                             
          Zasmucona przekroczyłam próg domu. Tata stał z telefonem w ręku :
-Muszę wszystko odwołać...- Mruknął jakby do mnie.
-Nie rób tego...Daj mi czas do końca tego dnia... Wymyślę coś. Jeżeli mi się nie uda wtedy wszystko odwołasz...- Błagałam ze łzami w oczach. Jeszcze nigdy nie czuła ,że tak zawiodłam jak w tej chwili.
-Dobrze...- Szepnął i delikatnie mnie do siebie przytulił.- Nigdzie sama nie wychodź. - Powiedział jeszcze i poszedł do siebie na górę. I co ja mam teraz zrobić ? 
          
                                                 ***

         Leżałam an swoim łóżku i płakałam... Nie miałam pojęcia co robić. Moja psychika cierpiała na tym najmocniej. Gdy usłyszałam głośne pukanie do drzwi zwlekłam się z łóżka i poszłam je otworzyć. Zobaczyłam Jonsonów. Po chwili ktoś mnie do siebie przyciągnął i przytulił. Lucas...Ten zapach rozpoznam wszędzie. Mocno do niego przylgnęłam. Po chwili znalazłam się w objęciach Cloe:
-Sel czemu nie odbierałaś?! Umierałam ze strachu!- Podniosła na mnie głos.
- Wytłumaczę wam wszystko w środku- Mruknęłam otwierając mocniej drzwi.

                                                 ***

         Gdy Jonsonowie już wyszli a mój humor się poprawił , ponieważ powiedziałam tacie o ich zobowiązaniu a on się zgodził ,zadzwoniłam do Ashley. Opowiedziałam jej o wszystkim a ona chętnie się zgodziła. Czekałam jeszcze tylko na potwierdzenie ze strony pana Jonsona. Mimo ,iż Jimi zapewniał mnie ,że jego ojciec się zgodzi i tak bardzo bałam się jego werdyktu. Siedziałam z tatą w salonie i oglądałam jakiś beznadziejny program :
-Zdajesz sobie sprawę z tego ,że jeżeli twój plan się powiedzie będę dzwonił codziennie. - Mruknął z uśmiechem patrząc w ekran. Uśmiechnęłam się mocniej. Dzięki tym ludziom zbliżyłam się z tatą nieco bardziej.
-Właśnie to mnie przeraża - Zaśmiał się cicho. Jeszcze kilka dni temu gadaliśmy sobie swobodnie tak jak teraz...O błahych sprawach mimo chwilowej przerwy w zamartwianiu się sprawa nie zniknęła a ja nadal miałam spory problem. Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Doskoczyłam do stolika na którym leżał i odebrałam połączenie :
-Zgodził się !- Krzyknęła do słuchawki Cloe.
-Słyszysz zgodził się ! Zgodził ! - Krzyczałam do taty. Szczęśliwa ,iż mój ojciec będzie mógł spokojnie wyjechać na delegację pobiegłam na górę.
-Cloe ? Jesteś ? - Zapytałam do słuchawki.
-Tak. Jestem , jestem - Mruknęła.- Kiedy mamy wpaść ?
- Tata wyjeżdża jutro po południu bo wtedy ma samolot. Myślę ,że tak około godziny 16:00. Po lekcjach.
-Idziesz jutro do szkoły ? - Zapytała.
-Chyba się wybiorę... Wpadniecie po mnie ?- W słuchawce usłyszałam szelest pościeli. Moja przyjaciółka prawdopodobnie w tym momencie kładła się na łóżko.
-Ja idę godzinę wcześniej z Jimim- Gdy chciałam zapytać o co chodzi to ona tylko mruknęła -Zmora. Ale Lucas chyba wpadnie. - Mój uśmiech się powiększył kilkakrotnie.
-Ok. Napiszę jeszcze do niego. Będę kończyć pa ! - To ostatnie wręcz krzyknęłam. Rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź.
         Lucas od razu odpisał na moją wiadomość. Zgodził się. Czułam się o wiele lepiej niż rano. Gdy poszłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze ,przestraszyłam się swojego odbicia. Miałam podkrążone i spuchnięte oczy...kości jakby bardziej mi odstawały. I jeszcze to zmęczone spojrzenie...
   

                                             ***

         Rano wstałam z dobrym humorem. W końcu na cały weekend będę miała koło siebie najbliższych. Dziś wyglądałam lepiej. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze i zabrałam się do szczotkowania zębów.
 Założyłam na siebie zielono pomarańczową sukienkę i wysokie buty. Chciałam wyglądać jak gdyby nigdy nic. >Zobacz< .
         Gdy schodziłam na dół tata obrzucił mnie dziwnym spojrzeniem. Za krótka jest ta sukienka czy coś ?  Już otwierał usta i nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Tata oczywiści dokładnie mnie obserwował. Gdy uchyliłam drzwi zobaczyłam Luca:
-Jak ładnie dzisiaj wyglądasz...- Rzucił na przywitanie.
-Mi też jest miło cię widzieć.- Zaśmiał się cicho.- Tato ! Luc przyszedł. Ja już idę ! Pa !- Krzyknęłam. Przerzuciłam jeszcze torbę przez ramię i zamknęłam drzwi.Zeszłam po schodach przed domem i powoli ruszyliśmy do szkoły.
         Szłam przez korytarz śmiejąc się razem z Lucasem. Po wejściu na stołówkę zapadła na pewien czas cisza.Przy naszym stole siedziała już Ash z Cloe i Jimim. Dołączyliśmy do nich. Od czau gdy przestaliśmy odzywać się do Miley i Marco oni przestali z nami siadać może to i dobrze ?
-Tata chce z nami jeszcze porozmawiać po przyjściu ze szkoły. Później będę się bardzo spieszył.- Powiedziałam grzebiąc widelcem w kukurydzy.
-Nie ma problemu. - Powiedział Luc. Tak...Chciałabym ,żeby tak było...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
OD JEMI : Zazwyczaj moje rozdziały mi się podobają lub jestem z nich zadowolona... Otóż z teo wręcz przeciwnie... Jest taki zwykły. No ale nic. Później będzie coraz lepiej :) Ta teraz komentujcie :P Pamiętajcie ,że to komentarze wspierają i pobudzają pisarzy do pisania :P
DEDYK FOR : Dla Hyllie ! Bo nasza wczorajsza rozmowa była niezapomniana :D haha :P
NEXT : Kolejny należy do Hyllie. Nie czytam jej w myślach więc nie powiem kiedy :P Dajesz !

sobota, 9 kwietnia 2011

6. Długo? No coś ty!!!

Cloe

"Ciemność jest kłamstwem, a twoim domem jest ciemność"...
  - To właśnie te słowa w każdym moim ostatnim śnie wypowiada mi ten tajemniczy głos. Założę się, że już kiedyś go słyszałam! Tylko gdzie? I o co chodzi z tym kłamstwem?! Nie chce mi się teraz tego analizować...
   Wzięłam prysznic i ubrałam się <zobacz> . Poszłam do szkoły jedynie z braćmi. Wszyscy milczeliśmy. Atmosfera była napięta, nie wiem czemu. Wydaje mi się, że coś przede mną ukrywają. Ku mojemu zaskoczeniu na biologii nie było Seleny. Po lekcji ze zmorą, zapytałam Ash dlaczego jej nie ma,a ona tylko wzruszyła ramionami. Wpadłam do niej po szkole. Niestety nikogo nie zastałam. Noi po co kupowałam ten durny truskawkowy jogurt? Będę musiała go oddać Lucasowi...  Przecież mogłam do niej zadzwonić. Trochę zła na siebie, że nie zrobiłam tego wcześniej zaczęłam wracać do domu. Gdy byłam już na 'moich pokojach', zdziwiony Luc zapytał:
- A ty już w domu? O ile mi się wydaje, miałaś iść do Seleny.
- Tak, ale nikogo nie było w domu - odpowiedziałam, po czym zapytałam- Chcesz jogurt?
- A podasz mi łyżeczkę - zapytał z uśmiechem na twarzy.
   Podeszłam do szuflady, gdzie były sztućce i rzuciłam łyżeczką w brata. Dziwnym trafem zawiesiła się ona mu na czubku nosa i dopiero po chwili z niego zjechała. Nie mogłam wytrzymać, musiałam wybuchnąć śmiechem. Zaczęłam wydzwaniać do Sel, chciałam zapytać co się stało. Nie odbierała. Zaczęłam się martwić.  Wpadłam jak oszalała do pokoju Lucasa- nie było go. Więc szybko pobiegłam do Jimiego, byli tam oboje. Powiedziałam im, że Sel nie odbiera (a ona odbiera zawsze albo się rozłącza i pisze SMSa, że nie  może teraz rozmawiać)...   Lucas zaczął mnie uspokajać.
- Selenie na pewno nic nie jest. Siadaj tu z nami...Dzwoniłaś do niej ?
- Oczywiście!
- Chodź. Może już wróciła. - odparł Lucas. On chyba tylko gra takiego spokojnego i twardego, a w środku jest przerażony. Schodząc na dół mineliśmy Marca. Był cały posiniaczony. Wiedziałam już, że to jest to, o czym chłopcy nie chcieli mi powiedzieć rano. Nie powinni tego robić, choć należało mu się.
   Jimi szedł sobie wolnym krokiem, a ja ciągle dzwoniłam do Seleny. To moja... przyjaciółka. Tylko ją tutaj znam tak dobrze... Lucas natomiast prawie biegł...Wyglądało to dość zabawnie. Mimo całej sytuacji uśmiechnęłam się delikatnie. Gdy Chandra trafiła do szpitala to się aż tak nie martwił. No właśnie... zupełnie o niej zapomniałam.... Musze z Lucasem o niej pogadać. Gdy ja wchodziłam dopiero na werandę Luc walił pięścią w drzwi. Poczekaliśmy chwile aż odezwał się Jimi:
- Może jest za domem? Pójdę sprawdzić - powiedział i poszedł. Nagle drzwi się otworzyły a w nich stanęła smutna brunetka. Lucas wyciągnął ją z domu za rękę i mocno do siebie przycisnął. Szczęśliwa ,że nic jej nie jest po chwili uczyniłam tak samo.
- Sel czemu nie odbierałaś?! Umierałam ze strachu! - podniosłam głos na dziewczynę.
- Wytłumaczę wam wszystko w środku -powiedziała otwierając mocniej drzwi.
   Weszliśmy do środka zupełnie zapominając o Jimim. A niech trochę obejdzie teren. Brunetka zaprowadziła nas do kuchni. Gdy nalewała nam soku zauważyłam ,że schudła. Było jej widać bardzo mocno kości. Spojrzałam z przerażniem na Luca.
-Tato! My idziemy do pokoju! - krzyknęła i machnęła na nas ręką.
   Jej zazwyczaj roześmiane oczy tym razem nie mówiły nic.Były wypełnione smutkiem , bólem i strachem. Nie wiedziałam jak zachować się w tej sytuacji. Usiedliśmy wszyscy na łóżku dziewczyny ( przed chwilą dołączył do nas bardzo głośno dyszący Jimi ).
- Co się dzieje Sel? - zapytał Lucas.
- Oni mnie śledzą...- szepnęła.
- Kto?! - krzyknęłam.
- Dzwonili do mnie... Wczoraj już prawie mnie mieli... - Luc obrzucił Jimiego groźnym spojrzeniem.
- Miałeś je odprowadzić! - ryknął na niego.
- Błagam nie krzyczcie...- mruknęła.- to nie jego wina. - złapała Lucasa za rękę i mocno ją ścisnęła. Ja tylko patrzyłam na ta scene jakby z oddali. Jeszcze nic do mnie nie docierało...
- Dlaczego nie było cię dzisiaj w szkole? - zapytałam cicho.
- Szukałam z tata jakiegoś dobrego ochroniarza na weekend - wszyscy spojrzeliśmy na nią zaciekawieni. Spojrzała na nas ale po chwil opuściła wzrok mówiąc - tata musi wyjechać albo straci pracę. Jego sponsor filmu się wycofał. Musi go przekonać ,że źle robi - tu na chwile przerwała - Nie znaleźliśmy nikogo dobrego. Przeze mnie tata straci pracę...
- Wcale nie... Ja mogę cie pilnować... - powiedział głośno Luc.
- Niby jak? Tata chce ochrony dwadzieścia cztery godziny na dobę... - szepnęła.
- My mu pomożemy. Możemy na te trzy dni wpaść do ciebie. Co ty na to? - powiedziałam. Dziewczyna podniosła głowe a w jej oczach widać było nadzieję.
- Naprawdę? Zrobicie to dla mnie? - powiedziała już głośniej.
- Jasne! - krzyknął Jimi.
- Zaproszę też Aschley... - mruknęła Sel cicho w strone Jimiego.
   A ten się wyszczerzył. Na twarzy dziewczyny zagościł  ciepły uśmiech wywołany iskierką nadzieji. Jednak nie był to ten sam usmiech... Bo to nie była już ta sama Selena... Ta teraz jest dręczona przez jakiegoś psychpatę... Miała spuchnięte oczy od płaczu i bardzo schudła... Tata Seleny zgodził się na taki układ tylko i wyłącznie za pozwoleniem naszego ojca. Nie było trudno o zgodę... Przecież mieszkaliśmy nie daleko siebie i tata powiedział ,ze będzie wpadał co jakiś czas.
-------------------------------------------------------
OD Hyllie: Pisałam do połowy, potem Jemi i ja przerobiłam jej część ;d
DEDYK For: Karaśka ;*** (moja druga naj przyjaciółka- zaraz po Jemi ;d )
NEXT: to zależy od Jemi, ale znając ją to już niedługo ;P