środa, 9 lutego 2011

5. I ty w to wierzysz ?!

                                                        Selena:
Umówiłam się z paczką na 16:00. Po powrocie ze szkoły zaczęłam od razu się szykować. Szliśmy tylko na pizze ale jednak musiałam wyglądać super ! Okazało się ,że Miley nigdzie z nami nie idzie…a gdy zapytałam dlaczego powiedziała ,że ona po prostu nie lubi Cloe i jej braci. Byłam trochę zdziwiona jej odpowiedzią bo ona przecież nawet ich nie poznała…ale nie miałam zamiaru naciskać. Piętnaście minut przed wyznaczoną porą pojawiła się Ashley:
-Siemka idziemy ?- Zapytała gdy jej otworzyła drzwi. Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową twierdząco. Postanowiłyśmy przejść się pieszo. Pogoda dzisiaj dopisywała. Było ciepło i słonecznie.
-Widziałaś dzisiaj minę Lucasa na stołówce ?- Zaśmiała się Ash.
-Nie…- Nie chciałam ,żeby pomyślała ,że się na niego wgapiam.- A była jakaś inna ?
-Gdyby mógł rozszarpał by Philipa na strzępy własnymi zębami. Jak ty masz dobrze…- Mruknęła ciągle się uśmiechając.
-No co ty ?- Powiedziałam śmiejąc się. –Nie możliwe. -Dodałam.
-Naprawdę.-Mruknęła- Czemu Miley nie idzie z nami ?- Zapytała i wpatrywał się w moje oczy.
-Podobno nie lubi Jonsonów- Mruknęłam zupełnie nie wierząc w to co powiedziała mi przyjaciółka.
-Wierzysz w to ? Przecież nawet nie miała okazji ich poznać- Powiedziała słusznie Ashley. Resztę drogi spędziłyśmy w ciszy zastanawiając się nad słowami Miley.

                                                         ***

            Gdy weszłyśmy do małego lokalu poczułam zapach świeżej pizzy. Jonsonowie siedzieli przy największym stoliku. Podeszłyśmy do nich. Z Cloe się delikatnie uściskałam…widziałam w oczach dziewczyny ból i złość jednocześnie. Nawet nie zapytałam o co chodzi bo dobrze wiedziałam ,że jeżeli będzie chciała mi opowiedzieć o tym co ją gryzie to zrobi to sama. Jimiemu podałam rękę a Lucasa pocałowałam w policzek. Byście widzieli zaskoczoną minę Ash gdy Jimi ją pocałował identycznie tak jak ja Luca. Nie do opisania. Chłopak zaraz się zaczerwienił z tego śmiałego gestu który wykonał. Usiadłam obok Lucasa i zaczęłam podziwiać piękny wystrój lokalu. Ściany były koloru czerwonego gdzie niegdzie znajdowały się czarne ozdobne malowidła zdobiące je. Stoliki były wykonane z ciemnego drewna a światło było nieco przytłumione nadając knajpce tajemniczy wygląd.

                                                          ***
           
Rozmawialiśmy o tym jak Jimi dzisiaj się przewrócił na korytarzu gdy nagle Cloe wyszła. Spojrzałam na chłopaków a oni już podążyli za nią. Zupełnie nie wiedziałam o co chodzi. Po kilku minutach z powrotem znaleźli się przy naszym stoliku.
-Co jest ?- Zapytałam widząc wyraz twarzy Cloe.
-Cloe chce  wam powiedzieć coś bardzo ważnego. Wysłuchacie jej do końca nim cokolwiek powiecie ?- Zapytał Luc. 
-Ok.- Powiedziała dość beztrosko Ashley. Cloe jak widać było po jej minie bardzo przejmowała się naszą reakcją więc złapałam ją za dłoń i pokrzepiająco ścisnęłam. Obdarowała mnie smutnym uśmiechem
-Nie mam zupełnego pojęcia jak to powiedzieć…- Mruknęła.- Jak myślicie dlaczego dzisiaj nie pojawiła się tu Miley ?
-Nam powiedziała ,że po prostu was nie lubi-Odpowiedziała szybko Ash zupełnie nie myśląc nad tym co ma zamiar powiedzieć.- Przepraszam- Powiedziała słodko.
-Nic nie szkodzi- Powiedział szybko do niej Jimi z uśmiechem a wszyscy na niego dziwnie spojrzeli.
-Ja jej nie wierze…wiem ,że po prostu nas okłamała. Czuje ,że jest inny powód tego ,że jej tu nie ma.- Dodałam szybko przerywając to dziwne milczenie.
-Masz racje…Pewnie zauważyłyście ,że…- Nie mogło jej to słowo przejść przez gardło.- Marcella też tu nie ma.-Powiedziała z wysiłkiem.
-Możesz trochę jaśniej ?- Zapytała Ashley.
-Przyłapałam ich dzisiaj na…-Rozpłakała się. Lucas szybko ją do siebie przytulił a ja nie mogłam uwierzyć w to co powiedziała. Miley przecież…Ona…Kur** wiedziałam ,że się zmieniła ale żeby aż tak ?!
-Na czym ?!- Zapytała Ashley. Czemu ona jest taka nie domyślna ?
-Marcello zdradzał Cloe z Miley- Powiedziałam a ona tylko się zaśmiała.
-I ty w to wierzysz ?- Zapytała przyjaciółka patrząc na mnie.- Miley przecież nie jest jakąś zimną suką !- Krzyknęła.
-Tak wierze Cloe.- Powiedziałam głośno.- Mówiłam ci ,że to nie jest już nasza Mil ! A teraz gdy masz na to dowód nie chcesz w to uwierzyć? Ona się zmieniła nie do poznania…- To ostatnie szepnęłam.
-Przecież to nasza przyjaciółka jak możesz tak mówić-Mruknęła Ashley.
-Ty mnie nie słuchasz ! Ona się zmieniła ! To nie jest ta sama osoba ! Ash możesz mnie posłuchać ?! – Krzyczałam na nią jak opętana – To ty już nawet mi nie ufasz ?-Szepnęłam.
-Ufam…Przepraszam…Po prostu nie mogę w to ciągle uwierzyć ,że ona tak się zmieniła. Wybacz mi Cloe… Jestem porywcza- Mruknęła a dziewczyna szepnęła tylko ,że nic się nie stało.
-Dlaczego w takim razie siedzieliśmy dzisiaj z tymi debilami przy stole ?- Zapytałam dziewczynę.
-W końcu przyjaźnicie się z Miley…- Szepnęła Cloe.
-Pieprzyć tą sukę…jeżeli ma zamiar wyprawiać takie rzeczy moim przyjaciołom to niech spieprza !-Mówiłam donośnym głosem. I tak zwróciliśmy uwagę wszystkich ludzi w pizzeri już mnie to nie obchodziło co sobie pomyślą.
-Właśnie !-Krzyknęła Ashley.
-Już nie będziesz musiała patrzeć na tę idiotkę…Gorzej z tym pedałem- Mruknął Lucas.
-Nie możecie wyrzucić go z domu ?-Zapytałam gdy już wszyscy trochę ochłonęli i usiedli z powrotem na krzesła przy stoliku.
-To nie jest takie proste musiałabym wszystko powiedzieć tacie a nie chce tego robić…- Powiedziała Cloe.
-Więc chcesz na niego tak patrzeć dzień w dzień ?- Zapytała Ash.

                                                                 ***

            Wracaliśmy wszyscy razem. Gdy doszliśmy już do domu Jonsonów Jimi zaproponował nam (mi i Ash) czy by nas nie odprowadzić. Z chęcią się zgodziłam. Szliśmy rozmawiając. Zatrzymaliśmy się przed domem Ash…mieszkałam dalej niż ona:
-Dobra ja lecę a wy tu jeszcze sobie pogadajcie – Powiedziałam a Jimi jak na dżentelmena przystało zapytał.
-Jesteś pewna ? Mogę cię odprowadzić –Choć wiedziałam ,że wolałby posiedzieć tu z Ash.
-Dam sobie radę…-Powiedziałam z uśmiechem i ruszyłam w stronę domu. Mam nadzieje ,że tata wrócił. Gdy tak szłam wydawało mi się ,że ktoś za mną idzie. Odwróciłam się idąc i rzeczywiście szedł za mną jakiś mięśniak. Przestraszona szybko przyłożyłam telefon do ucha:
-Tato ? Już jedziesz świetnie -Przyspieszyłam chód. Poczekałam chwilkę udając ,że rozmówca mi odpowiada.- Jesteś za rogiem ? Ok. już lecę- Powiedziałam to jak najgłośniej. Zaczęłam nasłuchiwać. Nie wiedziałam czy to zadziała…Gdy się odwróciłam już nikogo nie było… rzuciłam się biegiem do domu. Biegłam jak najszybciej umiałam…Po pewnym czasie zaczęły palić mnie płuca ale nie zwolniłam. Dobiegłam do domu a gdy weszłam zamknęłam za sobą szybko drzwi. Tata przestraszony podszedł do mnie i zapytał :
-Dlaczego biegłaś ?- A ja się do niego przytuliłam i powiedziałam.
-Oni mnie śledzą…Boję się ich. Jestem pewna ,że to nie są żarty…- Spojrzał na mnie przerażony i powiedział.
-Nie bój się…Wiem co zrobić…Musisz mi wszystko opowiedzieć-Powiedział i zaprowadził mnie całą roztrzęsioną do salonu.

                                                             ***

            Spojrzałem na niego wkurzony i zapytałem :
-Gdzie dziewczyna ?
-Czekał na nią ojciec za rogiem – Mruknął wsiadając do wozu.
-W końcu musi zostać sama a my wtedy dopniemy swego- Powiedziałem i ruszyliśmy.    
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
OD JEMI: Dziwny... nie do końca mi się podoba...No ale niech będzie...beznadziejny też nie jest. :)
NEXT : Po dalsze informacje zapraszam do Hyllie :) Ale podejrzewam ,że nie wcześnie bo ostatnio skarży się na brak weny...Dasz radę kochana !
DEDYK FOR: Dla Hyllie bo wierze ,że twoja wena wróci "raz ,dwa, trzy " :)


poniedziałek, 7 lutego 2011

4. Dlaczego właśnie ja?!

Cloe
- Zakochana para! - krzyknęłam do Lucasa, gdy usłyszałam, że wchodzi.
- Cloe! Czy ty zawsze musisz?! - warknął w odpowiedzi.
- Tak, zawsze muszę - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ale mnie to wkurza!!!
- Oj... przepraszam, braciszku, że się naśmiewam... - powiedziałam mijając go w drodze do mojego pokoju.
         Było już późno i poszłam wziąć zimny prysznic i wskoczyłam do łóżka.
***
        Obudziłam się około godziny 6.30 z przeczuciem, że stanie się coś złego. Nie przejmowałam się jednak tym za bardzo. Bo po co? Ubrałam się w czarną sukienkę, czarno-szare podkolanówki i glany <zobacz>. Poszłam do szkoły. Na lunchu wszyscy siedzieliśmy przy jednym stoliku: ja, Marco, Selena, Lucas, Ashley, Jimie, Miley i Philip? Philip? Chyba tak właśnie miał na imię... Zauważyłam, że Sel podoba się nie tylko mojemu bratu, ale także właśnie Philipowi też. Luc patrzył na niego jakby chciał zaraz do niego doskoczyć z nożem w ręku. Na szczęście tego nie zrobił. Na biologi mieliśmy niezapowiedziany test. Dość ciężki, ale nie poszło mi najgorzej.
         Po szkole widziałam jak Marco skręca w wąską uliczkę, poszłam za nim. Tą drogą dotarł do szóstej przecznicy. Szkoła jest na czwartej, a my mieszkamy na drugiej. Więc dokąd on idzie? Zamierzałam to sprawdzić. Dotarł pod dom Miley, gdzie stała właśnie ona. Po... pocałowali się!!! Następnie weszli do jej domu... Wszystko było by pięknie i super, gdyby to nie był MÓJ chłopak!!! Po kilku minutach stania jak wryta weszłam do ogrodu Miley. Zajrzałam przez okno, widać było pustą kuchnie. Zajrzałam do następnego okna. Zobaczyłam ogromne łóżko, na nim leżącą parę! Rozbierali się i zrobili właśnie TO COŚ!!! Podeszłam do drzwi i niepewnie nacisnęłam na klamkę. Wparowałam do sypialni, a oni odskoczyli od siebie jak oparzeni. Zaczęłam krzyczeć:
-Jak mogłeś?! Jak mogłeś, draniu?! Co ja w tobie widziałam?! Jesteś zdrajcą, a nie chłopakiem!!! - zapłakana, nie czekając na odpowiedź wybiegłam z domu.
         Nie zwracałam uwagi na nic. Biegłam ile sił w nogach. Przebiegłam przecznicę siódmą, ósmą, dziewiątą i tak dalej aż do szesnastej. Znajdował tam się mały park. Usiadłam na jednej z ławek i podkuliłam kolana pod brodę. Objęłam je rękoma i zanurzyłam w nich twarz. Płakałam i rozmyślałam. Co ma ona czego nie mam ja?! Wolał dziewczynę, która odda mu swoją cnotę? Ja nie chciałam, więc poleciał do innej?! Mam go teraz szeroko i głęboko w... nie powiem czym.
         Siedziałam tak około czterdziestu minut. W końcu otarłam łzy i ruszyłam do domu. W kuchni siedzieli moi bracia, tata i ten dupek. Obrzuciłam go wyzwiskami, a on po prostu sobie poszedł! Pobiegłam do siebie. Lucas i Jimie przyszli.
- Co się stało, siostrzyczko? - zapytał Jim.
- Marco mnie zdradzał z Miley... robili TO!!! - zaczęłam płakać. Przytulił mnie. Jak ja ich kocham.
***
         Z Seleną i Ashley byłam umówiona na 16.00, a było w pół do. Musiałam im o tym powiedzieć. Oby tylko mi uwierzyły, ale będą Luc i Jimie, więc jak będą trzy osoby to uwierzą, prawda? Miałam ochotę wyrzucić Marca za drzwi i żeby żył sobie na własną rękę i we własnym domu! Ught!!!
         Nie wiedziałam jak im to powiedzieć... Rzucić prosto z mostu?! To nie wypada... Zebrałam się w sobie i poszłam po braci... Wyszliśmy, cała się trzęsłam... nie wiedziałam co ze sobą zrobić...

--------------------------------------------------------------------------------
OD HYLLIE: krótkie - brak weny
NEXT: pytajcie Jemi
DEDYK FOR: nikt, bo rozdział tak kiepski, że nikt nie będzie miał dedykacji...

środa, 2 lutego 2011

3.To nie jest randka... Prawda ?

                                                              Selena :
         Obudziłam się cała obolała po wczoraj. Bolały mnie praktycznie wszystkie mięśnie…Takie są skutki pływania z Lucasem. No ale kocham rywalizacje więc nie mogłam mu odpuścić. Uśmiechnęłam się na wspomnienie o minionym dniu i wstałam z łóżka. Cloe przyprowadziła swojego chłopaka…jak on miał na imię ? Marco…Chyba tak… Jest on szaleńczo miły. Ja i tak myślałam tylko o Lucasie z którym spędziłam praktycznie tamten dzień. Jego uśmiech…jego spojrzenia. Weszłam do kuchni , oczywiście pustej bo taty już dawno nie było. Wieczorem dostał telefon ,że jakieś elementy scenografii są zepsute…Nikt inny tylko on mógł się zgodzić na pracowanie w niedziele. Podeszłam do lodówki i otworzyłam ją. Wyjęłam jogurt truskawkowy i poszłam do salonu. Usiadłam na wygodnej kanapie i włączyłam telewizje…trafiłam na poranne wiadomości. Porwano jakąś dziewczynę…Nie zastanawiałam się nad tym długo i przełączyłam. Dzisiaj byłam myślami daleko stąd więc jakoś szczególnie nie skupiałam się na akurat lecącym serialem. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Poszłam po niego na górę gdy miałam już go w ręce szybko odebrałam połączenie nawet nie patrząc na wyświetlacz :
-Halo ?- Zapytałam.
-Jesteś następna…- Usłyszałam głęboki męski głos. Szybko się rozłączyłam. Przestraszona zerknęłam na numer. Był zastrzeżony. Zupełnie nie wiedziałam co z tym zrobić.
-Pewnie ktoś sobie robi tylko żarty - Mruknęłam i zeszłam na dół. Nagle znowu usłyszałam ten sam dźwięk a telefon zaczął wibrować w mojej ręce. Spojrzałam na wyświetlacz :      Lucas :* .Szybko odebrałam :
-Tak słucham ?- Zapytałam.
-Cześć dzwonie do ciebie z pewną propozycją. – Powiedział Luc. Słyszałam w jego głosie niepewność.
-O co chodzi ?- Nie miałam bladego pojęcia co mu odpowiedzieć. Zaczęłam się denerwować.
-Czy oprowadzisz po mieście nowego ?- Zapytał już z większą pewnością w głosie.
-Jasne ale tylko i wyłącznie gdy ten nowy to ty – Co ja mówię ?! Przyłożyłam sobie dłoń do ust.
-Takiej odpowiedzi oczekiwałem – Odparł z radością. – Tak o 15:00 będzie ci pasowało ?- Zapytał.
-Tak.
- No to wpadnę po ciebie kilka minut przed pa !- Krzyknął. Takiej radości chyba jeszcze nie słyszałam.
-Pa - Powiedziałam już spokojnie i się rozłączyłam. Zaczęłam skakać z radości po całym salonie. To nie jest randka… Prawda ?

                                                                   ***

        Po pewnym czasie zadzwoniłam do Miley ,żeby pomogła mi się przygotować. Ona ma niezwykły gust. Bardzo przejmowałam się spotkaniem z Lucasem bo go naprawdę polubiłam:
-Jak myślisz to jest randka ?- Zapytałam gdy Mil robiła mi fryzurę.
-A użył tego słowa w waszej rozmowie ?- Odpowiedziała pytaniem.
-Nie… Ale idziemy tam sami – Dodałam. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała.
-Nie mam pojęcia…Zobaczysz. Teraz się nie ruszaj – Powiedziała i ponownie zatopiła swoje szczupłe palce w moich grubych włosach.

                                                                   ***

        Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze. Chciałam wyglądać jak najlepiej aby spodobać się Lucasowi. Na sobie miałam ciemne jeansy rurki ,białą zwiewną bluzkę a na to kurtkę ponieważ dzisiaj było dość chłodno , wystrój kończyły czarne trampki z białym wzorem. >Zobacz< Okropnie się stresowałam przed wyjściem. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na godzinę. Była 14:55. Cholera dokładny jest…Podeszłam do drzwi poprawiając włosy nad którymi Mil męczyła się godzinę. Jeszcze wzięłam oddech i pociągnęłam z klamkę:
-Cześć – Powiedział do mnie delikatnie się uśmiechając- Ślicznie wyglądasz –Dodał mierząc mnie od dołu do góry i zatrzymując się na twarzy. Zaczerwieniłam się i odparłam.
-Ty też niczego sobie – Wyglądał rewelacyjnie. On mi się we wszystkim podoba więc to i tak bez różnicy. Zamknęłam dom i udaliśmy się na zwiady terenu.
        Najpierw chciałam mu pokazać takie zupełnie normalne miejsca jak park czy centrum. Przez cały czas bardzo miło nam się rozmawiało. Luc jest zabawny i taki troskliwy…Nie powiedziałam tego na głos prawda ?
        Nagle wzięłam chłopaka za rękę i pociągnęłam w kępę krzewów. Biegłam jak szalona a on nie mógł za mną nadążyć. W pewnej chwili puściłam jego dłoń i schowałam się za duże drzewo :
-Sel ? Gdzie ty mnie zaprowadziłaś ?- Zapytał trochę przestraszony. Zaczęłam się cicho śmiać, szybko odwrócił się w stronę z której dobiegł mój głos. Zaczął biec w moją stronę.
-Odpowiesz mi na moje pytanie ?- Zapytał przyciskając mnie do drzewa rękoma. Zaśmiałam się cicho i odpowiedziałam.
-Może – Zwolnił uścisk dłoni.
-Gdzie my tak właściwie jesteśmy ?- Zapytał kręcąc się wokół własnej osi.
-W miejscu bardzo dla mnie ważnym. Jak byłam mała poszłam z rodzicami do parku obok. Nagle mama powiedziała do mojego taty ,że powinni pokazać mi to miejsce. Jesteśmy niedaleko parku nic się nie bój. –Ostatnie dodałam z uśmiechem.
-Dlaczego chcieli ci pokazać to miejsce ? – Zapytał siadając obok mnie na trawie.

To była zwykła rodzina. Pewnego dnia poszli na spacer po parku. Kobieta i mężczyzna trzymali się za ręce rozmawiając o czymś zaciekle. Ich córeczka biegała im między nogami rozrzucając wokół siebie kolorowe liście. Jej ciemne jak smoła włosy połyskiwały w jesiennym słońcu. W całym parku było słychać jej wesoły i donośny śmiech :
-Kochanie nie odbiegaj tak daleko !-Krzyknęła kobieta za dziewczynką. Posłusznie wróciła do rodziców.- Chcesz zobaczyć miejsce którym twoi rodzice się poznali ? – Zapytała mama.
-Tak !- Krzyknęła radośnie dziewczynka. Mężczyzna wziął obydwie za ręce i nagle skręcili. Była tu widocznie wydeptana dróżka po której szli. W pewnym momencie weszli na niewielką polanę otoczoną ze wszystkich stron drzewami i krzewami. Przez jej środek przepływał mały strumyk w którym było pełno małych kamieni. Mała dziewczynka zainteresowana ich różnymi kolorami zaczęła je łowić rączką. Mężczyzna zdjął kurtkę i położył ją na trawie siadając na nią razem ze swoją żoną.

-Już rozumiem czemu to miejsce jest dla ciebie takie ważne…A co stało się z twoją mamą jeśli mogę zapytać ? – Powiedział Luc patrząc na mnie z troską w oczach.
-Zmarła rok później…Wykryto u niej bardzo rozwiniętego raka…nie miała szans przeżyć. –Powiedziałam patrząc na strumyk w którym znajdowały się malutkie kamienie. Teraz wydają jej się takie małe wtedy były wielkości jej zaciśniętej rączki.
-Przykro mi … Przepraszam ,że zapytałem – Powiedział trochę zmieszany. Uśmiechnęłam się delikatnie do słońca i odparłam nie patrząc na niego:
-Nic się niestało.- Nagle na swojej ręce poczułam jego ciepłą dłoń zaciśniętą pokrzepiająco. Obdarował mnie ciepłym uśmiechem. Odwzajemniłam gest. Położyłam się na trawie. Lucas po chwili zrobił to samo…Leżeliśmy tak i rozmawialiśmy o błahych sprawach.

                                                                   ***

        Czerń spowijała wszystkie uliczki miasta. Na niebie pojawił się księżyc i gwiazdy a w powietrzu czuć było zapach tajemniczości. My nie przejmowaliśmy się tym zjawiskiem i nadal tkwiliśmy w tym samym miejscu głośno się śmiejąc. Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Szybko wyjęłam telefon i odebrałam połączenie :
-Halo ? – Zapytałam nadal się uśmiechając.
-Nie wiesz przypadkiem gdzie jest Lucas ? – Usłyszałam ciepły głos Cloe. Podejrzewam ,że coś ją rozbawiło.
-Tak przypadkiem wiem i mogę nawet dać ci go do telefonu – Powiedziałam cicho się śmiejąc.
-Nie trzeba. Przekażesz mu ,że tata zaczyna się martwić ? Nie chce wam przeszkadzać ale najlepiej jak by wrócił do domu – Odparła trochę zmieszana.
-Bez problemu… W takim razie już wracamy pa – Powiedziałam i rozłączyłam się nawet nie czekając na odpowiedz dziewczyny. Spojrzałam na Lucasa a on już wstawał z trawy i pomagał mi się podnieść.
        Szliśmy nadal rozmawiając ,aż w końcu dotarliśmy do mojego domu. Spojrzałam nieśmiało na chłopaka i powiedziałam :
-Dzięki za miły dzień.
-To ja dziękuję ,że się zgodziłaś – Powiedział i do mnie podszedł. Delikatnie pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się do niego najszerzej jak umiałam i weszłam do domu. Zamyślona zapaliłam światło w korytarzu i zaczęłam się rozbierać. Gdy trampki i kurtka wylądowały na swoim miejscu usłyszałam hałas tłuczonego szkła na górze. Przestraszona zapaliłam światło w korytarzu na górze i cichutko szłam do mojego pokoju bo wydawało mi się ,że stamtąd usłyszałam hałas. Popchnęłam drzwi i szybko zapaliłam światło. Odetchnęłam z ulgą  patrząc na otwarte okno i zbitą ramkę od zdjęcia :
-To wiatr musiał popchnąć ramkę – Wmawiałam sobie zamykając okno. Zapaliłam światła w całym domu i pozamykałam wszystkie drzwi. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

OD JEMI: Dość mi się podoba... Jest troszkę tajemniczy i właśnie o to chodziło... :) Rozdział jest wprowadzeniem do akcji która będzie działa się w następnych rozdziałach :)
DEDYK FOR: Dla mojej Moniki bo będzie miała trochę do nadrobienia... :*
NEXT: Nie wiem... Naprawdę bo kolejny piszę moja Hyllie :) Życzcie jej dużo weny !