sobota, 9 lipca 2011

17. A mogło być tak pięknie...

                                             Selena :

            Siedziałam z szeroko otwartymi oczyma pod ścianą. Wokół panowała tylko cisza. Nie spałam całą noc. Na początku płakałam ale potem uznałam ,że powinnam być silna ,że mam o wiele poważniejsze kłopoty na głowie. Tak , ja nadal kochałam Lucka , ale jednocześnie go nienawidziłam. Nienawidziłam go za to ,że go kochałam. Wiem…wiem ,że nie powinnam po czymś takim. Oszukał mnie. Bawił się mną…a nawet jeżeli się we mnie zakochał to czemu nie zerwał zaręczyn z tą całą Chandrą ? Mógł to bez problemu zrobić. To wszystko sprowadza się do jednej myśli. On nigdy mnie nie kochał. Usłyszałam kroki. Wciągnęłam panicznie tlen w płuca. Nasłuchiwałam. Przez te kilka dni nauczyłam się rozpoznawać odgłos kroków każdego z moich porywaczy.
Ted- Jego kroki były głośne i ciężkie.
Joe- On szedł zupełnie swobodnie i w mirę cicho.
Ojciec- Jego chód był szybki , szurał też cicho nogami.
Wypuściłam spokojnie powietrze. Po chwili moim oczom ukazał się wysoki brunet. Joe.
-Już ,nie śpisz. To dobrze. Wstawaj.- Mruknął podchodząc do mnie ze sznurem. Zdziwiona zapytałam.
-Co, co ty robisz ?- Spojrzał na mnie wściekle i krzyknął.
-To porwanie ! Nie zapominaj ! Nie jesteś w jakimś pieprzonym hotelu księżniczko !- Na mojej twarzy malował się szok. W jego zachowaniu w stosunku do mnie zaszła ogromna zmiana. Zmiana  na gorszę. Jeszcze nie wiedziałam co ją spowodowało ale się dowiem. Pociągnął mnie mocno za ręce i wykręcił je za plecy. Owinął kilka razy moje nadgarstki grubą liną i mocno zawiązał.
-Siadaj.- Patrzyłam mu prosto w oczy.
-Joe…co się stało ?- Zapytałam.
-Zapytaj swojego chłoptasia ! Siadaj !
-Nie ! Dopóki mi nie powiesz o co chodzi debilu !- Przycisnął mnie do ściany. Zbliżył swoja twarz niebezpiecznie blisko mojej i wysyczał groźnie.
-Podobasz mi się jasne ?- Był…niebezpieczny ale jednocześnie przy tym strasznie pociągający. Pocałowałam go. W pierwszej chwili zdziwiony szybko mnie od siebie odsunął. Zamrugał kilka razy oczyma i zerknął w moje. Po krótkim momencie czułam jego usta na swoich. Były ciepłe i zachłanne. Przyciągnął mnie do siebie. Całowaliśmy się tak dobre kilka minut aż w końcu pomyślałam o Lucku. Jego dotyk ,jego zapach…Gdy całowałam się z Joe było przyjemnie ale nie czułam tego wszystkiego. Oderwałam się od niego i spuściłam głowę. Złapał mój podbródek i podniósł ją tak abym mogła mu spojrzeć w oczy.
-Przepraszam…-Mruknęłam.
-Nie masz za co. Kocham cię…- Nagle moje serce zaczęło bić mocniej, z przerażenia.- Uciekniemy stąd razem. Nie znajda nas…- Jego oczy błyszczały z podekscytowania.
-Ale…?- Nie zdążyłam nic powiedzieć. Moje usta zamknął ponowny pocałunek. Może…-Dobrze. Uciekniemy stąd razem.- Byłam pewna swojej decyzji jak nigdy. Poinformuje jakoś tatę ,że ze mną dobrze, Luck ma narzeczoną , cała reszta sobie poradzi.
-Idę po potrzebne rzeczy. Chłopacy są jeszcze na górze, chodź będę udawał ,że cię wrzucam do pokoju. Jak wyjdą to przyjdę z wszystkim i już nigdy nas nie zobaczą…- Kiwnęłam głową.
            Siedziałam skulona w pokoju gdy nagle ktoś zapukał w okno.
-Luck…-Szepnęłam. Nagle zapragnęłam się znaleźć w jego ramionach. Podeszłam niepewnie do okna. Chłopakom jakoś udało się rozgiąć kraty tak ,żebym mogła przez nie wyjść. Ktoś coś do mnie mówił ja jednak ich nie słuchałam. Zastanawiałam się czy dobrze robię. W tym momencie uznałam pomysł z ucieczką za głupi i nieprawdopodobny. Ja nie umiałabym zostawić tego wszystkiego co mam ! Gdy znalazłam się w mini vanie Jonsonów zaczęłam płakać. Poczułam coś do Joe przez ten czas. Usłyszałam :
-Sel, przepraszam…-Nawet nie byłam pewna kto to powiedział. Zmęczona mruknęłam tylko.
-Już tylko jedź…-Cloe uśmiechnęła się do mnie blado nie zdążyłam odwzajemnić uśmiechu. Nagle usłyszałam pisk opon. Odwróciłam się w stronę z której dobiegał ten dźwięk. Jechał na nas duży van. Luck skręcił gwałtownie w lewo próbując uniknąć tego zderzenia. Po chwili jednak poczułam jak spycha nas z ogromną siłą. Samochód wjechał z głuchym trzaskiem w drzewo. Szybko rozejrzałam się po wnętrzu. Marco był nieprzytomny miał całe zakrwawione czoło, Cloe siedziała obok mnie w szoku, Luck prawdopodobnie uderzył głową w kierownice, a Jimiego nigdzie nie widziałam.
-Wszystko z wami dobrze?!- Krzyknął głośno Luck.
-Ze mną i Sel tak ale Marco jest nieprzytomny. Gdzie jest Jimi ?!- Zaczęli się rozglądać po wnętrzu samochodu. Ja jednak spoglądałam za okno w poszukiwaniu znanej mi twarzy.
-On tu idzie !- Warknęłam przerażona.
-Kto ?- Zapytała Cloe.
-Joe…-Mruknęłam.
-Nie bójcie się już do was idę…ten typ was nie dotknie- Powiedział głośno Luckas odpinając pasy. -Zacięły się !- Krzyknął. Nagle drzwi obok mnie się otworzyły i pojawiła się w nich głowa Joe.
-Myślałeś ,że tak po prostu ją zabierzesz ?!- Warknął. Wyciągnął mnie z samochodu za rękę i pociągnął w las.
-Zostaw ją !-Usłyszałam Cloe. Wybiegła z samochodu i zaczęła biec w naszą stronę. Joe rzucił mnie na ziemie i włożył rękę w kieszeń. Szybko ją wyciągnął , miał w niej pistolet. Moja przyjaciółka zamarła. Wycelował w jej stronę.
-Rusz się szmato a cię zabiję !
-Zostaw je dupku !-Krzyczał z samochodu najstarszy Jonson. Joe tylko prychnął i po raz drugi wycelował lufą w jej stronę.
-Joe…Joe proszę…-Odwrócił się w moją stronę miał łzy w oczach.
-Widzisz do czego mnie zmusiłaś ? To przez ciebie zginą twoi przyjaciele…A mogło być tak pięknie.
-Joe ja …ja nie chciałam. Ja nadal coś do ciebie czuje !- Opuścił pistolet i spojrzał na mnie z nadzieją.- Kocham cię , ucieknijmy stąd razem.
Zerknęłam w stronę Luckasa w końcu odpiął pasy ale patrzył na mnie nieruchomo ze łzami w oczach. Kłamałam , kłamałam Joe prosto w oczy. Nigdy go nie kochałam. Wiedziałam ,że ranię w ten sposób Lucka ale on mnie też zranił, oszukiwał mnie. Lubiłam Joe i może  gdybym spędziła z nim więcej czasu zakochałabym się w nim…ale nigdy nie czułabym do niego tego , co czuję do Lucka.
-Selena…co ty …co ty mówisz ?- Zapytała przerażona Cloe.
-To prawda Cloe…-Moje słowa zagłuszyło wycie syren. Zza mini vana Jonsonów wyszedł Jimi z telefonem w ręku. Joe natychmiast się odwrócił i wystrzelił. Telefon upadł z trzaskiem na suchą drogę a chłopak złapał się za rękę i zaczął wrzeszczeć.
-Na ziemię ! Na ziemię !-Wrzeszczeli uzbrojeni policjanci.
-Selena !- Głos taty rozchodził się echem. Nie wiadomo skąd pojawiły się wozy policyjne i okrążyły chłopaka.
-A mogło być tak pięknie…- Powtórzył i przyłożył sobie pistolet do skroni. Krzyczałam ,żeby tego nie robił. Po chwili usłyszałam strzał. Jego ciało opadło bezwładnie koło mnie. Zaczęłam wrzeszczeć jak opętana. Podbiegłam do chłopaka . Z daleka majaczyła mi postać zapłakanej Cloe. Usłyszałam sygnał. Karetka… Przytuliłam się do jeszcze ciepłego policzka Joe. Tyle przeżył i skończył w tak okrutny sposób. Zaczęli mnie od niego odciągać. A ja tylko płakałam , płakałam i płakałam…

                                                          ***


            Obudziłam się w swoim łóżku koło mnie siedziała Cloe.
-Tak bardzo się bałam ,że cię już nigdy więcej nie zobaczę…- Mówiła płacząc. Wyciągnęłam do niej ręce. Po chwili zamknęłam ją w uścisku.- Przepraszam…- Chlipała.
-To nie twoja wina , zrobiłaś to dla mojego dobra. To ja przepraszam.- Siedziałyśmy jeszcze tak chwilę pogrążone w uścisku ,aż w końcu zaczęłam sobie wszystko przypominać.
-Jak tam z ręką Jimiego ? Wszystko dobrze ?- Podciągnęłam się na do pozycji siedzącej. Zasyczałam z bólu.
-Na szczęście kula rozerwała tylko kawałek skóry ,kość jest nietknięta. -Odetchnęłam z ulgą.- Ma opatrunek. Jest bardzo zadowolony bo teraz ciągle jest przy nim Ash.- Uśmiechnęłam się.
-Sel … czy ten Joe…no wiesz. Dotykał cię ?- Zapytała moja przyjaciółka ze strachem.
-Nie. On jako jedyny mi tam pomagał. Opowiem ci wszystko jak wezmę kąpiel.- Przytaknęła głową i już miała wyjść z pokoju jednak nagle przystanęła.
-Ostatnie pytanie. Czy to co mówiłaś Joe to prawda ? Zakochałaś się w nim ?- Opuściłam głowę. Sama dokładnie nie wiedziałam co czuję.
-Nie , nigdy go nie kochałam…- Nagle poczułam jak ktoś mnie ściska. Ponownie przytuliłam się do Cloe.- Tęskniłam…
-Ja też…- Po chwili do pokoju zapukał tata.
-Luckas przyszedł.- Mruknął.
-My przyjdziemy później , wszystko mu wyjaśnię.- Dodała Cloe i zostałam zupełnie sama w pokoju. Poszłam do łazienki i puściłam wodę do wanny.  



 ___
OD JEMI : Nie wiem... wczoraj jakoś bardziej mi się podobał...No więc tak , zabiłam bohatera , Marco leży w szpitalu , Jimi jest postrzelony...Fajnie :D Mi się podoba :) Akcja powolutku (z mojej strony) wraca do normy :)
DEDYK FOR: Nie dedykuje nikomu... będą lepsze rozdziały :)
NN : Hyllie :)

wtorek, 5 lipca 2011

16. Już prawie...

Cloe
   Leżał w pokoju, na swoim łóżku. Poduszką przyciskał głowę do niego. Po tej krótkiej chwili, gdy usłyszał jej głos w słuchawce... jeszcze bardziej tęsknił i więcej płakał. Nigdy nie widziałam go w takim stanie... nigdy... Dzwonił już do Chandry mają się jutro spotkać. Luc chce jej wszystko powiedzieć, chce z nią zerwać... dla Sel. Znaleźliśmy kilka tropów, których nadal nie znalazła policja. Jednak ojciec dziewczyny powiedział, że mamy się w to nie mieszać i sam z policją to załatwi. Nie mogliśmy jednak siedzieć bezczynnie... Musieliśmy coś zrobić. MUSIELIŚMY! A co jeśli oni jej coś zrobi?! A co jeśli już zrobili?! SEL - TRZYMAJ SIĘ!
***
   Jechaliśmy pod adres, zapisany na kartce, którą znaleźliśmy. Dojechaliśmy po dwóch godzinach i zaparkowaliśmy w lesie, niedaleko żółtego domu. Byliśmy prawie pewni, że to właśnie tam trzymają Sel. Jak tajni szpiedzy podeszliśmy do małego okna. Lucas do niego zajrzał (bo nikt więcej nie dosięgał). Powiedział, że nic tam nie widzi, ale gdy tylko mieliśmy spojrzeć do następnego okna, Luc zatrzymał się i powiedział, że właśnie wrzucili do tego 'pokoju' Selenę.
- Jesteś pewien, że to ona? - zapytałam.
- No przecież rozpoznam Sel, co nie?! - prawie wykrzyczał...
- Cicho! Bo nas usłyszą... - powiedział Jimie.
- Teraz trzeba coś wykombinować, jak ją uwolnić... - powiedziałam szeptem.
- O to już zadbaliśmy - powiedział Jimie - tylko trzeba poczekać, aż zostawią ją samą...
- O ile zostawią ją samą - wtrącił Marco.
- Muszą - odezwał się Luc.
- A co jeśli nie? - zapytałam.
- Coś się wymyśli - powiedział Lucas z szyderczym uśmiechem - Ja zleje ich bardzo chętnie...
- A my się dołączymy, co nie Marco? - zapytał Jim.
- A jakby inaczej - usłyszeliśmy w odpowiedzi.
   Czasem mam wrażenie, że rozmawiam z dziećmi... Fakt, cała ich trójka była starsza ode mnie, ale Jimie i Marco tylko o rok, a Lucas też tylko o dwa lata... Prawie bez różnicy.
   Lucas lekko zapukał w szybę, gdy tylko Selena została sama. Dziewczyna  ze związanymi dłońmi, ledwo podeszła do okna. Wtedy Luc, jakimś dziwnym sposobem otworzył zakratowane okno...
- Sel, nic ci nie jest?
- Jestem tylko posiniaczona i słaba... - odpowiedziała słabym głosem.
- Co oni ci zrobili?!
- Nic... nic takiego... Tylko błagam wyciągnijcie mnie stąd! Nie wytrzymam już dłużej...
- Dobrze skarbie... - powiedział już ze łzami w oczach - Marco, zabrałeś to o co cię prosiłem?
- O tak! - krzyknął podekscytowany.
   Rozwalili z prawie niesłyszalnym hałasem kraty i Luc wyciągnął Sel... Dopiero teraz było widać w jak kiepskim stanie była... Luc zaniósł ją na rękach do naszego mini vana i ruszyliśmy szybko w kierunku naszego miasta. Położyliśmy ją na tylnym siedzeniu. Usiadłam koło niej. Trzymałam jej głowę na moich kolanach. Płakała...
- Sel, przepraszam... - powiedział Lucas, po krótkiej chwili.
- Już tylko jedź... - szepnęła.

-----------------------------------------------------------------------
OD Hyllie: o nyyyy.... taki krótki i beznadziejny, a tak długo go pisałam! Przepraszam............
DEDYK For: Mikołaj/Mikuś - za twoje dzisiejsze teksty żałobne! xde
NN: Jemi! Jemi! Jemi! < pisz dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuugo