piątek, 18 stycznia 2013

22. Dobry żart Cloe.


                                              Cloe

Siedziałam na szpitalnym łóżku patrząc w białą ścianę przede mną. Wszystko już było dobrze... Marco doszedł do siebie, Selena dochodziła do siebie, Lucas zdołał ją odzyskać, a Jimi w końcu zwrócił na siebie uwagę Ashley i nagle co? Jak zwykle Cloe musiała zepsuć wszystko... Ojciec jest wściekły na mnie i Marca. Spojrzałam na chłopaka śpiącego w fotelu obok... jego długie włosy opadały mu na zamknięte oczy. Uśmiechnęłam się lekko na widok jego dziwnie wygiętej sylwetki. Minuta dłużyła mi się godzinami. Drzwi do sali uchyliły się, a w nich ujrzałam Jimiego. Uśmiechnął się i usiadł na krawędzi mojego łóżka.
- Cloe? - szepnął cicho.
- Słucham... - odszepnęłam.
- Jak się czujesz? - widać było, że się martwi.
- Coraz lepiej - wymusiłam uśmiech, ale Jimi spojrzał na mnie inaczej - No dobra.... fizycznie coraz lepiej. Jimi... straciłam ją lub jego. Widzisz... Nawet nie wiem jakiej płci było nasze dziecko!
Wpadłam w szalony ryk. Jimi przytulił mnie do siebie, a Marco się obudził i spojrzał tylko na nas także mokrymi oczyma. Chcę wrócić do domu. Wiem, że tata będzie zły i nigdy mi tego nie wybaczy. Nam tego nie wybaczy... Co mam robić? Moje łzy wsiąkały w koszulkę Jimiego. Po kilku minutach na jego ramieniu pojawiła się już wielka, mokra plama. Ostatnie co widziałam przed zaśnięciem to jego brązowe oczy ,które emanowały troską.


                                                         ***


Jasne promienie słońca oświetlały całe wnętrze mojego pokoju. Patrzyłam na tańczące w świetle drobinki przytulona do Marca. Zerknęłam w jego ciepłe oczy. Po chwili poczułam jego wargi na swoim czole. Mocniej wtuliłam się w jego ramiona. Nagle usłyszałam ciche kroki. Automatycznie spojrzałam w stronę uchylonych drzwi. Moment później pojawiła się w nich postać ojca. Obrzucił nas gniewnym spojrzeniem zatrzymując się w pół kroku. Wzięłam głęboki wdech oczekując konfrontacji. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Po prostu westchnął i poszedł dalej.
- Jest na nas wściekły… - mruknęłam.
- Wiem - odpowiedział.
- I co dalej? - zapytałam.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia.   
Oparłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy.
            Nabiłam na widelec kawałek dorsza. Powoli wsunęłam go do ust i wolno gryząc połykałam. Nie miałam apetytu. Marco zmusił mnie do zjedzenia choć połowy ryby. Siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Nagle z okropnym hałasem wpadł do domu Lucas. Gdy tylko zauważył nasze miny zatrzymał się gwałtownie.
- Razem z Seleną chcielibyśmy wam coś pokazać - zdziwiona odłożyłam z ulgą widelec. Marco patrzył na niego podejrzliwie. Lucas jednak cały emanował entuzjazmem i nie przejmował się spojrzeniem mojego chłopaka.
- Teraz? - zapytałam.
- Jeżeli nie robicie nic ważnego - przytaknęłam.
- W takim razie chodźmy - odparłam.
            Delikatnie odsunęłam gałąź przedzierając się przez las.
- Gdzie ty nas prowadzisz? - zapytał zły Marco. Dotknęłam jego ramienia.
- Spokojnie. Daleko jeszcze musimy iść? Gdzie jest Sel? - Lucas tylko się uśmiechnął i dalej szedł przed siebie. W pewnym momencie się zatrzymał.
- Jesteśmy na miejscu.
Słyszałam przyjemny szum wody i śpiew ptaków ale nadal widziałam tylko las.
- Musicie wejść głębiej - dodał blondyn. Nie zwracając uwagi na reakcje ukochanego ruszyłam przed siebie. Gdy wyszłam za drzew po prostu oniemiałam. Selena stała na małej kładce niepewnie się uśmiechając. Pod kolorową kładką płynął strumyk. Podeszłam do przyjaciółki a ona wskazała ręką na prowizoryczny mostek. Dopiero teraz zauważyłam ,że wśród rysunków kwiatów, drzew i ptaków znajdują się nasze imiona. Całej szóstki. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Po prostu do niej podeszłam i ją przytuliłam. Stałyśmy pogrążone w uścisku przez długi czas aż w końcu się od siebie odsunęłyśmy. Spojrzałam w jej radosne oczy i uznałam, że nadszedł czas aby poznała całą prawdę.
- Selena…jest jeszcze jedna rzecz o której musisz wiedzieć - czarnulka delikatnie pochyliła głowę. Patrzyła na mnie z wyczekiwaniem - Pamiętasz ten dzień gdy poznałaś Emmę Trude w gabinecie swojego ojca?
- Tak ale…skąd ty możesz to wiedzieć? Przecież nigdy ci o tym nie mówiłam - mruknęła zszokowana.
- Bo właśnie Emma to ja - jej mina zrzedła jednak po chwili zaczęła się śmiać.
- Dobry żart Cloe.
- Ale ja nie żartuję. Wiem ,że to brzmi jak opowieść Hannah Montana ale stąd zaczerpnęłam ten pomysł. Od zawsze miałam zadatki na aktorkę ale nie chciałam rezygnować ze swojego dotychczasowego życia - Selena spojrzała na chłopaków którzy stali nieopodal, nasłuchując. Równo przytaknęli skinieniem głowy.
- Ale…bo ty i ja…tylko...Naprawdę?! - krzyknęła w końcu. Przełknęłam głośno ślinę.
- Naprawdę.
- Ty mnie kiedyś wykończysz - zaśmiała się cicho - Masz jeszcze jakieś tajemnice o których powinnam wiedzieć?
- Naprawdę mam na imię Gertruda - jej oczy przybrały kształt spodków - Żartuję przecież. To wszystko.
- Zaskoczyłaś mnie ale to jednocześnie wspaniała wiadomość. Tata się ucieszy. Będziecie mogli kontynuować pracę na planie - delikatnie się do niej uśmiechnęłam. Czułam ,że od teraz już wszystko będzie dobrze…


________
Od Uwarowit: Ostatni rozdział! Jupiiiiiiiiii! :D Z wielką zasługą Jemi :)
Bez dedykacji...
Następny – epilog :D