Cloe
Siedziałam na szpitalnym łóżku
patrząc w białą ścianę przede mną. Wszystko już było dobrze... Marco doszedł do
siebie, Selena dochodziła do siebie, Lucas zdołał ją odzyskać, a Jimi w końcu
zwrócił na siebie uwagę Ashley i nagle co? Jak zwykle Cloe musiała zepsuć
wszystko... Ojciec jest wściekły na mnie i Marca. Spojrzałam na chłopaka
śpiącego w fotelu obok... jego długie włosy opadały mu na zamknięte oczy.
Uśmiechnęłam się lekko na widok jego dziwnie wygiętej sylwetki. Minuta
dłużyła mi się godzinami. Drzwi do sali uchyliły się, a w nich ujrzałam
Jimiego. Uśmiechnął się i usiadł na krawędzi mojego łóżka.
- Cloe? - szepnął cicho.
- Słucham... - odszepnęłam.
- Jak się czujesz? - widać było, że się martwi.
- Coraz lepiej - wymusiłam uśmiech, ale Jimi spojrzał na
mnie inaczej - No dobra.... fizycznie coraz lepiej. Jimi... straciłam ją lub
jego. Widzisz... Nawet nie wiem jakiej płci było nasze dziecko!
Wpadłam w szalony ryk. Jimi
przytulił mnie do siebie, a Marco się obudził i spojrzał tylko na nas także
mokrymi oczyma. Chcę wrócić do domu. Wiem, że tata będzie zły i nigdy mi tego
nie wybaczy. Nam tego nie wybaczy... Co mam robić? Moje łzy wsiąkały w koszulkę
Jimiego. Po kilku minutach na jego ramieniu pojawiła się już wielka, mokra
plama. Ostatnie co widziałam przed zaśnięciem to jego brązowe oczy ,które
emanowały troską.
***
Jasne promienie słońca oświetlały
całe wnętrze mojego pokoju. Patrzyłam na tańczące w świetle drobinki przytulona
do Marca. Zerknęłam w jego ciepłe oczy. Po chwili poczułam jego wargi na swoim
czole. Mocniej wtuliłam się w jego ramiona. Nagle usłyszałam ciche kroki.
Automatycznie spojrzałam w stronę uchylonych drzwi. Moment później pojawiła się
w nich postać ojca. Obrzucił nas gniewnym spojrzeniem zatrzymując się w pół
kroku. Wzięłam głęboki wdech oczekując konfrontacji. Jednak nic takiego nie
miało miejsca. Po prostu westchnął i poszedł dalej.
- Jest na nas wściekły… - mruknęłam.
- Wiem - odpowiedział.
- I co dalej? - zapytałam.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia.
Oparłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy.
Nabiłam na
widelec kawałek dorsza. Powoli wsunęłam go do ust i wolno gryząc połykałam. Nie
miałam apetytu. Marco zmusił mnie do zjedzenia choć połowy ryby. Siedzieliśmy w
zupełnej ciszy. Nagle z okropnym hałasem wpadł do domu Lucas. Gdy tylko
zauważył nasze miny zatrzymał się gwałtownie.
- Razem z Seleną chcielibyśmy wam coś pokazać - zdziwiona
odłożyłam z ulgą widelec. Marco patrzył na niego podejrzliwie. Lucas jednak
cały emanował entuzjazmem i nie przejmował się spojrzeniem mojego chłopaka.
- Teraz? - zapytałam.
- Jeżeli nie robicie nic ważnego - przytaknęłam.
- W takim razie chodźmy - odparłam.
Delikatnie
odsunęłam gałąź przedzierając się przez las.
- Gdzie ty nas prowadzisz? - zapytał zły Marco. Dotknęłam
jego ramienia.
- Spokojnie. Daleko jeszcze musimy iść? Gdzie jest Sel? - Lucas
tylko się uśmiechnął i dalej szedł przed siebie. W pewnym momencie się
zatrzymał.
- Jesteśmy na miejscu.
Słyszałam przyjemny szum wody i śpiew ptaków ale nadal
widziałam tylko las.
- Musicie wejść głębiej - dodał blondyn. Nie zwracając uwagi
na reakcje ukochanego ruszyłam przed siebie. Gdy wyszłam za drzew po prostu
oniemiałam. Selena stała na małej kładce niepewnie się uśmiechając. Pod
kolorową kładką płynął strumyk. Podeszłam do przyjaciółki a ona wskazała ręką
na prowizoryczny mostek. Dopiero teraz zauważyłam ,że wśród rysunków kwiatów, drzew
i ptaków znajdują się nasze imiona. Całej szóstki. Na mojej twarzy pojawił się
uśmiech. Po prostu do niej podeszłam i ją przytuliłam. Stałyśmy pogrążone w
uścisku przez długi czas aż w końcu się od siebie odsunęłyśmy. Spojrzałam w jej
radosne oczy i uznałam, że nadszedł czas aby poznała całą prawdę.
- Selena…jest jeszcze jedna rzecz o której musisz wiedzieć -
czarnulka delikatnie pochyliła głowę. Patrzyła na mnie z wyczekiwaniem - Pamiętasz
ten dzień gdy poznałaś Emmę Trude w gabinecie swojego ojca?
- Tak ale…skąd ty możesz to wiedzieć? Przecież nigdy ci o
tym nie mówiłam - mruknęła zszokowana.
- Bo właśnie Emma to ja - jej mina zrzedła jednak po chwili
zaczęła się śmiać.
- Dobry żart Cloe.
- Ale ja nie żartuję. Wiem ,że to brzmi jak opowieść Hannah
Montana ale stąd zaczerpnęłam ten pomysł. Od zawsze miałam zadatki na aktorkę
ale nie chciałam rezygnować ze swojego dotychczasowego życia - Selena spojrzała
na chłopaków którzy stali nieopodal, nasłuchując. Równo przytaknęli skinieniem
głowy.
- Ale…bo ty i ja…tylko...Naprawdę?! - krzyknęła w końcu.
Przełknęłam głośno ślinę.
- Naprawdę.
- Ty mnie kiedyś wykończysz - zaśmiała się cicho - Masz
jeszcze jakieś tajemnice o których powinnam wiedzieć?
- Naprawdę mam na imię Gertruda - jej oczy przybrały kształt
spodków - Żartuję przecież. To wszystko.
- Zaskoczyłaś mnie ale to jednocześnie wspaniała wiadomość.
Tata się ucieszy. Będziecie mogli kontynuować pracę na planie - delikatnie się
do niej uśmiechnęłam. Czułam ,że od teraz już wszystko będzie dobrze…
________
Od Uwarowit: Ostatni rozdział! Jupiiiiiiiiii! :D Z wielką
zasługą Jemi :)
Bez dedykacji...
Następny – epilog :D