piątek, 29 kwietnia 2011

11. Życzę ci tego pieprzonego szczęścia…

                                           Selena:

            Byliśmy akurat na spacerze, ja Jimi i Luc. Wracaliśmy śmiejąc się wesoło. Jimi otwierał drzwi mówiąc:
-A ona wtedy zaczęła kaszleć.- Tu się bardzo długo śmiał- I go opluła tak ,że kawałki arbuza miał w ustach. Byście…hahaha…widzieli jego minę !- Krzyknął głośno a my weszliśmy do domu. Jimi od razu poszedł do łazienki bo po drodze skarżył się na swój mały pęcherz oraz na brak toalet na mieście. Lucas położył dłonie na moich biodrach i delikatnie mnie pocałował. Gdy się od siebie oderwaliśmy uśmiechnęłam się do niego zadziornie. Gdy chciałam odejść ten złapał mnie za rękę i mocno do siebie przyciągnął. Jego pocałunki były coraz szybsze ,coraz głębsze. Wplotłam mu ręce we włosy a ten mnie do siebie mocno przytulił. Nagle się od niego oderwałam. Spojrzał na mnie nieco zdziwiony. Pocałowałam go szybko uśmiechnęłam się i odeszłam mocno bujając biodrami. Jego mina pozostanie na zawsze w mojej pamięci. W kuchni zastałam Cloe. Miała na sobie koszule Marca. Obdarowałam ją zdziwionym spojrzeniem a ta się wyszczerzyła w moją stronę:
-Chyba ktoś się tu pogodził…- Mruknęłam nalewając sobie soku. Ta wytknęła na mnie język i szepnęła.
-I to jak.- Zaśmiałam się krótko. Złapałam ją za rękę i pociągnęłam do wysepki kuchennej. Usiadła na jednym z krzeseł. Podałam jej jeszcze jedną ze szklanek do których nalałam wcześniej soku. Patrzyłam na nią z wyczekiwaniem. Mruknęła tylko:
-Zrobiliśmy to…- Na moją twarz pojawił się szok zmieszany z niedowierzaniem oraz szczęściem. Ona ciągle się uśmiechała.- Wyszło jak wyszło. Nie żałuję tego co zrobiłam Sel.
-I to jest najważniejsze… Jeżeli postanowiłaś ,że już czas na taki krok to twoja sprawa. Cieszę się ,że między wami już jest wszystko w porządku.- Powiedziałam łapiąc ją za rękę. Ścisnęłam jej dłoń delikatnie.
-A mówiąc o zgodach…Co zaszło tam na górze między tobą a Lucasem ?- Zapytała.
-Pocałował mnie.- Na moją twarz wstąpił uśmiech. Jej mina jednak nieznacznie zbledła.- W sumie tylko to robiliśmy. Powiedział mi jeszcze ,że już nigdy więcej nie mam mu czegoś takiego robić.- Ucieszyła się z tej wiadomości jednak czułam ,że istnieje coś czego nie wiem a ją to zasmuca.
-Przestań !- Krzyknęłam na nią zła.
-Ale o co ci chodzi ?- Zapytała zdumiona.
-Ja o czymś nie wiem tak ? Ukrywasz coś związanego z Lucem. Czuję to…- Spuściła na sekundę wzrok.
-Zdaję ci się naprawdę. Martwię się ciągle o Phila i Ash.- Spojrzałam na nią podejrzliwie.- Chodzi o to ,że nam się tak wspaniale układa a oni cierpią.- Uwierzyłam jej.
-Przepraszam…Bywam porywcza. Po prostu…-Zaczęłam się tłumaczyć. Cloe mi szybko przerwała.
-Nic nie szkodzi.- Mruknęła i wstała. Uśmiechnęła się jeszcze do mnie i poszła prawdopodobnie do Marca.
Zaczęłam szukać Ashley. Siedziała w moim pokoju z słuchawkami na uszach i rozmazanym tuszem pod oczyma. Usiadłam obok niej i położyłam głowę na jej nogach. Leżałyśmy tak na łóżku w ciszy. Czekałam na ruch przyjaciółki. Zdjęła z uszu słuchawki i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Nagle w jej oczach zaczęły zbierać się łzy. Podniosłam się z jej nóg i przytuliłam ją do siebie. Starała się uspokoić a ja szeptałam :
-Wypłacz się…Będzie ci lepiej.- Poczułam coś mokrego na szyi. Dziewczyna rozszlochała się na dobre od czasu do czasu wypowiadając pojedyncze słowa.
-Ja…nadal coś czuję do Philipa…Ale Jimi też nie jest mi obojętny…- Spojrzała na mnie. Wokół panowała zupełna cisza. Jakbym była tutaj tylko z Ashley…tylko my…same. Twarz dziewczyny jednak nie wyrażała ciszy i spokoju. Patrzyła na mnie mokrymi oczyma. Co chwilę po jej policzkach spływały łzy.
-Miłość nie jest łatwa kochana. Pamiętaj ,że można kochać dwie osoby. Zawszę jedną kocha się mocniej. Musisz wybrać…Pamiętaj ,że nie zawsze musi być to odwzajemnione uczucie. Bierz to jak najbardziej pod uwagę. Wiem ,że wybierzesz dobrze i wszystko się ułoży.- Śmiała się płacząc jednocześnie.
-Idź na psychologię kochana. Nikt nie umie mnie tak wesprzeć i podnieść na duchu tak jak ty !- Przytuliła mnie delikatnie.
-Zacznę o tym myśleć.- Mruknęłam głęboko się nad tym zastanawiając. Ashley wstała i poszła do toalety.- Ty sobie wszystko na spokojnie przemyśl ! Ja idę na dół do chłopaków.- Krzyknęłam wychodząc z pokoju.
            Szłam powoli po schodach gdy naglę usłyszałam pukanie. Podeszłam powoli do drzwi. Nikogo nie było wokół więc nie miałam bladego pojęcia co zrobić. Lucas (i tata)zabronił mi otwierać drzwi. To dla dodatkowej ochrony. Nie wiadomo skąd pojawił się Jimi i otworzył je. Schowałam się za nim delikatnie go obejmując od tyłu.
-Dzień dobry.- Powiedział ktoś.
-Dzień dobry.- Odparł chłopak.
-Zastałem Selenę ?- Krew zaczęła mi szybciej krążyć a bicie serca przyspieszyło. Przycisnęłam się mocniej do Jimiego. Ten zaśmiał się cicho i szepnął w moją stronę.
-Tchórz…- Kopnęłam go w tyłek. Kontynuował rozmowę z mężczyzną.- Nie niestety jej nie ma. Wyjechała do Nowego Yorku w poszukiwaniu nowych wrażeń. Tak właściwie to pewnie teraz kogoś baaardzo mocno obejmuję a ten ktoś się dusi…- Zrozumiałam o co chodzi. Delikatnie zwolniłam uścisk.- Tak więc nie szybko wróci. Dowidzenia.- Zamknął drzwi. Śmiałam się z niego.
-Do Nowego Yorku ? W poszukiwaniu nowych wrażeń ?- Wkurzony moim śmiechem nie wiadomo kiedy złapał mnie za nogi i przyrzucił sobie na plecy. Obecnie wisiałam twarzą w dół. Mimo mojego położenia nadal nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Chłopak zaczął biec. Śmiałam się i śmiałam ! Aż w końcu zakręciło mi się w głowie (i Cloe zeszła na dół z aparatem) i poprosiłam Jimiego aby mnie odstawił. Niechętnie to uczynił a ja mu podziękowałam.
-I tak mam kilka dobrych zdjęć !- Krzyknęła blondi wbiegając na górę wysoko trzymając aparat w dłoni. Spojrzałam na Jimiego z delikatnym uśmiechem a ten się zasmucił.
-Chcesz o tym porozmawiać ?- Zapytałam go patrząc mu prosto w oczy.
-Nie jestem pewien czy powiesz mi coś innego niż reszta.- Na jego twarz wstąpił smutny uśmiech.
-Rozmawiałam z nią Jimi…Powiedziała mi ,że nie jesteś jej obojętny.- W jego oczach ujrzałam chwilową nadzieję.- Ona nadal coś czuje do Philipa…Ale nie musisz się tym przejmować. Zaprzyjaźnij się z nią. Jestem pewna ,że rozkochasz ją w sobie. Ty jesteś sto razy lepszy od Phila.
-Myślałaś o psychologii ?- Zapytał z iskierkami w oczach.
-Chyba zacznę !- Zaśmiałam się wesoło.
-Pójdę z nią porozmawiać.- Rzucił do mnie i pobiegł na górę.
            Udało mi się wyrwać z tego chaosu , potocznie nazywanym moim życiem. Oczywiście zabrałam ze sobą Lucasa aby ten czas był o wiele bardziej przyjemniejszy. Zaraz po wyjściu ujął moją dłoń i wplótł w nią swoje palce.
-Gdzie mnie porywasz ?- Zapytałam patrząc na niego. Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Ostatnio coraz częściej go widzę.
-Tam gdzie odbyła się nasza pierwsza randka- A jednak to była randka ! Szczęśliwa jak nigdy przytuliłam się do jego ramienia.
            Leżałam na brzuchu i szperałam w trawię.
-I co masz ?- Takie pytanie padało co chwilę. Odpowiedz zawsze brzmiała tak samo.
-Nie jeszcze nie.- Z powrotem zanurzyłam palce w miękkiej trawie. Powoli sprawdzałam każdą koniczynkę i liczyłam jej liście. Lucas powiedział ,że nie odejdziemy stąd dopóki nie znajdziemy tej szczęśliwej. Czterolistnej. Mój ukochany z cierpliwością anioła wyrwał po raz kolejny malutką roślinkę. Dokładnie jej się przyjrzał. Przeliczył raz , dwa a po chwili oznajmił :
-Znalazłem !- Podał mi ją i dodał- A teraz już na pewno będzie sprzyjać ci szczęście…- Pocałował mnie delikatnie. W jednym momencie zapragnęłam więcej. Chciałam być jeszcze bliżej niego , chciałam poczuć jego obecność, jego silne ramiona. Przysunęłam się do niego i włożyłam mu rękę pod koszulkę. Ten przycisnął mnie do siebie i zaczął całować tak jak jeszcze nigdy. Było w tym więcej uczucia…Leżałam na nim. Po chwili to on znajdował się nade mną. Jego wargi delikatnie dotknęły mojej szyi… Zamknęłam oczy z rozkoszy. Po chwili jego usta znajdowały się przy moim uchu :
-Nie tutaj…nie teraz…- Szeptał zadyszany. Miał rację. Nie chciałam spędzić mojego pierwszego razu na twardej ziemi…gdzieś w parku. Pomimo tego ,że to miejsce jest dla mnie tak ważne.
-Wracajmy…- Mruknęłam. Podniósł się a potem pomógł mi wstać.
            Po powrocie Lucas poszedł porozmawiać z Cloe. Ciekawe o co chodzi. No nie ważne. Biegałam po całym domu w poszukiwaniu Jimiego i Ashley. Zastałam ich dopiero w ogrodzie. Dziewczyna się opalała a chłopak właśnie wychodził z basenu. Gdy mnie zauważyli uśmiechnęli się do mnie promiennie. Zrobili to tak równo ,że można było by przypuszczać ,że to przed chwilą ćwiczyli. Czyli pogodzili się. Więcej mi nie było potrzebne. Chciałam o tym powiedzieć Cloe i Lucasowi. W salonie siedział Marco.
-Marco, gdzie jest Cloe ?- Zapytałam go z korytarza.
-W kuchni.- Odparł bez zastanowienia. Gdy już obrałam odpowiedni kurs nagle wyskoczył w powietrze i po chwili znalazł się przede mną.
-A po co tam idziesz ?- Zapytał podejrzliwie.
-Chcę im coś tylko powiedzieć.- Przepuścił mnie. O co mu chodzi do cholery ? Potrząsnęłam głową starając się o tym nie myśleć. Gdy byłam już koło kuchni usłyszałam coś co mnie zaniepokoiło.
-A co z Chandrą ?- Zapytała ze zdenerwowaniem Cloe.- Pamiętasz ,że jesteś z nią zaręczony?- Do moich oczu napłynęły słone łzy. Byłam tylko jego zabawką…Nikim…
-Ty nie rozumiesz…- Mruknął w jej stronę. Nie chciałam tego dalej słuchać. Wyszłam za ściany i stanęłam w progu. Spojrzeli na mnie przestraszeni.
-Nie mogę uwierzyć…- Szepnęłam a po moim policzku spłynęła pierwsza z wielu łez. Cloe zerknęła na mnie zawstydzona.
-Daj sobie wytłumaczyć…- Mówił Luc podchodząc do mnie.
-Nie…- Złapał mnie za rękę- Nie dotykaj mnie ! Nie będę twoją zabawką ! -Odepchnęłam go od siebie.- Wszystko już rozumiem…- Nic nie widziałam przez łzy.- A ty ? Ty która śmiesz się nazywać moją przyjaciółką !-Krzyknęłam w stronę Cloe.- Mówiłaś ,ze chodziło o Ash i Jimiego… Jaką je jestem idiotką ! Jak ja mogłam ci uwierzyć ?!
-Daj mu wszystko wytłumaczyć Sel…- Szeptała blondynka w moją stronę. W jej oczach widziałam łzy.
-Niemów tak na mnie !- Ogarnęła mnie furia.- Tak mogą zwracać się do mnie tylko i wyłącznie przyjaciele ! Nie spodziewałam się tego po tobie…- Po jej policzkach ciekły łzy… Nie było mi jej żal… Nie w tej sytuacji. Gdyby była kimś dla mnie bliskim powiedziała by mi o tym ,że Lucas jest zaręczony. Z powrotem przerzuciłam wzrok na Luca.- Wynoś się stąd ! Z mojego życia ! Nie chcę cię już znać !- Popchnęłam go. Rozpacz i bezsilność…To jedyne co teraz czułam.
-Życzę ci tego pieprzonego szczęścia…- Wysyczałam oddając mu małą czterolistną koniczynkę. Wybiegłam z domu. Jak oni mogli mi to zrobić ?! Ja im tak ufałam ! Cloe była dla mnie jak siostra a w Lucasie się zakochałam. Nienawidzę ich całym sercem…
            Szłam nadal płacząc przez już zupełnie ciemne miasto. Ulica była zupełnie pusta.
Puk…
Puk …
Puk…
Usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się. To był ten sam człowiek który szedł za mną tej samej nocy gdy opowiedziałam tacie o tym ,że ktoś mnie śledził . Przerażona nie wiedziałam co robić. Mój umysł ogarnięty paniką nie działał tak jak powinien. Przyspieszyłam swój chód.
Puk
Puk
Puk
Tym razem dźwięk był szybszy. Moje serce zbiło mocniej. Wiedziałam ,że już nic nie mogę zrobić…Rzuciłam się w bieg.
Puk…Puk
Puk…Puk
Puk…Puk
Kroki zamieniły się w jeden zlewający dźwięk. Odwróciłam delikatnie głowę. I zauważyłam ,że mężczyzna był coraz bliżej. Gdyby wyciągnął rękę na pewno by mnie mógł bez problemu złapać. Gwałtownie skręciłam. Po chwili byłam już za ścianą lasu. Płuca mnie powoli zaczęły palić a nogi odmawiały posłuszeństwa. Schowałam się za jakimiś krzakami. Widziałam go… Szukał mnie zdezorientowany. Nagle zniknął. Odczekałam chwilę i się podniosłam. Miałam już iść gdy nagle poczułam przeszywający ból w okolicy nóg. Upadłam na ziemię. Krzyknęłam z bólu. Stał nade mną  i uśmiechał się kpiąco.
-Myślałaś ,że się schowasz ?- Zapytał i podrzucił gruby kij , po czym go złapał. Zamachnął się… Kopnęłam go z całej siły w krocze i zaczęłam się czołgać do ulicy w nadziei ,że akurat będzie przejeżdżał jakiś samochód. Powoli wstawał. Dobiegł do mnie krzycząc:
-Ty suko !- Całej siły uderzył mnie w żebra… W efekcie z powrotem upadłam.
Puk
Puk
Puk
Jeszcze jeden kpiarski uśmiech. Kij w powietrzu… Zamknęłam oczy.
-Aaaaaaaaaaaa!- Gardłowy krzyk wydobywający się z mojego ciała…Cisza i spokój…Potem nie było już nic więcej…


____
OD JEMI : A Buahahaha ! Oto jedenastka ! Pisałam ją kilka dni... Mam nadzieje ,że się podoba :) Inaczej zabiję :P Selenka oberawała co nie ? :D No nic... To kwintesencja całej akcji :) Oczywiście istnieje jeszcze sekret Cloe :) Ale nikt nie powiedział ,że to koniec ! Jesteśmy gdzieś w środku całego opowiadania :)
DEDYK FOR : Oczywiście ,że dla Hyllie ! :* Bo bardzo mnie wspierasz i gdyby nie ty nie udało by mi się zrealizować tego marzenia o napisania z kimś bloga :) Moja kochana :*
NN : Hyllie !





I'm Jemi...

2 komentarze:

  1. Mi sie bardzo podoba :) Wiecej takich !
    Porwali Selene, Cloe sie poklocila z Sel , Luc jest przez nia znienawidzony...No niezle :)Czekam na nn !
    Julia

    OdpowiedzUsuń
  2. haha... zajebiście! mój następny! ;D dzięki za dedyk ;p

    OdpowiedzUsuń